Niewygodna prawda
Antoni Macierewicz

 
Zarówno Aleksander Kwaśniewski jak i niektórzy historycy udają, że akta obciążające Niemców za mord w Jedwabnem nie istnieją

Niewygodna prawda

Odkrycie w archiwum białostockim akt Sądu Grodzkiego w Łomży z nieznanymi dotąd relacjami o wydarzeniach w Jedwabnym powinno stać się momentem przełomowym w badaniach nad przebiegiem ówczesnego dramatu. A jednak tak się nie stało. Równocześnie z ujawnieniem akt przedstawiciele władz politycznych i administracyjnych pospieszyli z ich interpretacją mającą przekonać, że zawierają one relacje "szczątkowe", "schematyczne", "mało wiarygodne" a przez to nie wnoszące niczego zasadniczego do postępowania w sprawie mordu w Jedwabnem.

Prawda Kwaśniewskiego

Być może stało się tak dlatego, że w 19 zeznaniach, w tym 9 naocznych świadków spalenia Żydów, żaden nie obciążył odpowiedzialnością Polaków, a wszyscy wskazywali na Niemców jako na organizatorów i wykonawców zbrodni. Dyrektor Archiwów Państwowych prof. Daria Nałęcz na konferencji prasowej ogłosiła fragmenty 28 relacji i każda z nich zawierała kluczowe stwierdzenie "Żydów w stodole spalili Niemcy". Po jednodniowej sensacji, prasa, radio i telewizja zamilkły jednak na temat tych dokumentów. Doszło nawet do tego, że jeden z dzienników relację o tych dokumentach rozpoczął od następującego zdania: "Udział Polaków w mordzie w Jedwabnem nie budzi wątpliwości - przyznają archiwiści i historycy". Najdalej w dezawuowaniu wartości odnalezionych akt poszedł Aleksander Kwaśniewski. W wypowiedzi dla telewizji TVN "Kropka nad i" w dniu 30 marca 2001 podtrzymał opinię, że odpowiedzialność za zbrodnie ponoszą Polacy. Mówił też wiele o "czarnym obrazie" Polski okresu wojny, "szmalcownikach i tych, którzy jeszcze przed wojną wygłaszali hasła antysemickie", konieczności "wyrażenia skruchy" itd. Powołał się także na historyków "którzy zajmują się tą sprawą" i stwierdził autorytatywnie "Nie ma niestety żadnych argumentów, żeby zweryfikować pogląd, że w Jedwabnem morderstwo dokonało się polskimi rękoma. Że się dokonało w czasie wojny, że współsprawcami tego są Niemcy, bo wywołali tę wojnę, że prawdopodobnie część z nich przyglądała się z akceptacją temu, co się tam dzieje, to jest inny temat. Ale niestety wszystkie informacje, wszystkie fakty, które otrzymujemy, nie zmieniają istoty problemu.(...) Dokonała się tam zbrodnia i w tej zbrodni Polacy brali udział".
Do tekstu tego trzeba będzie jeszcze wrócić, a przede wszystkim do tej szczególnej hierarchii odpowiedzialności, w której Polacy winni są konkretnej zbrodni na Żydach w Jedwabnem, a Niemcy temu, że "wywołali wojnę", a wydarzeniom w Jedwabnem "prawdopodobnie część z nich przyglądała się z akceptacją". W ten to sposób człowiek, który pełni najwyższy urząd państwowy, zobowiązany do tego, by "honoru narodu polskiego strzec" zareagował na ujawnienie dokumentów jednoznacznie stwierdzających, że mordu dokonali Niemcy.

Usłużni historycy

Można się zastanawiać o kim Kwaśniewski myślał powołując się na "opinie historyków"?
Na temat odnalezionych dokumentów sądowych wypowiadali się Daria Nałęcz i Andrzej Przewoźnik (oboje historycy, choć równocześnie wysocy urzędnicy państwowi) oraz prof. Jan T. Gross; żaden inny historyk po dziś dzień nie komentował publicznie nowych dowodów. Prof. Daria Nałęcz podkreślała wątpliwości. Według jednych relacji prasowych dziwi ją, że świadkowie wskazywali na Niemców jako na sprawców zbrodni. Zapewne, stwierdza, "wstydzili się" przed polskim sądem wskazywać Polaków jako winnych. Nałęcz rozważała też, co mogło pchnąć Polaków do mordowania Żydów. Mimo to, prof. Nałęcz uznała jednak, że nowe dokumenty "uprawdopodabniają obecność Niemców" podczas mordu w Jedwabnem. Według innych relacji prof. Nałęcz komentując odnalezione dokumenty przypomniała, że "prof. Gross ponad wszelką wątpliwość dowiódł, że było współsprawstwo polskie" a zeznania z 1947 r. są "w jakimś sensie wiarygodne". Podkreślała też, że "wyrażane w nich wielokrotnie przekonanie, że głównymi sprawcami zbrodni byli Niemcy, skłania do zastanowienia." Podobnie pokrętne były wypowiedzi pana Przewoźnika.

Z perspektywy prezesa

Istotne znaczenie miały też wypowiedzi prof. Leona Kieresa, prezesa Instytutu Pamięci Narodowej. Występując w programie Bogdana Rymanowskiego w telewizji Puls, stanowczo podtrzymał swoją opinię sprzed miesiąca na spotkaniu z Żydami w USA, iż to "Polacy zamordowali Żydów w Jedwabnem". Dla Kieresa dokumenty z Łomży nie stanowią zasadniczego "przełomu", są "lakoniczne" i będą musiały zostać poddane szczegółowym badaniom. Obecność Niemców podczas mordu uznał za "oczywistą" i wielokrotnie przez IPN wskazywaną ale nie zmieniającą odpowiedzialności Polaków za mord. Powołał się przy tym na "prawomocny" wyrok sądu z 1949 r. i "powagę rzeczy osądzonej" oraz późniejsze ułaskawienie jednego z oskarżonych, volksdeutcha Bardonia, przez "prezydenta Bieruta". Mówiąc o relacjach sądowych z Łomży zastanawiał się, dlaczego tak istotne dla sprawy dokumenty nie zostały uwzględnione w procesie jaki komuniści urządzili w 1949 r.?
Kieres nie wspomniał jednak, że nawet ówczesne stalinowskie władze, które torturami wymuszały zeznania, nie ośmieliły się iść w kłamstwie tak daleko, by skazać podsądnych za popełnienie morderstwa na Żydach, a wyrok z 1949 r. mówił o "pomocnictwie i działaniu na rzecz niemieckiego okupanta". W 2001 roku Prezes Instytutu Pamięci Narodowej nie miał tych obiekcji i wydał na Polaków zaoczny wyrok skazujący stwierdzając, że "mordowali Żydów". Może tylko dziwić, że postanowił to uczynić właśnie z okazji odnalezienia dowodów wskazujących na Niemców jako sprawców. Prezes zapowiedział, iż Instytut przesłucha osoby składające wówczas zeznania, o ile jeszcze żyją. Przy okazji dowiedzieć się było można, iż prace śledcze wzmocni nowy prokurator. Nie jest jasne czy oznacza to, że zostanie od śledztwa odsunięty prokurator Ignatiew, który wyraźnie dotychczas nie chciał dać się wmontować w antypolską nagonkę.

Mity i fakty

Wszystkie te enuncjacje są albo wyrazem bezbrzeżnej ignorancji albo złej woli. W Polsce drugiej połowy lat 40-ych to raczej Polacy bali się Żydów zajmujących uprzywilejowane stanowiska w administracji państwowej, a zwłaszcza w aparacie prokuratorskim, bezpiece, adwokaturze, więziennictwie itd., a nie Żydzi Polaków. Domniemanie, że zeznający mogli eksponować rolę Niemców aby nie "zadrzeć" z Polakami, świadczy o zupełnej nieznajomości ówczesnych realiów. Politykę władz komunistycznych w latach 40-ych ukazuje zresztą najlepiej proces z 1949 r., podczas którego została podjęta próba przerzucenia odpowiedzialności z Niemców na Polaków, tyle, że jako zupełnie absurdalna się nie powiodła. Polacy, torturowani w śledztwie, podczas jawnego procesu odwołali zeznania ujawniając Niemców jako rzeczywistych sprawców mordu.
Podobnie śmieszne jest podważanie wiarygodności dokumentów dlatego, iż nie użyto ich w ówczesnym postępowaniu karnym. To prawda, iż zapewne UB świetnie wiedziało o zeznaniach wskazujących Niemców jako sprawców. Ale nie to przecież było celem procesu przeciw Polakom. Trzeba kompletnie nie znać historii Polski ówczesnych czasów oraz zasad działania aparatu komunistycznej represji, by sądzić, że taki proces mógł odbywać się bez dokładnego uprzedniego rozeznania i kierunkowych decyzji co ma z niego wynikać. Nie użyto więc tych zeznań właśnie dlatego, że wykluczały winę Polaków, a proces skonstruowany był po to, by Polaków skazać! Eksponowanie przez prezesa Kieresa legalności i praworządności komunistycznych procedur prawnych, w tym "prezydenta Bieruta" robi wrażenie albo zupełnej nieznajomości tego czym był komunizm i jak wyglądała historia Polski lat 40-ych, albo jakiegoś upiornego gestu politycznego wobec dzisiejszych środowisk postkomunistycznych.

Nowe źródła

Wszystko to oczywiście nie znaczy, by dokumenty odnalezione w Białymstoku nie powinny zostać dokładnie przebadane. GŁOS dysponuje kserograficznymi odbitkami ich części. Nie ulega wątpliwości, że są to dokumenty autentyczne, pochodzące z lat 1947, 1948 i 1949 a więc zawierają one najstarsze znane relacje naocznych świadków dotyczące wydarzeń w Jedwabnem. Są to dokumenty rozpraw przed Sądem Grodzkim w Łomży. Każda ze spraw zawiera wniosek o stwierdzenie zgonu składany przez adwokata, wykaz świadków mających potwierdzić zgon, protokół przebiegu rozprawy, oraz postanowienie zawierające uzasadnienie. Świadkowie zeznają pod przysięgą, uprzedzeni o odpowiedzialności za składanie fałszywych zeznań. Znamy imię i nazwisko każdego z nich, wiek, wyznanie, stosunek do osób o których zeznaje. W rozprawach uczestniczy przedstawiciel Prokuratorii Generalnej. Informacja o tym, że to Niemcy zamordowali Żydów powtarza się w każdej sprawie kilkakrotnie, w kolejnych dokumentach. We wniosku oraz w uzasadnieniu wyroku ma to charakter skrótowej, lakonicznej konkluzji, co być może zmyliło np. prof. Kieresa. Inaczej rzecz wygląda w protokole, który zresztą nie jest stenogramem, a więc wiernym, słowo, w słowo zapisem rozprawy, lecz jej swoistą syntezą. Mimo to niektóre z protokołów zawierają dokładne cytaty zeznań i często widać, że świadkowie dodatkowo dopytywani uszczegółowiają swoje relacje. Zeznania różnią się między sobą w szczegółach, choć wszystkie jednoznacznie winę za zorganizowanie i przeprowadzenia mordu składają na Niemców. Łatwo więc odróżnić te, które składają ludzie znający je ze słyszenia od obserwujących wydarzenia z pewnej odległości czy od relacji np. świadka, który sam ledwo uciekł z palącej się stodoły. Fakt, że zeznania pochodzą zarówno od Polaków jak i od Żydów, naocznych świadków, a w niektórych wypadkach wręcz ofiar, czyni z tych relacji źródło zasadnicze i dla całej sprawy kluczowe.

Niemcy, Niemcy i raz jeszcze Niemcy!

Można się zapytać, czegóż jeszcze trzeba dla rozstrzygnięcia odpowiedzialności za mord w Jedwabnem po przeczytaniu zeznania Zelika Lewińskiego:
"W czasie gdy Niemcy wkroczyli do Jedwabnego ludność żydowska masowo została spędzona do stodoły za Jedwabnem i w tej stodole została masowo spalona. Ja wraz z ojcem petenta byłem w liczbie osób pędzonych do stodoły, jednak w ostatniej chwili przed stodołą udało mi się zbiec i schować pod murem cmentarnym obok stodoły. Stwierdzam stanowczo, że widziałem na własne oczy Zelika Zdrojewicza jak Niemcy wpędzili go do stodoły, a następnie stodołę podpalili i spalili wszystkich zapędzonych w niej Żydów. Żydów w tej stodole zostało spalonych kilkaset".
Zarzecki Tadeusz:
"Petenta Józefa Lewina znam osobiście. Jest on bratem Fajgi z Lewinów Zajensztat, która w dniu 10 lipca 1941 r. została zamordowana przez Niemców w ten sposób: że Żydzi a między nimi i ona zostali wpędzeni do stodoły i spaleni. To wszystko widziałem na własne oczy".
Józef Ramotowski
"Gołdę i jej męża Piekarskich znałem. Zostali oni w lipcu 1941 r. przez Niemców w Jedwabnem wymordowani. Prócz nich zostali wszyscy Żydzi z Jedwabnego spaleni w stodole. Wiem to ze słyszenia, gdyż naocznym świadkiem nie byłem. Słyszałem, że między innymi spaleni zostali Jankiel Piekarski, Gołda Piekarska i dwie ich córki Chaja-Sara i Pesza. Bliższych danych o Piekarskich nie mogę podać. Również nie mogę podać imion ich rodziców. Zginęło wówczas około 1.500 osób ludności żydowskiej i widziałem jak Niemcy pędzili cały tłum ludności żydowskiej do stodoły, w której zostali spaleni".
Jankiel Benc
"Byłem stałym mieszkańcem w Jedwabnie. 10 lipca 1941 roku widziałem jak Niemcy wszystkich Żydów z Jedwabnego spędzili do stodoły i podpalili. Widziałem jak wpędzony był do stodoły Moszek Keminarowicz i spalił się wraz z innymi. Wtenczas ukrywałem się przed Niemcami, w tę porę byłem w ukryciu na cmentarzu i wszystko widziałem."

Wiarygodność relacji

W analizie relacji ustnych czynnik czasu i bezpośredniego świadectwa odgrywać powinien szczególnie istotną rolę. Jest bowiem oczywiste, że im relacja czasowo bliższa wydarzeniom, tym bardziej wiarygodna. Jest też jasne, że bardziej na zmiany podatna jest wiadomość zasłyszana, niż to co widzieliśmy sami. Upływ czasu i pośrednictwo sprzyja pojawianiu się nowych okoliczności wpływających na interpretację wydarzeń a czasem nawet na swoistą konfabulację. Bywa tak, że wydarzenie opisywane przez świadków początkowo bardzo wstrzemięźliwie i lakonicznie, po latach obrastają w nowe fakty, oceny, szczegóły. Jest dość częstą tendencją niehistoryków, że chętniej sięgają po relacje późniejszą ale barwną i szczegółową, niż wcześniejszą ale suchą i pozornie "mało interesującą". To pułapka, która zawsze się mści.
Waga relacji sądowych jest tym większa, że wszystkie (poza jedną) złożone zostały przed procesem z maja 1949 r. a więc nie są uwikłane w polityczny kontekst z tym związany. Co więcej, składane są w innej sprawie, bo w związku z dochodzeniami uznania za zmarłe osób z Jedwabnego, po których krewni pragnęli przejąć spadek. Ponieważ na tamtych terenach księgi metrykalne ludności żydowskiej zostały przez Niemców zniszczone, dla objęcia spadku należało przeprowadzić sądowe dochodzenie. Do tego niezbędni byli naoczni świadkowie śmierci. Byli to ludzi wskazani i dobrani przez spadkobierców, przeważnie krewni lub bliscy znajomi zamordowanych. Wśród świadków są zarówno Żydzi jak i Polacy a zeznania ich nie różnią się w żaden szczególny sposób. Z punktu widzenia celu składanych zeznań ważne było przede wszystkim potwierdzenie naocznego świadectwa śmierci. Okoliczności śmierci i sprawcy, z tego punktu widzenia to dane drugorzędne. A jednak wszyscy powtarzają, że mord zorganizowali i przeprowadzili Niemcy a sąd potwierdza w uzasadnieniach, że jest to fakt powszechnie znany. Zeznania w żadnej ze spraw nie są kwestionowane, ani przez sąd, ani przez przedstawiciela Prokuratorii Generalnej obecnego na każdej rozprawie.
Czy wskazanie na Polaków jako ewentualnych sprawców mogło utrudnić uzyskanie wyroku otwierającego drogę do spadku jak sugerują relacje z konferencji prasowej prof. Nałęcz? Z punktu widzenia procedury, z pewnością - nie. Uznanie za zmarłego nie zależało od tego, kto przyczynił się do śmierci. Czy sąd mógł odrzucić takie świadectwo i uniemożliwić wejście w prawa spadkobiercy? Nie ma żadnych przesłanek do takich hipotez, zwłaszcza, że niektórzy świadkowie i spadkobiercy nie kryją się z prokomunistycznymi sympatiami, co przecież mogło spotykać się z niemniejszą repulsją jak oskarżanie Polaków o antysemityzm. Nie wydaje się też, by istotną rolę odgrywała np. osoba sędziego, zeznania składane są przed kilkoma różnymi składami sędziowskimi a w jednym wypadku świadkowie zeznają nie w Łomży a przed Sądem Grodzkim Łodzi.

Jedwabne, Radziłów, Wizna...

Ludnościowe dane sowieckie z tych terenów z 1940 r. wskazują, że w Jedwabnem i okolicznych miasteczkach mieszkało łącznie ok. 1.600 Żydów. W jednej z relacji sądowych twierdzi się, że wszyscy Żydzi z Wizny, którzy przeżyli represje niemieckie pierwszych dni okupacji zostali przesiedleni do Jedwabnego "i tam przez Niemców spaleni w stodole za miastem". Być może podobnie było w Radziłowie i Wąsoszu. Wskazywałyby na to wzmianki stwierdzające, że w Jedwabnem przebywali wówczas Żydzi z tych miasteczek. Być może Jedwabne zostało wybrane przez Niemców na swoisty punkt zborny i miejsce mordu całej ludności żydowskiej także z okolic. Przemawiałaby za tym także relacja Czesława Kupieckiego z 1974 r. złożona dla prokuratury w Dortmundzie, który twierdzi, że w Jedwabnem na Starym Rynku przez dłuższy czas po spaleniu ludzi w stodole, istniało getto, z czasem przeniesione do Łomży. A jeśli tak, to przekonanie o mordach poza Jedwabnem mogłoby być nieprawdziwe. Aby sprawdzić tę hipotezę trzeba po pierwsze przeprowadzić solidne badania terenowe poszukując innych, poza już odkrytym, masowych grobów. Po drugie zaś, nasuwa się konieczność dotarcia do analogicznych akt sądowych dotyczących własności żydowskiej w Wiznie i Wąsoszu. Po trzecie wreszcie, trzeba wrócić do historii getta w Łomży, bo tam, zgodnie z zeznaniami, więzieni byli Żydzi ocaleli z kaźni w Jedwabnem.
Pełna analiza tych akt ujawni zapewne dodatkowe istotne szczegóły. Już teraz trzeba porównać zeznania świadków procesów łomżyńskich z lat 1947-49 z zeznaniami procesu, w którym UB skazało Polaków za pomocnictwo Niemcom. Okaże się wtedy, że niektórzy świadkowie oskarżający Polaków w 1949 r. we wcześniejszych zeznaniach, obecnie ujawnionych, jednoznacznie stwierdzają, że mordu dokonali Niemcy (np. św. Żyluk) a inni w ogóle nie byli wówczas w Jedwabnem. I tak np. jeden z głównych świadków, któremu zawierzył prof. Jan T. Gross - Eljasz Grondowski, zeznając 24 maja 1948 r. przed Sądem w Łomży powiedział: "Matka moja Bluma Grondowska 10 VII 1941 r. została zamordowana przez Niemców w Jedwabnem przez spalenie w stodole razem z innymi Żydami tegoż miasteczka. Wtenczas ja byłem w Rosji."
Okazuje się więc, że świadkowie Grossa to albo volksdeutsche, jak Bardoń, którzy dla ratowania własnego życia gotowi są do najstraszniejszych oskarżeń pod adresem Polaków, albo ludzie, którzy w ogóle nie byli świadkami wydarzeń a czasem nawet nie byli wówczas w Jedwabnem (jak Grondowski) albo też funkcjonariusze UB (jak Wasersztejn).

Ukryte źródła

Jedno jest pewne - przejście do porządku dziennego nad relacjami zawartymi w aktach sądowych wskazuje na niechęć prowadzenia uczciwego śledztwa i sugeruje, że rację ma Leszek Żebrowski twierdząc, że wyrok dawno już został wydany i to niezależnie od rzeczywistego przebiegu wypadków i prawdy o mordzie w Jedwabnem. (podk. moje - WK.) Być może właśnie dlatego Instytut Pamięci Narodowej powołany do ujawniania dokumentów robi wiele, by dokumenty przed opinią publiczną ukryć. Przez dwa blisko lata jedynym człowiekiem, który miał dostęp do akt procesu z 1949 r. był prof. Jan Tomasz Gross. Przed trzema tygodniami udostępniono je także prof. Strzemboszowi. Równocześnie zapowiedziano wydanie Białej Księgi a prof. Strzembosza zapewniono, że kserokopia tych materiałów będzie dostępne dla badaczy. Wciąż jest jednak inaczej a Instytut powołując się na potrzeby śledztwa akt nie udostępnia, choć dysponuje kopią kserograficzną. Wszystko to razem oznacza, że kierownictwo IPN stara się za wszelką cenę ograniczyć możliwość weryfikacji tez zawartych w książce Grossa. To po prostu nieuczciwe a fakt, iż w takiej manipulacji uczestniczy instytucja powołana do odbudowy prawdy historycznej, wskazuje jak dalece zdegradowane jest polskie życie polityczne, naukowe i prawne. Zapewne dlatego właśnie tak ostra i nieprofesjonalna reakcja spotkała ujawnione dokumenty sądowe. Są one jednak już dostępne i nie dało się zatrzymać ich dotarcia do opinii publicznej. Stąd próba dyskredytacji lub przemilczenia. Takie działania kompromitują ich autorów jako prawników, naukowców, urzędników państwowych.

Odpowiedzialność historyków

Jak mogło dojść do tego, że to wszystko mogło się zdarzyć, a ubeckie oskarżenia z lat 40-ych mogły zostać uznane przez prezydenta Polski, liczne grono historyków, środowisk politycznych i dziennikarskich za wiarygodne? Do aspektów politycznych tej sytuacji trzeba będzie jeszcze wielokrotnie wracać, teraz skupić się warto na historycznej i metodologicznej stronie tego zagadnienia. Otóż jest oczywiste, że nigdy by do tego nie doszło gdyby dokonano uczciwej i solidnej analizy źródeł a zwłaszcza tzw. procesu z 1949 r., w którym skazano Polaków za pomocnictwo. Tymczasem, niestety, po dziś dzień akta te nie zostały porządnie zanalizowane, nie wiemy kto i dlaczego oskarżał wówczas Polaków i np. kto ich bronił? Nie znamy bezpieczniackich kulisów tej sprawy. A z pewnością istnieją akta w UOP pozwalające odnieść ten proces do planów represyjnych UB wobec ziemi łomżyńskiej i podziemia niepodległościowego oraz narodowego. Nie dokonano choćby pobieżnej rekonstrukcji życiorysów ówczesnych aktorów wydarzeń. Czy naprawdę może historyk nie wziąć pod uwagę, że głównymi oskarżycielami są volksdeutsch i ubek a oskarżonymi w istocie społeczność jednego z najbardziej patriotycznych miasteczek w Polsce? Czy nie dziwi, że ówcześni oskarżyciele w ogóle nie dostrzegają roli Niemców i dopiero pospieszny wyrok zapadający po ujawnieniu faktu tortur lekko koryguje ten fałsz? Czy można dziś twierdzić, że Polacy uczestniczyli w tej zbrodni, choć istnieją wiarygodne źródła twierdzące, że było inaczej, a świadectwa oskarżycielskie są stronnicze?
Gross i opierający się na jego tezach Kwaśniewski kontynuują ubecką linię oskarżeń wobec Polaków. Ich stanowisko nie ma nic wspólnego ani z prawdą, ani z analizą historyczną. Jest politycznym oszczerstwem wymierzonym przeciwko Narodowi Polskiemu.

ANTONI MACIEREWICZ

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1