Nie zamierzamy niczego ukrywać
Leon Kieres, prezes IPN, mówi o wizycie w USA
 
Leon Kieres, FOT. JAKUB OSTAŁOWSKI
Rz: Jaki był cel pana wizyty w Stanach Zjednoczonych?

LEON KIERES: Do tej wizyty doszło z inicjatywy waszyngtońskiego Muzeum Holokaustu, a jej podstawowym celem było określenie zasad współpracy między Muzeum i IPN, gdyż wkrótce podpiszemy oficjalne porozumienie w tej sprawie. Jednak w związku ze sprawą mordu w Jedwabnem program wizyty został poszerzony o spotkania ze środowiskami żydowskimi w Nowym Jorku, Waszyngtonie i Los Angeles. Pobyt w tych miastach oraz w Chicago wykorzystałem również do spotkań z przedstawicielami Polonii. Wszędzie starałem się podkreślić, że zamierzam kierować instytucją, która będzie miała realne, a nie tylko iluzoryczne znaczenie w realizacji zadań postawionych jej przez ustawodawcę, że Instytut Pamięci Narodowej nie będzie ornamentem czy atrapą. I wydaje mi się, że te zapewnienia przekonały moich rozmówców.

Z jakimi postawami spotkał się pan podczas rozmów na temat mordu w Jedwabnem?

Pragnę podkreślić, że ani razu nie miałem do czynienia z postawami wrogimi. Od wzruszającego spotkania w Nowym Jorku z ostatnim rabinem Jedwabnego Jacobem Bakerem, poprzez rozmowy w Muzeum Holokaustu, po Centrum Studiów Żydowskich Uniwersytetu Kalifornijskiego i Centrum Szymona Wiesenthala w Los Angeles, wszędzie z aprobatą przyjmowano moje deklaracje o tym, jakie znaczenie ma dla nas ta sprawa - w sensie pełnego i obiektywnego wyjaśnienia okoliczności zbrodni w Jedwabnem. Wyjaśniałem bowiem, że nie zamierzamy niczego ukrywać, ani opóźniać toczącego się w sprawie Jedwabnego śledztwa, choć wiemy, iż sprawcami tej zbrodni byli Polacy.

Jednocześnie przekonywałem, że w kontekście tej zbrodni w żadnym wypadku nie powinno się generalizować opinii o Polakach, a tym bardziej dokonywać na nowo oceny ich postawy podczas drugiej wojny światowej i stosunków z Żydami. Bo jak w każdym państwie i narodzie byli również wśród nas ludzie, którzy czynili zło. Ale choć zła nic nie usprawiedliwia, to przecież nie można zapominać o jasnych kartach naszej wspólnej polsko-żydowskiej historii, których jest nieporównywalnie więcej niż ciemnych.

Wierzę, że moi rozmówcy przyjęli tę argumentację. Rabin Baker na przykład powiedział mi wprost, że jest przekonany o szczerości naszych intencji i że podejmowane przez nas działania w sprawie Jedwabnego z pewnością będą sprzyjały procesowi uzdrowienia stosunków między Żydami i Polakami.

Czy wysuwano jakieś postulaty?

Żebyśmy niczego nie ukrywali i wyjaśnili wszystko, co do tej pory nie zostało wyjaśnione. I tak będzie, ponieważ postępujemy w duchu prawdy. Żydzi mają również nadzieję, że jak najszybciej zostanie zmieniony napis na tablicy pamiątkowej w Jedwabnem oraz że w uroczystości z okazji sześćdziesiątej rocznicy tej tragedii wezmą udział przedstawiciele najwyższych władz Polski. Z kolei podczas spotkania w Centrum Szymona Wiesenthala poruszono problem dyskoteki w Oświęcimiu. Są to wprawdzie sprawy nie należące bezpośrednio do moich kompetencji, ale przekażę te postulaty stosownym czynnikom i nie wątpię, że zostaną zrealizowane.

Wkrótce ma się ukazać w Stanach Zjednoczonych angielski przekład książki Jana Tomasza Grossa "Sąsiedzi" o mordzie w Jedwabnem. Niektórzy dostrzegają w pańskiej wizycie próbę złagodzenia reakcji, jakie wywołać może ta książka u tych, którzy nie są przychylnie nastawieni do Polski.

Na pewno znajdą się osoby, które wykorzystają książkę "Sąsiedzi" do krytykowania postawy Polaków w czasie wojny. Gdzie mogłem, wyjaśniałem, że jest to książka wzbudzająca kontrowersje również wśród polskich historyków, na przykład co do sformułowanych w niej tez czy metodologii. Mam nadzieję, że moja wizyta przyczyniła się do stworzenia gruntu pod to, by dyskusja o książce Grossa nie była jednostronna i nie koncentrowała się wyłącznie na winie Polaków. Nadzieja ta wynika z tego, iż żaden mój rozmówca nie występował z oskarżeniami, natomiast byliśmy zgodni co do potrzeby współpracy i porozumienia.

Czego dotyczyły pana spotkania z Polonią?

Przedstawiciele Polonii byli bardzo zainteresowani śledztwami w sprawie zbrodni komunistycznych, a także procedurą dostępu do teczek osobowych w IPN. I tu jeszcze parę rzeczy wymaga wyjaśnienia. Dużym problemem jest na przykład odległość do polskich placówek dyplomatycznych. Zainteresowani wglądem do teczek muszą składać formularze osobiście, co dla niektórych osób stanowić może poważne utrudnienie. Choćby ze względu na to, że aż piętnaście stanów, czyli 60 procent terytorium USA, obsługuje tylko jedna nasza placówka, Konsulat Generalny w Los Angeles.

Z jakim "bagażem" wraca pan do Polski?

Przebieg tej wizyty umocnił mnie w przekonaniu, że idea powołania IPN była ze wszech miar słuszna i że zająłem właściwą postawę w kierowaniu pracami instytutu. Na pewno wyglądałoby to inaczej, gdybym przyjechał i mówił, iż dopiero zamierzamy wszcząć śledztwo w sprawie Jedwabnego, albo gdyby zaskoczono mnie tu jakimiś postulatami. Tymczasem potwierdza się, że działanie zgodnie z wolą ustawodawców i ponad interesami politycznymi oraz podejmowanie decyzji bez zbędnej zwłoki i stanowczo jest jedyną drogą budowania prestiżu IPN i naszego kraju. Nie chcę popadać w samochwalstwo, ale pod moim adresem nie padł ani jeden zarzut i cały czas spotykałem się z dowodami uznania. Wracam więc usatysfakcjonowany, że udało mi się przekonać moich rozmówców do misji IPN i utrwalić jego pozytywny wizerunek.

Rozmawiał w Waszyngtonie Krzysztof Darewicz

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1