Oskarżenia bez dowodów
 
Pomnik poświęcony pamięci Żydów zamordowanych w Jedwabnem
"Przyszedł czas, kiedy można poważnie zająć się ciemną stroną stosunków polsko-żydowskich w czasie II wojny światowej" - powiedział prof. Tomasz Szarota w wywiadzie udzielonym "Gazecie Wyborczej" na temat książki Jana Tomasza Grossa pt. "Sąsiedzi", traktującej o morderstwie popełnionym w lecie 1941 r. na Żydach zamieszkujących miasteczko Jedwabne. Trudno się nie zgodzić z faktem, że relacje polsko-żydowskie w XX w. nie zostały rzetelnie zbadane. Sęk w tym, że nie uczynił tego również Gross. Jego książka miała być przyczynkiem do badań na stosunkiem społeczeństwa polskiego do eksterminacji Żydów, stała się jednak źródłem niepokoju dla każdego historyka zajmującego się najnowszymi dziejami Polski lub Żydów.

Nieprzebadane archiwa

Podstawowym źródłem, na którym Gross opiera swoje wywody, jest powojenna relacja Szmula Wasersztajna, jednego z ocalonych z pogromu w Jedwabnem. Wynika z niej, że 10 lipca 1941 r. w mieście dokonano masowego morderstwa na miejscowych Żydach. Logiczną konsekwencją odnalezienia takiej relacji powinno być zbadanie zawartości archiwów żydowskich, polskich, niemieckich, białoruskich i rosyjskich.
Nie ma możliwości napisania dobrej pracy na temat Jedwabnego bez zapoznania się chociażby z dokumentami wytworzonymi przez Niemców. Tymczasem Gross informuje czytelnika, że na temat Jedwabnego w archiwach niemieckich nic nie ma - w przypisie podając sygnaturę z Bundesarchiv w Koblencji oraz notkę bibliograficzną wyboru fragmentów (!) raportów sytuacyjnych Einsatzgruppen z kampanii sowieckiej, opracowanego przez Yitzaka Arada, Shmuela Krakowskiego oraz Shmuela Spectora. Dodatkowym argumentem przemawiającym, według Grossa, za brakiem materiałów na interesujący temat jest fakt, że "ani Christopher Browning, ani David Engel (...), którzy od lat badają niemieckie archiwa, o miasteczku Jedwabne nie słyszeli". Na podstawie tych przypisów czytelnik nie jest w stanie zorientować się, czy Gross przeszukiwał archiwum w Koblencji, czy przeczytał wybór dokumentów Einsatzgruppen, czy też tylko zajrzał do indeksu miejscowości w książkach Browninga i Engela. Teoretycznie powinien on spędzić w Bundesarchiv kilka tygodni w poszukiwaniu dokumentów dotyczących Jedwabnego. Ale czy tak było? Dlaczego nic nie wiemy o poszukiwaniach Grossa w postsowieckich archiwach?
Interesująca jest natomiast kwestia Żydowskiego Instytutu Historycznego jako ośrodka gromadzącego dokumentację, również świadectwa ofiar niemieckich zbrodni. Amerykański historyk polskiego pochodzenia dr Marek Jan Chodakiewicz, cytując żydowskiego historyka Henryka (Icchaka) Rubina sugeruje, że relacje Żydów ocalałych z zagłady powinny być szczególnie weryfikowane, ponieważ ich pisanie nadzorowali działacze Komitetów Żydowskich pochodzący z komunistycznego nadania. Podobnie ocenia zawartość zespołu relacji John Armstrong, również historyk z USA, który uważa, że zespół z relacjami w ŻIH "jest to dziwny zespół, ponieważ istnieją różne relacje, które mają tę samą sygnaturę... Ale także jest tam de facto podzespół "kopie", w których są inne wersje relacji (ta sama osoba jest autorem i sygnatura jest ta sama), ale różnią się treściami. Zapytałem pracownika Archiwum ŻIH, dlaczego tak jest. Dał mi do zrozumienia, że w okresie komunistycznym nastąpiły czystki i poprawianie relacji. Fakt, że tak było, nie podważa użyteczności zespołu, ale podkreślam, że należy z wyjątkową ostrożnością do niego podchodzić". Innym zjawiskiem jest znikanie relacji, np. po 1979 r. zniknęła relacja Gustawy Wilner; Według Bernarda Marka, działacza komunistycznego i żydowskiego historyka, m.in. w tym dokumencie miała być rzekomo zawarta informacja o morderstwach popełnionych na Żydach podczas Powstania Warszawskiego przez powstańców. O istnieniu tej relacji wiadomo tylko z fiszki bibliograficznej w ŻIH-owskim katalogu.

Nierzetelność Grossa

W swojej pracy Jan Tomasz Gross jest tak niestaranny, że prof. Tomasz Szarota stwierdził: "[Gross] badał sprawę Jedwabnego nazbyt powierzchownie, żebyśmy mogli zrozumieć, co się tam stało naprawdę". Zresztą sam autor przyznaje się do niestaranności, w artykule "Mord "zrozumiały"?" pisze: "Można było sprawę Jedwabnego dokładnie zbadać, a książkę staranniej napisać". Podobnie ocenił "Sąsiadów" dr Paweł Machcewicz, dyrektor Biura Edukacji Publicznej Instytutu Edukacji Narodowej, dr Krzysztof Jasiewicz z Polskiej Akademii Nauk oraz wspominany dr Marek Chodakiewicz. Jedynym publicystą, który wręcz pochwalił Grossa za warsztat, był dr Andrzej Żbikowski z ŻIH, obecnie pracujący dla IPN. Zapewne chcąc rywalizować z Grossem w szokowaniu polskiej opinii publicznej, pozwolił sobie napisać, że "[Niemcy] choćby nie wiem, jak bardzo chcieli, nie byli w stanie miejscowych [Polaków z Jedwabnego i okolic] do mordu [na Żydach] zmusić". Większość publicystów biorących udział w dyskusji nad "dziełem" prof. Grossa mimo zastrzeżeń do jego rzetelności gratuluje mu odwagi w podejmowaniu "kontrowersyjnych" tematów. Być może ich oportunizm wynika z chęci odnalezienia się w głównym nurcie historiografii polsko-żydowskiej. Pamiętamy przecież prof. Andrzeja Chwalbę (niedoszłego prezesa IPN), który publicznie tłumaczył się z członkostwa w PZPR chęcią zrobienia kariery naukowej.
Gross założył w "Sąsiadach", że zbrodnia dokonana na społeczności żydowskiej była dziełem tzw. zwykłych ludzi, Polaków mieszkających w Jedwabnem. Autor, wbrew relacji Wasersztajna, który nazywa napastników "miejscowymi chuliganami", de facto rozciągnął odpowiedzialność za zbrodnię na prawie całe społeczeństwo miasteczka. Czy były to lokalne męty, czy też mieszkańcy Jedwabnego zostali przymuszeni do tego przez Niemców? Dla historyka są to zasadnicze pytania, dla oskarżyciela, jakim staje się Gross, również powinny takimi być. Zwłaszcza, jeśli chce obciążyć odpowiedzialnością za tę zbrodnię "społeczeństwo" Jedwabnego. Relacja o obecności kilkuset Niemców w Jedwabnem w dniach masakry zostaje a priori odrzucona jako niewiarygodna. Prof. Szarota podaje, że "w związku z jedwabińskim pogromem działało Kommando Białystok, na czele którego stał Wolfgang Birkner z warszawskiego gestapo." Autor "Sąsiadów" zaś odpowiada: "Ja jednak pozostanę sceptyczny co do ewentualnych poszukiwań śladów Birknera". Ale przecież on tego wątku w ogóle nie badał! Interesujące jest, że w 1966 r. dr Szymon Datner pisał w Biuletynie ŻIH: "Niemcy zgromadzili miejscowych policjantów i ludzi z marginesu, rozdzielili między nich broń, wydali rozkazy. Sami Niemcy nie brali w tym udziału. Zadowalali się fotografowaniem, by mieć dowody, że nie tylko Niemcy nienawidzili Żydów". Wersji o niemieckiej odpowiedzialności nie wyklucza również prof. Tomasz Szarota. Kluczową rolę mogą mieć relacje Waldemara Macholla, gestapowca, który zajmował się bezpieczeństwem na Białostocczyźnie, opracowane i w części opublikowane przez Datnera w 1965 r. Nie wiadomo jednak, gdzie się znajduje rękopis relacji.

Wątpliwe podejście do źródeł

J.T. Gross nie pokusił się o rzetelną krytykę źródeł, a więc o to, co jest obowiązkiem każdego historyka. "Jeśli chodzi o warsztat historyka epoki pieców oznacza to, w moim mniemaniu, konieczność radykalnej zmiany podejścia do źródeł. Nasza postawa wyjściowa do każdego przekazu pochodzącego od niedoszłych ofiar Holokaustu powinna się zmienić w wątpiącej na afirmującą. Po prostu dlatego, że przyjmując do wiadomości, iż to co zostało podane w tekście takiego przekazu, rzeczywiście się wydarzyło i że gotowi jesteśmy uznać błąd takiej oceny dopiero wtedy, kiedy znajdziemy po temu przekonywujące dowody (...) powinniśmy traktować dosłownie strzępki informacji, którymi dysponujemy, zdając sobie sprawę, że prawda o zagładzie społeczności żydowskiej może być tylko tragiczniejsza niż nasze o niej wyobrażenie na podstawie relacji tych, którzy przeżyli". Takie zdanie nie mogłoby wyjść spod pióra historyka. Jan Tomasz Gross powinien wiedzieć, że krytyka źródeł nie może być warunkowana narodowością lub wyznaniem. Nie można zgodzić się na rezygnację z używania podstawowego aparatu historyka wobec jakichkolwiek źródeł powstałych w sytuacji ekstremalnej. Nawet strzępki informacji źródłowych powinny być poddane jak najbardziej szczegółowej analizie, właśnie dlatego, że są strzępami. Nie można zrozumieć, dlaczego Gross bezkrytycznie podchodzi do relacji Wasersztajna, a równocześnie meldunek syna gen. Januszajtisa, o tym, że "Żydzi tak potwornie męczą Polaków i wszystko co z polskością jest związane pod sowieckim zaborem (...) że Polacy (...) przy pierwszej sposobności tak potworną na nim zemstę wywrą, o jakiej jeszcze żaden antysemita nie miał pojęcia", opatruje następującym komentarzem: "Jako opis sytuacji był to tekst chybiony (...)". Gdyby jednak przyjąć metodę Grossa przy badaniu położenia ludności polskiej pod okupacją sowiecką, to na podstawie relacji moglibyśmy ujrzeć obraz straszliwych zbrodni, jakich dopuścili się na Narodzie Polskim Żydzi w sowieckiej służbie. Faktem jest, że niezależnie od narodowości miejscowi pomocnicy przy organizacji wywózek byli znienawidzeni. W telewizyjnym programie "Dialogi z przeszłością" (4 grudnia 2000 r.) prof. Tomasz Strzembosz stwierdził, że polscy chłopi z zambrowskiego i Wysokiego Mazowieckiego okrutnie mordowali wszystkich swoich polskich sąsiadów, którzy współpracowali lub byli podejrzani o współpracę z NKWD przy sporządzaniu list do wywózek.

Potrzebne dalsze badania

Poza problemami z metodologią i faktografią Gross ma również problemy z liczeniem. Na jednej stronie podaje, że według spisu z 1931 r., Jedwabne liczyło 2.167 mieszkańców (s. 270), kilkadziesiąt stron dalej pisze "przed wojną, jak pamiętamy, mieszkało tam [w Jedwabnem] circa 2.500 osób". Skąd Gross wziął te liczby? Podobnie rzecz się ma z liczbą żydowskich ofiar. Gross za Wasersztajnem podaje, że spalono 1.600 osób; Jasiewicz za sowieckimi dokumentami podaje, że w mieście i okolicach (sic!) przed wybuchem wojny sowiecko-niemieckiej było ich 1.400! Czyli można sądzić, że w dniu masakry było ich zdecydowanie mniej, ponieważ jakaś liczba zapewne uciekła z Sowietami. Inną liczbę podawał żydowski historyk dr Szymon Datner. Oczywiście kwestionowanie liczby ofiar nie zmienia faktu, że zbrodnia miała miejsce. Pokazuje jednak, że jej okoliczności nie są jasne i historia wypadków jedwabnieńskich wciąż czeka na rzetelnego badacza.
W książce praktycznie brakuje tła historycznego. Nie znamy przebiegu okupacji sowieckiej w Łomżyńskiem, która być może miała bezpośredni wpływ na wydarzenia w lecie 1941 r. Wiadomo z innych źródeł, że wśród obywateli polskich kolaborujących z sowieckim okupantem na Kresach byli również Żydzi. Informacje na ten temat można znaleźć zarówno w relacjach Polaków, jak i Żydów. Według relacji z okolic Jedwabnego, Żydzi pełnili w tamtych okolicach funkcje pomocnicze. Tadeusz Kiełczewski, jedwabnieński pracownik samorządowy, tak relacjonował kształtowanie się władzy sowieckiej: "Zaraz po wkroczeniu Armii Sowieckiej samożutnie powstał komitet miejski (przewodniczący polak Krytowczyk Czesław, członkowie byli zaś żydzi) milicja składała się też z żydów komunistów" [pisownia oryginalna]. Wśród wspomnień z tamtych lat można znaleźć jeszcze bardziej wstrząsające: "Pamiętam, jak wywozili Polaków do transportu na Sybir; na każdej furmance siedział Żyd z karabinem. Matki, żony, dzieci klękały przed wozami, błagały o litość". Taką postawę Żydów Żbikowski eufemistycznie podsumował pisząc, że Żydzi "potrafili się do nowego ustroju dopasować".
Autor "Sąsiadów" autorytatywnie stwierdza: "gdyby nie było inwazji Hitlera na Polskę, to Żydzi jedwabnieńscy nie zostaliby wymordowani przez swoich sąsiadów". Z jego badań nie wynika jednak, kto był sprawcą tej zbrodni.
Kilka lat temu po wydaniu równie "interesującej" książki Grossa - "Upiorna dekada. Trzy eseje o stereotypach na temat Żydów, Polaków, Niemców i komunistów 1939-1948" - w recenzji młodego historyka, Piotra Gontarczyka, można było przeczytać: "Czytając tę książkę trudno jest się momentami zorientować, kto wymordował Żydów: Polacy czy Niemcy?". Niedługo czekaliśmy na odpowiedź...
Sebastian Rzeczkowski

Materiały wykorzystane: Jan Tomasz Gross "Sąsiedzi". Historia zagłady żydowskiego miasteczka, Sejny 2000; "Diabelskie szczegóły". Z profesorem Tomaszem Szarotą rozmawia Jacek Żakowski, "Gazeta Wyborcza", 18-10 listopada 2000 r.; Jan Tomasz Gross "Mord "zrozumiały"?" "Gazeta Wyborcza", 26-27 listopada 2000 r.; Marek Jan Chodakiewicz "Kłopoty z kuracją szokową", "Rzeczpospolita" 5 stycznia 2001 r.; Paweł Machcewicz "W cieniu Jedwabnego", "Rzeczpospolita", 11 grudnia 2000 r.; Andrzej Żbikowski "Nie było rozkazu", "Rzeczpospolita", 4 stycznia 2001 r.; Piotr Gontarczyk "Upiory J. T. Grossa", "Życie" 9 marca 1999 r.


Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1