Pro i contra, Niedziela 32/2001
Kwaśniewski bił się w cudze piersi
W znakomitym artykule
"Nie uświadomiony antysemityzm"
w Tygodniku Solidarność z 3 sierpnia prof.
Tomasz Strzembosz zwraca uwagę na różne absurdy obrzędu przeprosin w
Jedwabnem 10 lipca, "w którym wiodącą rolę odegrał prezydent Aleksander
Kwaśniewski". Strzembosz pisze m.in.: "Dlaczego przepraszali? Gdyż
zamordowanych w Jedwabnem, może podświadomie, a może i nie podświadomie,
uznano za innych obywateli II Rzeczypospolitej. Bo potraktowano ich, jakby
byli niejako poza polską społecznością, jakby byli tu OBCY.
Dlaczego w
tym akcie brali udział wysocy przedstawiciele społeczności państwa Izrael
(Żydzi z USA) i znakomici przedstawiciele społeczności żydowskiej w
Polsce? Wszak gdyby z jakichkolwiek powodów - politycznych, ideowych,
klasowych itp. - tysiąc Kowalskich zamordowało tysiąc Brzezińskich, nikt
by za to nie przepraszał, bo byliby to wszak POLACY. Założono milcząco, że
zamordowani w Jedwabnem Żydzi, których nikt nie zapytał o ich stosunek do
państwa i narodu polskiego ( mogli wśród nich być także tacy, którzy -
całkiem słusznie - uważali się za Polaków!), to nie Polacy, a Żydzi. Nikt
przy tym nie wyjaśnił, na jakiej podstawie tak założono. Religijnej?
Rasowej? Opcji państwowej czy narodowej? Stosunku do polskiej, zniszczonej
przez wojnę państwowości? Nie wyjaśniono także do końca, z jakich przyczyn
zostali oni zamordowani: rasowych i religijnych - właśnie jako Żydzi?
Politycznych - np. za kolaborację z okupantem sowieckim, w celach
rabunkowych? Ani badania historyczne, ani nie zakończone śledztwo nie
wyjaśniło jeszcze, z jakich przyczyn obywatele polscy w Jedwabnem wzięli
udział w mordowaniu ( czy nawet tylko spędzaniu na rynek) innych obywateli
polskich z Jadwabnego. Przyjęto więc, że 'nasi' zamordowali 'obcych', a
nie innych 'naszych'. I stąd udział reprezentantów Izraela, i stąd
przeprosiny wstrząśniętego prezydenta RP. Dlaczego fakt ten zwraca moją
uwagę? Ano, m.in. dlatego, że prezydent Kwaśniewski nie przepraszał równie
gorąco żadnych innych obywateli państwa polskiego, nawet zamordowanych
przez funkcjonariuszy tej formacji politycznej, której wysokim działaczem
był przez długie lata i po której spadek - finansowy i moralny - przejęła
partia polityczna, którą przez lat parę kierował. A z rąk tej formacji i
jej sojuszników ze Wschodu zginęło kilkaset razy więcej obywateli II
Rzeczypospolitej niż w Jedwabnem i Radziłowie. (...) Przepraszał jedynie
Żydów, za mord dokonany pod auspicjami innego, niemieckiego państwa, bez
udziału państwa polskiego. Dlaczego? Nie mam na to jasnej odpowiedzi. Może
właśnie dlatego, że jest owym podświadomym antysemitą, dla którego Żyd -
to Żyd i nikt się Żyda nie pyta, za kogo się uważa. A przecież mogli ci
ludzie uważać się np. za obywateli państwa sowieckiego. Nie za Żydów - a
Sowietów. Mogli się uważać za Polaków pochodzenia żydowskiego. Za
kogokolwiek (...) O, jakże łatwo bić się w cudze piersi, w piersi biednych
i prostych ludzi z Jedwabnego, chroniąc jednocześnie swą własną pierś
członka komunistycznej nomenklatury. Jakże łatwo! (...) jeszcze do tego
dwie uwagi, nie dotyczące już prezydenta, a naszych gości z Izraela,
Stanów Zjednoczonych itp. Dlaczego to 60., okrągła rocznica spalenia w
synagodze białostockiej 27 czerwca przez Niemców ok. 800 Żydów polskich,
tak bliska czasowo 10 lipca, nie spotkała się z analogicznym uszanowaniem?
Dlaczego tu także nie odmówiono modłów, nie położono kamyków? Czyżby Żydzi
z Białegostoku byli mniej ważni lub mniej umęczeni? Nie pojmuję!!! Czy
dlatego, że tutaj oprawcami byli niewątpliwie funkcjonariusze III Rzeszy?
I druga. Dlaczego w Izraelu nie płaczą równie głośno nad dziećmi semickimi
rozstrzeliwanymi z broni ręcznej i maszynowej na ziemiach przyznanych
Palestyńczykom? Przecież zginęły tam setki dzieci! I chyba nigdzie na
świecie obecnie już nikt nie strzela z broni, ostrą amunicją do dzieci
semickich tak łatwo i tak bez litości? Czyżby to też była forma swoistego
antysemityzmu?
Wzywam tych, co płaczą nad dziećmi żydowskimi w
Jedwabnem i Radziłowie, rozumiejąc dobrze ich ból i podzielając ich ból,
by zapłakali równie krwawo nad dziećmi semickimi na własnej ziemi i ziemi
swych najbliższych sąsiadów. I by spowodowali, by przestała się lać krew
dziecięca. Wszak od nich to zależy. Są tutaj suwerenni, a nie w kraju
okupowanym. Mogą. Wszystko mogą. Niechże więc mają
sumienie".
Czterech zbrodniczych premierów
Prof. Strzembosz wyraził
zdziwienie, że w Izraelu nie płaczą równie głośno jak nad ofiarami sprzed
60 lat w Jedwabnem nad dziś zabijanymi kulami izraelskimi dziećmi
Palestyńczyków. Ja zaś zapytuję konkretnie po imieniu, dlaczego ambasador
Izraela w Warszawie Szewach Weiss wciąż przy każdej okazji poucza nas na
temat Jedwabnego, negując jakąkolwiek potrzebę ekspiacji Żydów za zbrodnie
komunistów żydowskich na Polakach i milcząc o tym, co wyrabiają jego
rodacy wobec okupowanych przez nich Palestyńczyków. Tej właśnie sprawie
poświęciłem bardzo obszerny tekst w Tygodniku Głos pt. Zbrodnie i fałsz
(nr z 4 sierpnia) . Wyrażałem tam zdziwienie, że tak mentorsko pouczający
Polaków o domniemanych zbrodniach polskich "antysemitów" na Żydach
ambasador Szewach Weiss jakoś nigdy nie zastanowił się, że sam dziś
reprezentuje w Warszawie premiera-zbrodniarza Ariela Szarona, generała
nazywanego " rzeźnikiem Libanu". Odpowiedzialnego za umożliwienie
falangistom libańskim zamordowania ponad 1000 kobiet, starców i dzieci w
obozach w Sabrze i Szatili w 1982 r. i zdjętego za to z dowództwa, lecz
nigdy nie ukaranego sądowo za rolę w masakrze Arabów. Tak jak nigdy nie
został ukarany za wcześniejszą zbrodnię, gdy jako 25-letni dowódca
kierował rajdem izraelskiego komanda, które "zabiło grupę niewinnych
Jordańczyków". Wspomina o tym b. agent Mossadu V. Ostrovski w pisanej
wspólnie z C. Hay książce By Way of Deception (New York 1990, s. 317).
Dlaczego Szewach Weiss i inni tak "wrażliwi" Izraelczycy nie biją się
w piersi ani za zbrodnie Szarona, ani za zbrodnie trzech innych premierów
Izraela: Menachima Begina, Yicchaka Szamira i Icchaka Rabina? Ben Gurion
był przecież dowódcą terrorystycznej grupy Irgunu, która w 1948 r.
wymordowała bestialsko 254 Arabów, w tym wiele kobiet i dzieci w pokojowo
nastawionej arabskiej wsi Deir Yassin. Begina nigdy nie ukarano za tę
zbrodnię, którą pysznił się po latach, bo spowodowała ucieczkę setek
tysięcy Arabów. Nie ukarano, lecz przeciwnie, zrobiono go premierem.
Gdzież izraelski wstyd, gdzie przeprosiny za zbrodnię w Deir Yassin? Za
zbrodnię tę odpowiadał również inny późniejszy premier Izraela Yicchak
Szamir, dowodzący terrorystami Stern Gangu, którzy także uczestniczyli w
masakrze bezbronnych wieśniaków arabskich z Deir Yassin. I wreszcie
czwarty zbrodniczy premier - Icchak Rabin, który był jednym z
odpowiedzialnych za wymordowanie w 1956 r. kilkunastu jeńców egipskich
(był wówczas szefem sztabu) .
BBC oskarża Szarona
Adam Adler pisze w Przekroju
(numer z 15 lipca) w korespondencji z Izraela pt. Niewolnik własnej
legendy o ciężarze przeszłości przygniatającym premiera Szarona. Zdaniem
Adlera, jest szansa, że Szaron "stanie przed Trybunałem Międzynarodowym w
Hadze, zgodnie z oskarżeniem wysuniętym przed dwoma tygodniami w
popularnym programie telewizyjnym Panorama brytyjskiej BBC". Zarzuty BBC
dotyczą roli Szarona w umożliwieniu krwawego zmasakrowania obozów w Sabrze
i Szatili w 1982 r. Według Adlera: "W Izraelu starannie przemilczano
oskarżenia BBC, apelującej o postawienie Szarona przed Trybunałem
Międzynarodowym w Hadze, ale oskarżenia Brytyjczyków zaważyły na chłodnym
przyjęciu premiera w Waszyngtonie i nakłoniły Palestyńczyków ocalonych z
zagłady w Sabrze i Szatili do wytoczenia Szaronowi procesu przed sądem w
Brukseli.
Belgijskie prawo karne umożliwia karanie zbrodniarzy
wojennych bez względu na ich narodowość i miejsce popełnienia
przestępstwa" .
Co ciekawsze, Szaron ma coraz gorszą prasę w samym
Izraelu. Nie tyle jednak za swe zbrodnie z przeszłości, co za skrajną
niezręczność na arenie międzynarodowej, gdzie coraz mocniej przegrywa w
prezentowaniu polityki Izraela na tle o wiele zręczniejszego Arafata.
Adler cytuje komentarz jednego z najpoważniejszych dzienników izraelskich
Haaretz: " Premier Izraela Ariel Szaron jest przy przewodniczącym
Autonomii Palestyńskiej Jaserze Arafacie rekrutem politycznym i
niedołęgą".
Sowieci przeciw Powstaniu Warszawskiemu
W Gazecie Polskiej z 1 sierpnia w
tekście pt.: Rozkazuję: akowców aresztować Paweł Stroiłow z Moskwy
publikuje jeden z najhaniebniejszych dowodów cynizmu władz sowieckich w
stosunku do Powstania Warszawskiego. Jest to ściśle tajny rozkaz generała
NKWD Liubyja z 28 sierpnia 1944 r., ostrzegający przed przemarszem
oddziałów Armii Krajowej, idących na pomoc powstańczej Warszawie.
Świadomie pomagając Niemcom walczącym z powstańcami w Warszawie, rozkaz
nakazywał rozbrajać i brać do niewoli " wszelkie grupy 'krajowców'", które
będą usiłowały się przedrzeć z pomocą dla Warszawy".
W obronie krzyża
W Tygodniku Solidarność - jakże
ważne przypomnienie bojów w obronie wiary i milicyjnych represji w
Kraśniku Fabrycznym w dniu 26 czerwca 1959 r. Autor tekstu W obronie
krzyża - Marcin Dąbrowski przypomina przyczyny konfliktu: Kraśnik
Fabryczny, jak również Nowa Huta i inne powstające ośrodki robotnicze w
PRL-u "miały być na wzór sowiecki socjalistycznymi blokowiskami bez Boga i
kościołów". W Kraśniku już w 1939 r. powstały fundamenty planowanej tam
świątyni. Po wojnie uznano jednak, pod rządami komunistycznymi, że nie ma
w ogóle mowy o budowaniu kościoła w przyfabrycznej osadzie. W 1957 r. pod
wpływem nacisku społecznego Urząd ds. Wyznań udzielił jednak zgody na
budowę obiektu sakralnego w Kraśniku Fabrycznym. Postawiono krzyż, później
wzniesiono obok niego prowizoryczny ołtarz. Stopniowo okazało się jednak,
że władze komunistyczne nie chcą dotrzymać złożonej wcześniej obietnicy, a
nawet doszło do skonfiskowania przedmiotów kultu (26 czerwca 1959 r.). I
to właśnie wywołało wielkie zajścia uliczne w Kraśniku, starcia tłumów
wiernych z milicją, ORMO i ZOMO. Zajścia bezwzględnie spacyfikowano, a w
późniejszym procesie liczne osoby skazano na więzienie. Wierni musieli
czekać aż do 1977 r. na ponowną zgodę na kościół. Autor tekstu przypomina
inne podobne konflikty, powstałe na skutek działań władzy dla
wyeliminowania z życia społecznego religii rzymskokatolickiej. Pisze: "W
latach 1959-63 zarzewia konfliktów na tle religijnym wybuchały w Otwocku,
Mszczonowie, Głuchołazach, Nowej Hucie, Zielonej Górze, Gliwicach, Toruniu
i Przemyślu. Największą skalę i najbardziej dramatyczny przebieg, ze
strzelaniem do tłumu, miały wydarzenia 27 kwietnia 1960 r. w Nowej Hucie".
Sam pisałem o tym szerzej w książce Walka z Kościołem wczoraj i dziś
(Szczecinek 1999).
Jedno jest pewne, że bardzo duża część Polaków,
zwłaszcza z młodszych pokoleń, bardzo mało wie, do jakich represji
posuwały się komunistyczne władze w PRL-u w szykanowaniu wiary
katolickiej. Znamienne, że dziś coraz chętniej nawiązujący do tradycji
PRL-u postkomuniści z SLD nigdy nie zdobyli się na przeproszenie milionów
Polaków za te represje. I za to, że - jak mocno zaakcentował bp Adam Lepa
w lipcu 1994 r. - "przez ponad 40 lat katolicy w Polsce byli obywatelami
drugiej kategorii (...) za praktyki represjonowani byli utratą awansu, a
nawet pracy". Bp Adam Lepa dodał: "W miejsce przeprosin katolicy słyszą
inwektywy, kierowane pod adresem swego Kościoła, i widzą dalsze próby do
ograniczenia jego praw". Przypomnę, że szczególnie wiele inwektyw pod
adresem Kościoła znajdowaliśmy w ostatnich latach na łamach dzienników i
czasopism postkomunistycznych, począwszy od Trybuny ( choćby osławiona,
barbarzyńska wręcz napaść na Ojca Świętego), po Politykę, Wprost, Nie i
rzucające kalumnie na Kościół i religię dosłownie w każdym numerze Dziś b.
premiera komunistycznego Mieczysława F. Rakowskiego. Sami SLD-owcy
przyznawali w chwilach szczerości, że bardzo wiele swego kapitału
politycznego zdobywali na atakach na Kościół (głównie na prymitywnych
antykościelnych oszczerstwach, wykorzystujących posiadanie przez
postkomunistów dominującej pozycji w telewizji, etc.). Dość przypomnieć
choćby swego rodzaju stachanowca w tej walce z Kościołem - tak bliską
postkomunistów i nagrodzoną orderem przez Kwaśniewskiego Olgę Lipińską z
jej coraz agresywniejszym i coraz prymitywniejszym kabaretem. Na jakiej
podstawie opierają się więc pełne hipokryzji zapewnienia z ostatnich dni
przywódcy SLD Leszka Millera o tym, jak bardzo dziś SLD jest bliski
Kościołowi?
JERZY ROBERT NOWAK
Kolejność akapitów zmieniona. Podkreślenia w tekście moje - WK.
Powrot