(Z pogranicza przedwojennych stosunków polsko-sowiecko-żydowskich - wtr. WK.)
Pokój ryski pozostawił poza wschodnią granicą
Rzeczypospolitej około miliona Polaków. Duże i zwarte skupiska ludności
polskiej znajdowały się na Białorusi i Ukrainie. Na tych terenach
bolszewicy postanowili utworzyć polskie rejony autonomiczne, które miały
przygotować polskojęzyczne kadry dla przyszłej polskiej republiki
sowieckiej.
Gdy po klęsce bolszewików pod Warszawą w sierpniu 1920
roku, upadła nadzieja na wejście Polski w skład Związku Sowieckiego,
polscy komuniści postanowili stworzyć namiastkę polskiej republiki
sowieckiej na terytorium ZSRS. Zbiegło się to z propagowaną w polityce
sowieckiej na początku lat 20., tzw. korierizacją, która oznaczała powrót
do korzeni każdej z narodowości dotychczas uciskanej przez carat.
Stwarzało to pewne możliwości rozwoju kultury i oświaty w rodzimym języku
oraz jego używanie w lokalnej administracji. Jeżeli 100 tys. osób danej
narodowości mieszkało w zwartym skupisku, w danym rejonie mogła powstać
republika autonomiczna, a jeżeli 50 tys. - rejon autonomiczny.
Polskie rejony
Nim powstały rejony autonomiczne,
powołano komórki polskie na wszystkich szczeblach partii komunistycznej. W
Kijowie utworzono Polski Instytut Wychowania Społecznego (przekształcony z
czasem w Polski Instytut Pedagogiczny). Zaczęły również ukazywać się
polskojęzyczne gazety. W końcu sierpnia 1924 roku, Rada Komisarzy
Ludowych Ukraińskiej SRR wydała postanowienie "O tworzeniu narodowych rad
wiejskich". 22 marca 1925 roku, na wspólnym posiedzeniu władz guberni
wołyńskiej i okręgu żytomierskiego powołano polski rejon narodowościowy.
Natomiast we wszystkich wioskach, w których mieszkało ponad 500 Polaków,
zaczęto tworzyć polskie rady wiejskie (na terenie sowieckiej Ukrainy
utworzono w sumie 150 polskich rad). Zjazd założycielski Polskiego
Rejonu Narodowego im. Juliana Marchlewskiego na Ukrainie odbył się w
kwietniu 1926 r. Inicjatorami utworzenia autonomicznego rejonu polskiego
na Ukrainie i Białorusi byli czołowi polscy komuniści - Feliks Kon, Julian
Marchlewski, Feliks Dzierżyński i jego żona Zofia, Tomasz Dąbal.
Polski rejon narodowościowy miał powstać na Wołyniu, ok. 100
kilometrów na zachód od Żytomierza. W położonych na tym obszarze wsiach
mieszkali w zwartych skupiskach Polacy. Na stolicę rejonu wytypowano
leżące 120 km od granicy polsko-sowieckiej trzytysięczne miasteczko
Dołbysz, którego nazwę w 1926 roku zmieniono na Marchlewsk. W początkowym
okresie spośród 40,5 tys. mieszkańców rejonu 69,8 proc. stanowili Polacy,
20,4 proc. - Ukraińcy, 7 proc. - Niemcy, 3 proc. - Żydzi. Gdy w 1930 roku
Marchlewszczyznę powiększono o kolejne wioski, jej ludność wzrosła do 52
tysięcy, z czego 28 tysięcy (czyli ok. 70 procent) stanowili Polacy.
Nieco później, bo 15 marca 1932 roku powstał Polski Rejon Narodowy im.
Feliksa Dzierżyńskiego na Białorusi, na którego stolicę wybrano Kojdanów
(późniejszy Dzierżyńsk) położony w pobliżu Mińska, niedaleko granicy z
Polską. Wcześniej na sowieckiej Białorusi utworzono 40 polskich rad
wiejskich, które objęły 23 proc. ludności polskiej na Białorusi. W skład
Dzierżyńszczyzny weszło kilkadziesiąt wsi położonych wokół Kojdanowa.
Planowano utworzenie trzeciego polskiego rejonu autonomicznego na Ukrainie
w pobliżu Płoskirowa (Podole).
Przyczółki bolszewików
Polskie rejony autonomiczne w zamierzeniu miały być
przyczółkami służącymi do "eksportu" rewolucji bolszewickiej do Polski
oraz zalążkami przyszłej polskiej republiki komunistycznej. Polskojęzyczna
gazeta wychodząca na Ukrainie, "Marchlewszczyzna Radziecka", pisała: "W
szeregach polskiej klasy robotniczej rejonu powinni kształcić się przyszli
sternicy budownictwa socjalistycznego Polskiej Republiki Rad". Polski
rejon zamieszkiwali głównie chłopi. Należało więc "stworzyć warstwę
proletariacką wśród miejscowych Polaków". Na terenie Marchlewszczyzny
dominowały grunty piaszczyste, zbudowano więc w tym rejonie cztery huty
szkła, które po kilku latach zatrudniały prawie 6 tysięcy robotników.
Szybko pojawiły się jednak trudności ze zbytem produkcji, ponieważ
Marchlewszczyzna nie posiadała żadnej stacji kolejowej ani dróg bitych.
Dopiero w 1933 roku zbudowano drogę z Marchlewska do Żytomierza.
Również należało zorganizować inteligencję. Ściągnięto więc do
Marchlewszczyzny emigracyjnych działaczy Komunistycznej Partii Polski
przebywających w tym czasie na terytorium Związku Sowieckiego. Głównym
ideologiem Marchlewszczyzny został Tomasz Dąbal. Przez pewien czas jego
osobę otaczano swoistym kultem. W Związku Sowieckim funkcjonowało ponad 30
różnych instytucji (kluby, kołchozy, huty), którym nadano imię Dąbala.
Nawet nazwę jednej wsi - Kisielówka - zamieniono na Dąbalówka. Przed
komunistyczną inteligencją postawiono zadanie stworzenia "polskiej kultury
proletariackiej". Komunistyczni inteligenci rozpoczęli od próby zmian
obowiązujących zasad ortografii. Dotychczasowa gramatyka, w ich opinii,
miała charakter burżuazyjny, ponieważ skomplikowane zasady pisowni
sprawiały dużo kłopotów dzieciom chłopów i robotników, nie mających zbyt
wiele czasu na naukę. W 1931 r. Bruno Jasieński wezwał do
przeprowadzenia "rewolucji językowej". Jej zwolennikiem był również Dąbal,
który uważał, że "ideałem rewolucji w dziedzinie uludowienia pisowni
polskiej powinno być: jak się mówi - tak się pisze". Likwidacja polskich
rejonów autonomicznych uniemożliwiła przeprowadzenie zmian reguł
językowych. Komunistyczni inteligenci tworzyli też programy dla szkół
Marchlewszczyzny. Lista lektur szkolnych zawierała utwory takich
polskojęzycznych pisarzy, jak Kon, Radwański, Bobińska, Niedźwiedzki czy
Zacharewicz. Dziś nazwiska te niewiele mówią nawet osobom zawodowo
zajmującym się historią polskiej literatury. Na Marchlewszczyźnie
działało w 1932 roku 78 szkół (w tym 55 polskich), w których było
zatrudnionych około 300 nauczycieli. Kadry dla polskich szkół były
przygotowywane głównie w Polskim Instytucie Wychowania Społecznego w
Kijowie. Na Marchlewszczyźnie funkcjonowały również 83 polskie czytelnie.
Polskojęzyczna prasa ukazująca się na Ukrainie w latach 1925-1935
przepełniona była komunistyczną propagandą, bardzo często szkalującą II
Rzeczpospolitą. Z ówczesnych polskojęzycznych gazet można się dowiedzieć,
że "Polska faszystowska" to "kraj szubienic, głodu i nędzy", w której "ani
chleba, ani kartofli nie ma od kilku miesięcy. Ludzie podobni do
szkieletów, dzieci giną z głodu", a "polscy bezrobotni mieszkają w
jaskiniach i podziemnych norach". Jednak gdy z okazji obchodów jubileuszu
5-lecia rejonu wysłano do Polski pociąg z mieszkańcami Marchlewszczyzny,
którzy mieli agitować polskich chłopów, by ci uciekali z Polski do Związku
Sowieckiego, okazało się, że nikt nie powrócił. Wszyscy agitatorzy woleli
znaleźć schronienie w "faszystowskiej Polsce" niż wrócić do
"komunistycznego raju".
Walka z religią
Z inicjatywy
ideologów polskiego rejonu autonomicznego zreformowano kalendarz,
wprowadzając pięciodniowy tydzień. W ten sposób dzień wolny od pracy był
ruchomy i wypadał zawsze w innym dniu tygodnia. Miało to uniemożliwić
świętowanie niedzieli. Walkę z religią, a co za tym idzie i
świętowaniem niedzieli oraz innych świąt religijnych, prowadził również
Związek Wojujących Bezbożników, którego Polską Sekcję Antykatolicką
założono w Marchlewsku. Efekty antykatolickiej propagandy były jednak
nikłe. Mimo że wszystkie kościoły zostały zniszczone lub zamknięte, a
księża aresztowani lub straceni, większość Polaków ze wzgardą odrzucała
ateistyczną propagandę. Wierni zbierali się potajemnie na modlitwy. Do
dziś na terenach dawnej Marchlewszczyzny żyją osoby, które wspominają, jak
w dzieciństwie rodzice w ukryciu uczyli ich pacierza lub zbierali się, aby
wspólnie odmawiać Różaniec i śpiewać Gorzkie Żale. Przez pewien czas w
samym Marchlewsku istniała kaplica, w której posługę pełnił ksiądz Klemes
Słowikowski (zmarł w 1926 roku).
Nie chcieli kołchozów
Mizerne efekty przynosiło tworzenie na
"Marchlewszczyźnie" kołchozów. Polacy na terenie całego ZSRS stawiali
zacięty opór kolektywizacji. W 1930 r. na Podolu, w okolicach Kamieńca,
wybuchło zbrojne powstanie polskich chłopów przeciw kolektywizacji, które
dopiero po trzech dniach stłumiło wojsko. W końcu lat dwudziestych, w
okolicach Baru tamtejsza ludność polska uzbrojona w siekiery i kosy
przepędzała aktywistów bolszewickich, a nawet likwidowała posterunki
milicji. Do podobnych wydarzeń dochodziło i w innych rejonach. Liczba
kołchozów w regionie marchlewskim była znacznie mniejsza niż w innych
częściach Ukrainy. Do wiosny 1931 r. skolektywizowano tylko 19 procent
wszystkich gospodarstw rolnych. Marchlewszczyzna, jak i cała Ukraina,
doświadczyła spowodowanego sztucznie przez władzę sowiecką głodu w latach
1932-1933. Wiele osób zmarło śmiercią głodową. Zdarzały się również
przypadki kanibalizmu. Cierpiący głód próbowali nocami wychodzić w pole i
zrywać dojrzewające zboże, lecz uzbrojeni wartownicy strzelali do nich lub
ich aresztowali. Według obowiązującego wówczas prawa (ustawa o
"rozkradaniu socjalistycznego mienia"), kradzież trzech kłosów zboża
zagrożona była karą śmierci, nawet w stosunku do dzieci.
Likwidacja
W połowie lat 30. władze sowieckie
uznały, że eksperyment stworzenia "sowieckiej Polski" nie powiódł się.
Marchlewszczyznę uznano za rejon mało perspektywiczny i postanowiono
zakończyć "polski eksperyment". Dla władz sowieckich było oczywiste, że
polscy chłopi nie chcieli oddawać swojej ziemi do kołchozów ani wstępować
do partii komunistycznej; byli przywiązani do wiary katolickiej i
pielęgnowali tradycje ojców. W prasie sowieckiej rozpoczęła się więc
nagonka na Polaków. Polak był przedstawiany jako "szpieg faszystowski",
sabotażysta" i "szkodnik". Marchlewszczyzna została zlikwidowana w
1935 roku, niedługo potem likwidacji uległa również Dzierżyńszczyzna.
Zlikwidowano również większość polskich instytucji, w tym wszystkie szkoły
i czytelnie. Rozpoczęto wówczas krwawe czystki wśród czołowych
komunistycznych działaczy Marchlewszczyzny. Prawie wszystkich przywódców
rejonu, zagorzałych, ideowych komunistów, po sfingowanych procesach
rozstrzelano. Współorganizator polskiego rejonu, ówczesny I sekretarz KC
partii komunistycznej na Ukrainie Stanisław Kosior, Polak z pochodzenia,
który wcześniej sam organizował krwawe represje na Ukrainie, w 1939 r.
uznany został za "wroga ludu" i stracony. NKWD torturami wymuszało na
polskich komunistach zeznania obciążające coraz to nowe osoby, począwszy
od komunistycznych prominentów, a skończywszy na prostych ludziach. Do
1938 r. represjonowano wszystkich nauczycieli z Marchlewszczyzny,
zarzucając im klerykalizm. Zlikwidowano Polski Instytut Pedagogiczny w
Kijowie, gdyż rzekomo odkryto w nim istnienie tajnej Polskiej Organizacji
Wojskowej, do której miało należeć wielu polskich działaczy partii
komunistycznej na Ukrainie. W końcu represjom poddano całą populację
Polaków na Ukrainie i Białorusi. Tysiące Polaków zamieszkałych w
zachodniej Ukrainie deportowano, m. in. z Marchlewszczyzny do Kazachstanu.
Zamieszkujące dziś stepy Kazachstanu ok. 100 tys. ludności polskiego
pochodzenia, to w dużej mierze potomkowie lub sami przesiedleńcy z
Marchlewszczyzny i Dzierżyńszczyzny. Według szacunków, różne formy
represji: deportacje, aresztowania i zesłania do gułagów, rozstrzeliwania,
dotknęły około 10 tysięcy osób zamieszkujących Marchlewszczyznę, czyli
prawie co czwartego mieszkańca tego rejonu.
Zatarte ślady
Władze sowieckie postanowiły zatrzeć ślad po istnieniu
Marchlewszczyzny, której terytorium podzielono pomiędzy pięć sąsiednich
rejonów. W 1939 roku nazwę Marchlewsk zmieniono na Szczorsk, a w 1946 r.
powrócono do pierwotnej nazwy Dołbysz. O polskim rejonie autonomicznym
nigdy nie wspominano w oficjalnych publikacjach. Nawet za posiadanie
polskojęzycznych gazet ukazujących się w polskich rejonach można było
trafić do więzienia. Dziś Dołbysz jest ośmiotysięcznym miasteczkiem
zamieszkałym w większości przez Polaków, głównie katolików, którzy w
ostatnich latach dzięki wydatnej pomocy z Polski wznieśli kościół.
Mieszkańcy Dołbysza borykają się z problemami biedy, bezrobocia i brakiem
perspektyw. Niedawno bowiem zbankrutowała ostatnia fabryka - zakład
porcelany, który zapewniał utrzymanie znacznej części mieszkańców miasta.
Pracownikom przez ostatnie lata nie wypłacano pensji. Jeszcze gorzej
sytuacja wygląda w okolicznych wsiach.
Andrzej Kulesza
Powrot
|