Naród Polski poddawany jest obecnie olbrzymiemu
naciskowi ze strony zagranicznych grup interesów. Do grup tych należą
Żydzi w USA i Izraelu oraz Niemcy. Ataki przeciwko Polsce (głównie
medialne) przygotowywane były przez dziesięciolecia.
Nie jest dla
nikogo tajemnicą, że w mediach niemieckich wpływy Żydów są bardzo duże.
Wielu żydowskich dziennikarzy m.in. Paul Spiegel - przewodniczący Rady
Niemieckich Żydów, Michael Friedmann - wieloletni członek zarządu Rady
Niemieckich Żydów, Lea Rosch, Henryk Broder - publicysta, Marcel
Reich-Ranicki - krytyk literacki, Michael Seeligmann - komentator, to
znane postacie, które codziennie wypowiadają się przed kamerami
telewizyjnymi i mikrofonami radiowymi, często na temat spraw
niemiecko-żydowskich. Z kolei politycy Izraela pewni są poparcia ze
strony polityków niemieckich i nierzadko z niego korzystają. Ostatnio
prosili o pomoc militarną dla rozwiązania konfliktu z Palestyńczykami, co
świadczy o dużym zaufaniu. Minister spraw zagranicznych Niemiec J. Fischer
udzielił Izraelowi politycznego poparcia, jednak kategorycznie odmówił aż
tak daleko idącej ingerencji.
Kłamstwa i szantaż
Niemcy są trzecim krajem (po USA i Izraelu), w którym
bezkrytycznie powtarzane są kłamstwa wymyślone przez pewne niechętne
Polsce kręgi żydowskie, oskarżające Polaków o współuczestnictwo w
niemieckiej zagładzie narodu izraelskiego. Polskie placówki dyplomatyczne
w Niemczech coraz rzadziej zaprzeczają tej kłamliwej tezie, a jeżeli
występują do mediów z prośbą o zamieszczenie sprostowania, to często bez
pozytywnego skutku. Dlaczego? Odciążeni politycznie tym kłamstwem
Niemcy czują się pewniejsi, starają się umiejętnie i konsekwentnie zrzucić
odpowiedzialność za zagładę Żydów, a także w ogóle za II wojnę światową,
na inne narody. Z kolei Polacy nie bronią się przed rozpowszechnianiem
tego kłamstwa, bo są sparaliżowani szantażem dotyczącym ewentualnego
cofnięcia niemieckiego poparcia dla Polski w Unii Europejskiej!
Za późno i za mało
Za pomocą dotacji, Niemcy
przedstawiają dzisiaj obraz II wojny światowej tak, jak chcą, by widzieli
go inni. Czyli wygodnie dla siebie. W tej nowej wizji historii nie widać
niemieckiego terroru okupacyjnego, zbrodni nie popełniali Niemcy, lecz
jacyś mityczni naziści SS i gestapo, a Wehrmacht prowadził "uczciwą
wojnę". W mediach niemieckich sprawcami mordu na Żydach czyni się Polaków
- o Niemcach nie ma mowy. Wszyscy korespondenci niemieckich gazet z
Polski, systematycznie przedstawiają Polaków jako zbrodniarzy wojennych
winnych mordu w Jedwabnem.
Ostatnie przykłady
Stypendystka z Polski napisała duży artykuł dla
"Frankfurter Allgemeine Zeitung" o polskiej zbrodni w Jedwabnem
(skrytykowany przez "Nasz Dziennik" 7 marca 2001). Kolejny antypolski
artykuł w tygodniku "Der Spiegel" (28 maja) ukazał się w formie wywiadu.
Claus Christian Malzahn rozmawiał z, mieszkającym dziś w Izraelu,
Awigdorem Nieławickim - Żydem, który w 1941 roku przebywał w Jedwabnem. 10
lipca ukrył się na polu unikając śmierci w stodole. Wojnę przeżył, podając
się za Polaka, w szeregach partyzantów Armii Krajowej - według niego
"antysemickiej". Nielawicki szeroko opowiada o antysemityźmie i
kolaboracji Polaków z Niemcami, o Polakach, którzy zabijali Żydów i do
tego "nie potrzebowali Niemców". Mimo, iż Polacy ukrywali Nieławickiego
wraz z rodziną, oskarżył ich w niemieckiej gazecie o zbrodnie na Żydach
np. w Białymstoku: "Najgorsze jest to, że zabili (Polacy) moją rodzinę".
Obszerny artykuł w "Der Spiegel" kończy się pytaniem dziennikarza
tygodnika: "Po wojnie, w lecie 1945 roku podał Pan swoje przeżycia w
Białymstoku do protokołu?" Nielawicki: "Tak, ale moje zeznanie zostało
później (przez Polaków) sfałszowane. Wyjaśniałem w nim, na przykład, jak
Niemcy razem z Polakami polowali na Żydów. W tym protokole, który dopiero
niedawno czytałem, nie wspomina się o udziale Polaków. Kolaboracja została
zatuszowana".
Winy Niemców zmniejszają się, a rzekome winy Polaków rosną
Negocjatorzy, rząd, parlament i koła gospodarcze
Niemiec z zadowoleniem zawarli wymuszoną na nich umowę o wypłatach tzw.
"odszkodowań" - w rzeczywistości tylko symbolicznego gestu
zadośćuczynienia wobec żyjących jeszcze ofiar prześladowań II wojny
światowej. Przecież kwota 10 miliardów marek i pisemne zobowiązanie się
poszkodowanych do nie występowania w przyszłości z jakimikolwiek
roszczeniami prawnymi wobec Niemców to niewiele w porównaniu chociażby do
strat materialnych, jakie narody Europy poniosły wywołaną i prowadzoną
przez państwo niemieckie niszczycielską wojną. Niemcy wszelkimi sposobami
starają się podzielić tą odpowiedzialnością z "innymi". Dyplomaci
Polski i Niemiec nie ustają w politycznych wysiłkach, a państwo niemieckie
nie żałuje pieniędzy, aby inspirować i przeprowadzać niezliczone działania
związane z tzw. "pojednaniem" (Versöhnung) pomiędzy narodem niemieckim i
polskim. Jednak poprzez polityczne nadużywanie tego pojęcia zostało ono
wręcz wypaczone, coraz częściej mówi się o "kiczu pojednania". Taki jest
los wszystkich odgórnie sterowanych procesów społecznych. Tak będzie także
z tzw. jednoczeniem się Europy, które odbywa się kosztem utraty
suwerenności państw narodowych. Przeciwko tradycyjnym niemieckim
planom zbudowania "zjednoczonej Europy" (Bismarck, Hitler), jak i
proponowanemu przez ministra Fischera i kanclerza Schroedera - wspólnemu
rządowi państw Europy - wystąpili ostro politycy francuscy, m.in. premier
Francji Lionel Jospin. Opowiedział się on jednoznacznie za "federacją
państw narodowych", co z zaskoczeniem przyjęli polscy politycy -
zwolennicy Unii Europejskiej. Słowo "naród" od kilku lat nie może im
przejść przez gardło, gdyż, zgodnie z doktryną niemieckiego "adwokata",
przeszkadza to w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego w Polsce przy
pomocy prounijnej propagandy medialnej.
Globalizacja pod dyktando Niemiec
Członkowie "społeczeństwa obywatelskiego",
czyli Polacy, "uszczęśliwieni" obecnością Polski w UE, udadzą się w
poszukiwaniu pracy za granicę. Wspaniałomyślny rząd RP już dzisiaj
obiecuje im to zapewnić, negocjując z UE "korzystne" dla Polaków prawo do
pracy, czyli "włóczenia się po Europie za kawałkiem chleba", w zamian za
polskie nieruchomości. Polacy nie zdają sobie sprawy, że unijne "prawo
swobodnego osiedlania się" będzie działało tylko w jedną stronę.
Bilans ekonomiczny jest bezlitosny. Jeszcze przez dziesięciolecia
Polaków w krajach UE będzie stać tylko na wynajęcie wieloosobowego pokoju
- kwatery do spania po wielogodzinnej ciężkiej pracy - gdyż o zapłaceniu
czynszu za mieszkanie (50-70 proc. przeciętnej pensji) lub o jego kupnie
(bez olbrzymiej pożyczki w banku) będą mogli tylko pomarzyć. Natomiast
obywatele Unii Europejskiej, a przede wszystkim Niemcy, chcieliby
swobodnie kupować nieruchomości w Polsce. Posiadanie nieruchomości
gdziekolwiek w Europie, ich wynajmowanie, zapewnia spokojną egzystencję.
Wielu Niemców zarządza swoimi nieruchomościami w innych krajach za pomocą
internetu i miejscowego zarządcy. Tak będzie także w Polsce. Za pieniądze
Unii Europejskiej liberałowie szkolą Polaków na "otwartych obywateli"
przyszłej, globalnej Europy!
"Polska domem dla wszystkich"
Wspaniałą perspektywę, wynikającą z unijnej swobody
osiedlania się, nakreślił kanclerz Schroeder w Berlinie 3 września 2000
roku, na spotkaniu z członkami "Związku Wypędzonych". Przewodnicząca
związku Erika Steinbach, która, jak sama oświadczyła, wysuwania roszczeń
uczyła się pracując w związkach żydowskich na terenie Niemiec, do dzisiaj
pełni funkcję w zarządzie Towarzystwa Niemiecko-Izraelskiego. Na
początku maja br. E. Steinbach w imieniu "Związku Wypędzonych" przedłożyła
Parlamentowi Europejskiemu projekt prawa europejskiego. Chodzi o to, by
Parlament Europejski mógł wywierać nacisk na rząd polski, aby ten cofnął
wszystkie akty prawne, które po 1945 roku pozbawiły Niemców własności oraz
zapewnił prawo nabywania nieruchomości i swobody osiedlania się
obcokrajowców w Polsce. (podkr. moje - WK.)
"Wypędzeni - ostatnie ofiary Hitlera"
To nie tylko tytuł trzyodcinkowego filmu wyświetlonego
w niemieckiej telewizji publicznej. To także jednoznacznie ustawienie się
"wypędzonych" w roli ofiar wojny. Uważają oni, że uchwalone przez aliantów
w Poczdamie "wypędzenie" nie było konsekwencją wywołanej i przegranej
przez Niemcy wojny, ale samowolnym, niezgodnym z prawem międzynarodowym,
zbrodniczym aktem rządów Czech i Polski. Funkcjonariusze "Związku
Wypędzonych" żądają, aby Polacy i Czesi przeprosili za "wypędzenie".
Niestety, nie zważając na konsekwencje prawne, zrobił to już w 1995 r. w
Bundestagu minister Bartoszewski. "Wypędzeni" żądają też, by Polacy i
Czesi zwrócili Niemcom nieruchomości, a tam, gdzie nie jest to możliwe,
wypłacili odszkodowania.
Ziomkostwa Ślązaków
Herbert
Hupka, honorowy przewodniczący Ziomkostw Ślązaków, zachęca do przyjazdu na
tegoroczne spotkanie do Norymbergi (14-15 lipca). Pisze, że przyszłość
Śląska, "który obecnie jest poddany suwerenności polskiej", będzie
rozwiązana w zjednoczonej Europie bez granic! To samo twierdzą i wcale się
z tym nie kryją, przywódcy tzw. niemieckiej mniejszości w Polsce, np.
poseł na Sejm RP Henryk Kroll czy Helmut Paździor. Trudno się im dziwić,
"Związek Wypędzonych" to, według przywódców niemieckiej mniejszości w
Polsce, a także niektórych polskich dyplomatów (?!), najlepszy niemiecki
partner w procesie polsko-niemieckiego "pojednania". Członkowie
Związku Polaków w Niemczech spod znaku Rodła i członkowie Armii Krajowej,
żyjący na Opolszczyźnie, w swym rozpaczliwym apelu zwracają się do
marszałka województwa opolskiego Stanisława Jałowieckiego o utrzymanie
Muzeum Powstańców Śląskich w Leśnicy koło Góry św. Anny: "Powstania
Śląskie, za sprawą pewnych kręgów społecznych, stają się ostatnio coraz
częściej drażliwym tematem politycznym w naszym regionie. Obok prób
pomniejszania ich znaczenia, konsekwentnie dąży się do likwidowania
elementów dokumentujących bohaterski zryw ludu śląskiego w walkach o
powrót Śląska do Polski. Nasze media przekazują nam coraz częściej
bulwersujące i co najmniej kontrowersyjne wypowiedzi ze strony tych kręgów
dotyczące między innymi nazewnictwa miejscowości, ulic, napisów i symboli,
w tym również o charakterze nazistowskim, na różnego rodzaju tablicach i
pomnikach, niejednokrotnie obrażających uczucia narodowe Polaków.
Wprost skandalem i prowokacją nazwać należy wysuwane ostatnio przez te
kręgi postulaty, zmierzające do zmniejszenia i ograniczenia ekspozycji
powstańczej bądź w ogóle zmiany charakteru i zadań Muzeum Czynu
Powstańczego w Leśnicy. Świadczy o tym między innymi ostatnia
propozycja umieszczenia w to miejsce zbiorów bożonarodzeniowych szopek
bawarskich, nie związanych w ogóle ze Śląskiem ani jego dziedzictwem
kulturowym. Intencje tego rodzaju poczynań ujawnił już we wrześniu
2000 roku lider mniejszości niemieckiej w informacji przekazanej
premierowi rządu RP Jerzemu Buzkowi w czasie jego pobytu na ziemi
strzeleckiej, stwierdziwszy wprost, że 'w edukacji regionalnej widzi on
potrzebę odmitologizowania Góry św. Anny'. Stwierdzenie to, naszym
zdaniem, nie wymaga komentarza i ujawnia prawdziwe dążenia i zamiary tych
kręgów."
Veto dla własności Polaków
Po zawetowaniu
ustawy uwłaszczeniowej w Polsce wszyscy członkowie niemieckiego "Związku
Wypędzonych" chwalili sprzeciw prezydenta Kwaśniewskiego wobec ustawy
reprywatyzacyjnej. Zachęceni podanym uzasadnieniem będą mogli (lub ich
spadkobiercy) skutecznie dochodzić "swoich praw" do własności w Polsce,
także przed sądami europejskimi. Już dziś są przekonani, że z pozytywnym
skutkiem. Precedensem mogą być wyroki sądów amerykańskich w sprawie
roszczeń żydowskich wobec Polski przed sądami w USA. Dodatkowym
obciążeniem dla Polaków jest zapis w Konstytucji RP o wyższości prawa
międzynarodowego nad prawem Polski, po przyłączeniu jej do UE! Polacy,
po "wchłonięciu" Polski przez UE, będą pracowali nadal na czarno, gdyż
legalnie nikt Polaków nie przyjmie - nikomu z pracodawców się nie śni
płacić za nich podatki! Skracanie przez rząd polski "krakowskim targiem"
okresu przejściowego na zakup przez cudzoziemców nieruchomości i ziemi w
Polsce, w zamian za skrócony okres przejściowy w dostępie Polaków do
unijnego rynku pracy, jest utopią. Polska wyjdzie na tym "jak Zabłocki na
mydle". Dostęp do rynku pracy można zmieniać, reglamentować, regulować
- nieruchomość się posiada lub nie! Ograniczanie dostępu do rynku
pracy przez negocjatorów Unii Europejskiej jest poza tym skutecznym
propagandowym trickiem - "coś za coś". Za kilka lat sytuacja demograficzna
Niemiec sama rozwiąże ten problem, a raz sprzedanych obcokrajowcom
nieruchomości nigdy już Polacy nie będą w stanie odkupić.
Piotr Wojnicki
Powrot
|