Polska pomoc Żydom
Nie muszą nas kochać, ale powinni szanować
Grażyna Dziedzińska

 
Ówczesny proboszcz ks. Marceli Godlewski udzielał ofiarnej pomocy ludności żydowskiej
Fot. A. Kulesza
Krzyż koło nasypu kolejowego w Cegłowie, gdzie Niemcy 28 czerwca 1943 r. rozstrzelali 25 Polaków w ramach represji za ukrywanie Żydów
Fot. A. Kulesza
Repr. A. Kulesza
Jan Wąsowski, jego żona Aleksandra. W swoim domu we wsi Cisie ukrywali kilka osób narodowości żydowskiej. 28 czerwca 1943 r. Niemcy znaleźli ukrywających się Żydów. Rodzinę Wąsowskich wraz z pracującą u nich gospodynią Józefą Szyperską rozstrzelano, a dom spalono (ocalała ich córka Anna). W ramach represji niemieccy oprawcy spalili kilka zabudowań we wsi Cisie i rozstrzelali kilkunastu mieszkańców
Repr. A. Kulesza
Niedawno minęła 61. rocznica dwóch pierwszych masowych wywózek Polaków z Kresów Wschodnich do łagrów Workuty, Kołymy i wielu, wielu innych straszliwych miejsc zagłady na Syberii, a także do Kazachstanu, Uzbekistanu, itp. Ogółem liczba represjonowanych Polaków wyniosła ok. 1,5 mln osób, z których ponad połowa nie powróciła do kraju. Część z nich, mimo iż została wypuszczona poza bramy obozów, nie otrzymała prawa wyjazdu z miejsca zesłania, wielka liczba zaś umarła z wycieńczenia, głodu, chorób, bicia. W wywózkach Polaków w głąb nieludzkiej ziemi znaczny i wielce haniebny udział mieli Żydzi.

We wrześniu 1939 r., kiedy sowieccy okupanci zajęli polskie Kresy Wschodnie, Żydzi prześcigali się w oddawaniu im hołdów. Z czerwonymi kokardami w klapach demonstrowali zapał i gotowość służenia nowej władzy. Obejmowali kierownicze stanowiska w administracji, w aparacie represyjnym, prześladując ze szczególną zaciętością Polaków. W końcu 1939 r. w samym tylko Lwowie 95 proc. administracji stanowili Żydzi, ponieważ Polacy gremialnie odmawiali współpracy z sowieckimi najeźdźcami.

Większość znajdujących się na Kresach Żydów zajmowała się donosami do NKWD, informując szczegółowo o każdej polskiej rodzinie zamieszkałej na tych terenach. Wielu z nich ochotniczo szło "w milicjoniery" (do milicji), służyło w NKWD i brało udział, obok Sowietów, w nocnych najściach na domy polskich rodzin, w przesłuchaniach, torturach, aresztowaniach i deportacjach Polaków.

Medal dla Bermana w... 1983 r.

Sowieccy Żydzi otrzymali też od Stalina oraz od Berii "misję" wprowadzenia i ugruntowania w Polsce komunizmu, który był całkowicie obcy Polakom, mającym we krwi poczucie niezależności. Akcją wprowadzania w Polsce systemu totalitarnego, na wzór sowiecki, dyrygował również Żyd - Jakub Berman, który w kwietniu 1946 r. w Łodzi, na Zjeździe Centralnego Komitetu Żydów w Polsce pouczał ich, w jaki sposób mają zabrać się do przejmowania w swoje ręce całości życia państwowego w naszym kraju.

Zaczęli od krwawego terroru rozpętanego przez utworzony na bazie żydowskich kadr Urząd Bezpieczeństwa Publicznego (UBP). Za sprawy bezpieczeństwa odpowiadał Berman, członek Biura Politycznego KC PPR, później KC PZPR, który nigdy nie poniósł odpowiedzialności za perfidne zbrodnie popełnione na polskich patriotach, w tym działaczach politycznych (jednemu z nich, członkowi PSL, wykłuto oczy i obcięto język, po czym zamordowano). Berman do końca życia otoczony był komfortem i przywilejami. W 1983 r., w stanie wojennym, decyzją Rady Państwa został odznaczony w Sejmie przez Wojciecha Jaruzelskiego Medalem Krajowej Rady Narodowej (sic!).

W MBP i jego oddziałach terenowych wszystkie stanowiska były obsadzone przez pracowników pochodzenia żydowskiego, wśród nich znajdowali się: R. Romkowski (N. Griukspan - Kikiel), Alster, Bukojemski, Milewski, Mietkowski, Gajewski, Andrzejewski (Wolf - Ajzen), Różański (Goldberg), "krwawa Luna" Brystygierowa, Duliasz, Zabawski, Górecki, Fejgin, Orechwa, Grzybowski, Kratko, Jurkowski, Modecki, Kowalik, Sienkiewicz (Levi), Gangel, Kalecki, Rubinsztejn, Sajewski, Drzewiecki, Wolski, Siedlecki, Zabłudowski, Burgin, Taborski, Światło, Świetlik, Hibner i inni.

Polscy patrioci, przede wszystkim żołnierze AK, NSZ, WiN i innych organizacji niepodległościowych zasłużonych w konspiracyjnych działaniach przeciw niemieckiemu, a później sowieckiemu okupantowi, ale także chłopi, wzorowi gospodarze uznani za "kułaków", robotnicy niechętni wstępowaniu do ZMP czy partii oraz nie przejawiający miłości do Sowieckiego Sojuza, uznani za "wrogów ludu", byli więzieni i straszliwie torturowani w katowniach UB, a także skazywani na śmierć, głównie przez wyszkolonych w Rosji przez NKWD siepaczy i "prawników" żydowskiego pochodzenia, z których wielu uniknęło zagłady tylko dzięki Polakom. Przypomnijmy choćby zbrodniarza Morela, uratowanego przez polskich rolników, który po wojnie, jako komendant obozu w Jaworznie znęcał się nad polskimi uczestnikami antykomunistycznego podziemia. Obecnie żyje wygodnie w Izraelu, nie nagabywany przez nikogo, ponieważ władze izraelskie odmawiają jego ekstradycji. Jednocześnie dzisiaj Żydzi, którzy mają na sumieniu tak wiele ciężkich przewinień wobec Polaków, nie ustają w kampanii kłamstw i oszczerstw pod naszym adresem. Wciąż oskarżają Polaków o niezawinione winy i żądają przeprosin, chociaż to oni właśnie powinni wreszcie przeprosić Polaków za zbrodnie popełnione na Narodzie Polskim.

Dzięki Polakom przeżyło ponad 100 tys. Żydów

Takiego właśnie zdania był harcerz Szarych Szeregów, żołnierz NSZ, Wiesław Romanowski "Bończa", z którym rozmawiałam na temat aktywnej pomocy, jakiej osobiście udzielał Żydom.

Jako chłopiec mieszkał na Kresach i z autopsji znał wiernopoddańcze zachowanie Żydów wobec bolszewików. Na zagrabionych przez nich terenach komunistyczni funkcjonariusze żydowscy przywłaszczali sobie często domy i całe mienie Polaków zesłanych na Sybir. "Chcieliście Polski bez Żydów - szydzili w rozmowach z Polakami - to macie teraz Żydów bez Polski".

Mimo tych doświadczeń, po przeniesieniu się do Mrozów k. Mińska Mazowieckiego Wiesław Romanowski włączył się do pracy konspiracyjnej, a w tym także do działań mających na celu obronę Żydów przed zagładą. Zostały one podjęte w okupowanej Polsce już od pierwszych dni, gdy hitlerowcy zaczęli oddzielać Żydów i Polaków, zresztą także przeznaczonych na wytępienie z pozostawieniem wyłącznie niewykształconej siły roboczej.

Zaczęło się od pomocy indywidualnej. Ułatwiano znajomym Żydom znalezienie mieszkania, pracy, wyrabiano "aryjskie" papiery, pomagano finansowo i aprowizacyjnie tym, którzy byli już w getcie. Mimo kary śmierci - ustanowionej tylko w jednym kraju okupowanym, w Polsce - bowiem tylko w Polsce pomoc Żydom była największa i najbardziej efektywna - dzięki Polakom okupację przeżyło ponad 100. tys. Żydów. Jest to wielka liczba, zwłaszcza, jeśli uświadomi się, iż Żydzi zostali uratowani przez społeczeństwo, które samo było poddawane zagładzie przez hitlerowskich okupantów: pacyfikacjom, masowym rozstrzeliwaniom - m.in. właśnie za ukrywanie Żydów. Niestety, wielokrotnie zdarzało się, że Żydzi ostrzegani o grożącym im konkretnym niebezpieczeństwie najczęściej ignorowali ostrzeżenia Polaków. Wierzyli natomiast - kiedy ich np. wysiedlano - zapewnieniom Niemców, że jadą na wschód do pracy lub zasiedlać tereny rolnicze. Za tę bezkrytyczną wiarę płacili prawie zawsze życiem.

"Kiedyś zdarzyło się - wspominał "Bończa" - iż wraz z kilkoma harcerzami z Szarych Szeregów, otrzymaliśmy zadanie przekazania ważnej informacji i trzech granatów Żydom przetrzymywanym w obozie pracy w Mrozach. Było ich tam ok. 100, przeważnie rzemieślnicy w wieku 20-35 lat. W dzień rozładowywali wagony z węglem, a na noc byli zamykani w drewnianym baraku, którego pilnowało trzech Niemców. Żydzi nie mieli zaostrzonego rygoru. Wprawdzie plac wokół baraku był odrutowany, ale mogli swobodnie podchodzić do ogrodzenia, rozmawiać, brać paczki z żywnością od miejscowej ludności. Ponieważ wiedzieliśmy o planowanej przez Niemców likwidacji obozu, mieliśmy dla nich plan ucieczki. W pobliżu był las, a w nim łącznicy z miejscowej drużyny harcerskiej, którzy przetransportowaliby Żydów w bezpieczne miejsce. Tylko rzucić te granaty, które przywieźliśmy, w budkę wartowniczą i wyjść na wolność. Rozmawialiśmy z kilkoma więźniami. Żaden jednak nie zdecydował się na akcję zbrojną. Twierdzili, że nic im nie grozi, bo są rzemieślnikami, a więc potrzebni Niemcom i za kilka dni pojadą na wschód do pracy.

Dwa dni później obóz otoczyli żandarmi. Na rogach placu ustawili karabiny maszynowe i wtedy więźniowie zrozumieli, że to koniec. Rzucili się tłumnie do bramy wyjściowej, taranując budkę wartowniczą. Wybiegli na stok w pobliżu stawów rybnych, kierując się w stronę lasu. Sytuacja była beznadziejna. Widoczni jak na dłoni nie byli trudnym celem dla ognia karabinów maszynowych. Tylko kilku przedarło się przez pierścień śmierci, dotarło do pobliskich zarośli, skąd trzech odnalezionych przetransportowaliśmy spółdzielczą ciężarówką w lasy sokołowskie".

Wierzyli hitlerowcom

To niepodejmowanie walki, rezygnacja i bierność, przy całkowitej także obojętności bogatych i wpływowych Żydów na świecie wobec holokaustu ich rodaków, rozzuchwalały Niemców. Jedynym ratunkiem dla tych ludzi skazanych na śmierć byli Polacy. Bez polskiej pomocy żaden Żyd nie mógłby się uratować w okupowanym przez hitlerowców kraju. I jeśli można było mówić o niechęci do Żydów w niektórych środowiskach w przedwojennej Polsce, to warunki okupacji niemieckiej doprowadziły do wyraźnego zaniku negatywnych emocji. Wspólnota ludzi prześladowanych, cierpiących przyczyniła się do rozbudzenia poczucia solidarności i woli pomocy ginącym. O zachowaniu się jednostek decydowały wówczas przede wszystkim charakter i postawa moralna, a nie związek z określonym programem czy stronnictwem politycznym przed wojną. Umęczony kraj nie poddał się terrorowi. Potrafił mimo własnych tragedii, pomóc tym, którzy najbardziej tego potrzebowali.

W 1942 r., z inicjatywy Delegatury Rządu na Kraj zorganizowano spośród polskich organizacji podziemnych Społeczny Komitet Pomocy Ludności Żydowskiej. Przekształcony później i występujący pod kryptonimem "Żegota", przygotował po stronie "aryjskiej" wiele konspiracyjnych lokali dla zbiegów z getta, punkty przerzutowe, umieszczał osierocone dzieci żydowskie w polskich rodzinach i w domach zakonnych. Wydzielone zespoły przeprowadzały i przewoziły z miejsca na miejsce uciekinierów z getta. Wielką rolę w dziele ratowania Żydów odegrały koła inteligencji twórczej i wolnych zawodów, nauczycielstwo, rodziny urzędnicze, robotnicze, chłopskie, Kościół katolicki.

Liczne świadectwa mówią o odważnych, a niekiedy bohaterskich poczynaniach polskich kolejarzy, wciąż zbyt mało znanych. Przypomnijmy więc, iż to oni właśnie pomagali otwierać drzwi wagonów jadących do Treblinki, pomagali wyskakującym, ułatwiali przejazdy z miast do miast. Byli łącznikami pomiędzy poszczególnymi miejscowościami, informowali o akcjach przesiedleńczych i zarządzeniach antyżydowskich. Im przede wszystkim Warszawa zawdzięcza pierwsze wiadomości o losie Żydów wywiezionych do Treblinki. Przewozili listy, paczki, pieniądze, kontaktowali członków rozdzielonych rodzin żydowskich rozproszonych po rozmaitych obozach. Oni uświadamiali Żydów z innych krajów, jadących specjalnymi wagonami z bagażami do Treblinki, że to nie jest żadna kolonia rolnicza, jak zapewniali Niemcy, albo miejsce na otwieranie fabryk, lecz hitlerowska mordownia.

Masakra we wsi Cisie

Niemniej bohaterską postawę wykazywała polska wieś. Wielu Żydów, którzy się uratowali, zawdzięcza to odwadze, ofiarności i miłosierdziu chłopów.

"Widziałem jedną taką masakrę - wspominał "Bończa" - która na zawsze pozostanie w mej pamięci. Jechałem pociągiem z Siedlec do Mińska Mazowieckiego. Gdy pociąg ruszył ze stacji Cegłów, ukazał się makabryczny widok. Za budką dróżnika stos drgających ciał i Niemcy dobijający tych, którzy nie zginęli od kul karabinów maszynowych. Kilkaset metrów dalej paliła się cała wieś Cisie. Była to kara za pomoc i opiekę nad ludźmi z Gwiazdą Dawida na rękawach.

W tej biednej wsi już od pierwszych miesięcy 1942 r. znaleźli schronienie zaszczuci przez okupantów uciekinierzy. Gospodarz Kieliszczyk ukrywał dwie Żydówki z Cegłowa: Freidę i Fatimę wraz z ich dziećmi. W drugim gospodarstwie przechowywano 2-letnią dziewczynkę żydowską, Jabłonkę. U Wąsowskich, nad obórką mieszkało rodzeństwo: Estera, Jojne i Mendel Goldsteinowie oraz Moszek z Cegłowa. Na wsi trudno ukryć jakieś wydarzenie. Tu wszyscy i wszystko o sobie wiedzą. Nie tak jak w mieście, gdzie można się wtopić w tłum, odizolować w murach mieszkania. Wieś wie wszystko i wiedziała też, co ją czeka za wykrycie pomocy Żydom. Przypominały o tym plakaty przybite do drzew. Jednak chłopi byli twardzi i solidarni. Ostrzegli zagrożonych, a ci wywieźli do innej wsi Freidę, Fatimę i Jabłonkę. Pozostała jeszcze tylko czwórka ukryta u Wąsowskich. 28 czerwca 1943 r. hitlerowcy dopadli ich. Za to przewinienie 27 mężczyzn ze wsi Cisie zapłaciło życiem. Spędzeni na łąkę zostali przez Niemców wystrzelani z nasypu kolejowego. Towarzyszyły temu szloch i rozpaczliwe krzyki bezsilnych kobiet, matek, żon. Wieś Cisie z dobytkiem jej mieszkańców została doszczętnie spalona".

Parę lat temu byłam tam wraz z "Bończą". W wybudowanej już na innym miejscu wsi mieszkali jeszcze ludzie, którzy pamiętali tragedię. Wspominali ją, jakby to było wczoraj; nadal z wielkim bólem i rozpaczą. Jednak ani rodziny Wąsowskich, Szyperkow, Rżysków, ani wielu innych, którzy utracili najbliższych i wszystko co mieli, nie upominały się o odszkodowania lub słowa uznania. Nie czuli się też bohaterami. "No cóż, była wojna - mówili - trzeba było przecież ratować siebie nawzajem." Takich wiosek - pomników bohaterstwa Polaków i bestialstwa hitlerowców w naszym kraju mamy wiele.

Zastanówmy się, czy jest inny naród na świecie, który poświęcając swoje życie uratował od zagłady tyle istnień ludzkich i to ludzi podkreślających zawsze swoją odrębności lub nawet wyższość, starających się z reguły wyizolować od społeczeństwa, w którym żyli na zasadzie: "To nasza ziemia, ale nie nasz naród"?

W samej tylko Warszawie w latach 1943-44 r., w pewnych okresach ukrywało się ok. 20 tys. Żydów. Ogółem w latach 1939-1945 udział w akcji pomocy Żydom brało ok. 3 mln Polaków.

W żadnym z okupowanych państw zachodnich ani w żadnym z satelickich krajów III Rzeszy, nieznane było oficjalnie zagrożenie karą śmierci za udzielenie pomocy Żydom. Z paromilionowej rzeszy Żydów zamkniętych w gettach i obozach uratowano - jak już wspomniałam, przeszło 100 tys. Większej liczby nie można już było ocalić, tak jak nie można było uratować setek tysięcy Polaków, więzionych i zamęczonych w Oświęcimiu czy na Majdanku. Każda wyciągnięta do Żyda dłoń Polaka mogła przynieść śmierć z rąk hitlerowskich oprawców, nie tylko im obu, ale i ich rodzinom i wszystkim, którzy się znajdowali w pobliżu. Do dziś nieznana jest dokładnie liczba Polaków, którzy zostali zamordowani za udzielenie pomocy Żydom. Było ich tysiące: zastrzelonych, torturowanych i zakatowanych na gestapo, powieszonych, spalonych żywcem.

Bezwstydne oszczerstwa

Największą goryczą dla "Bończy", który sam narażał życie w różnych operacjach zbrojnych mających na celu wyrwanie Żydów z rąk hitlerowców i ukrycie ich w szeregach partyzanckich, był fakt, że wielka liczba, m.in. uratowanych przez Polaków Żydów, nie tylko nie ma najmniejszego poczucia wdzięczności, ale jeszcze bezwstydnie rzuca oszczerstwa na Naród Polski. W Polsce tłumaczone są książki jak np. Kosińskiego "Malowany ptak", przedstawiające polskich chłopów jako ciemną, prymitywną, zdegenerowaną masę, bez żadnych ludzkich uczuć. W TVP emitowane są seriale w rodzaju "Wszyscy, których kochałem", pokazujące nieszczęśliwych Żydów i... złych, podłych Polaków. Rozpowszechnia się także tezę, że hitlerowskie obozy zagłady "wyrosły na glebie polskiego antysemityzmu", albo wręcz pisze się o "polskich obozach koncentracyjnych". Stawiany jest też absurdalny zarzut o winie naszego Narodu w zagładzie Żydów.

"Dla pokolenia, które przeżyło koszmar wojny - mówił "Bończa" - oskarżenia, że nasz Naród był obojętny wobec losu Żydów, podczas niemieckiej okupacji, są nikczemne. I w zasadzie na takie obelgi nie powinno się odpowiadać. Nie poruszałbym tego tematu, gdyby te oszczerstwa nie powracały wciąż i wciąż na nowo ze zdwojoną siłą w środkach masowego przekazu. Autorzy tych publikacji wymyślają coraz to inną argumentację, wygodną dla tych - zwłaszcza bogatych i wpływowych Żydów na Zachodzie, szczególnie wielkiej finansjery w USA, którzy mogli ratować swój naród od zagłady i nie uczynili tego. Teraz zaś oczekują, że pokolenie, które ofiarnie ratowało wyjętych spod prawa przez hitleryzm Żydów, powoli wymrze, a naszej młodzieży będzie można wmówić wersję historii, zohydzającą jej ojców i dziadów. Dlatego też musimy wracać do faktów z tamtych lat, aby młode pokolenie poznawało prawdę, a w tym np. o warszawskim getcie.

W okresie okupacji mieszkałem w Warszawie przy ul. Bonifraterskiej. Ulica była przedzielona murem, za którym było getto. Z okien mojego mieszkania widziałem piekło. Dzieci o twarzach starców, żebrzące o jedzenie sprzedawane przez żydowskich właścicieli sklepów - pilnowanych przez żydowskich policjantów, żeby np. dziecko nie ukradło bułki - często za złoto i inne drogocenności. Zwłoki zalegające chodniki i ludzi zaprzężonych do wozów, na które te zwłoki zbierano. Widziałem również, jak wiele tam było przemocy nie tylko ze strony hitlerowców. Okrutnie i bezwzględnie obchodziła się ze swoimi współziomkami żydowska policja. Policjanci ci uzbrojeni w drewniane pały bili i łamali kości swoim rodakom. Wyłapywali Żydów, konwojując ich następnie do transportów śmierci, maltretowali dzieci usiłujące przedostać się na "aryjską" stronę. Swoim bestialstwem dorównywali hitlerowcom. Niechlubny udział w gehennie ludności getta miała administracja, działająca pod szyldem Judenratów. Urzędnicy ci współpracowali ściśle z okupantem, licząc na to, że w ten sposób uda im się ocalić siebie i najbliższych. Za odwleczenie wyroku na siebie, skazywali na śmierć tysiące innych. Dzięki nim udało się Niemcom zaprowadzić na zagładę wielu Żydów przy pomocy samych Żydów. Teraz pomija się także milczeniem działalność sieci żydowskich agentów okupanta, osławionych "czwórek" wyszukujących Żydów ukrywanych przez Polaków i ponurej sławy żydowskiego gestapo. Wyolbrzymia się natomiast przypadki wymuszania okupu przez szmalcowników od ukrywających się Żydów.

Nie ma społeczeństwa, w którym nie byłoby mętów społecznych, bez zasad i skrupułów. Nasze również nie było od nich wolne. Stanowili jednak tylko margines, rekrutujący się najczęściej z elementów przestępczych czy volksdeutschów, tak samo groźnych dla Żydów, jak i Polaków. Tylko, że oni nie byli bezkarni. Polskie organizacje niepodległościowe wydały ostrzeżenie, że szantaże i denuncjacje Żydów karane będą śmiercią. Nie były to groźby bez pokrycia. Byłem członkiem grupy NSZ, która w podwarszawskiej miejscowości wykonała wyrok śmierci na polskim policjancie, za wydanie Niemcom trzech ukrywających się Żydów. Z kolei przestępca z tej samej miejscowości, wymuszający okup, otrzymał karę chłosty. Takie wyroki otrzymywali wszyscy wyłamujący się z ogólnie przyjętych zasad".

Obojętni na los getta?

Dla "Bończy" szczególnie niesprawiedliwe i oburzające były także zarzuty o rzekomej "obojętności Polaków wobec walk w getcie", co niedawno jeszcze "udokumentował" Wajda w jednym ze swych filmów. "A skąd w takim razie - pytał "Bończa" - wzięła się w getcie broń, którą mieli żydowscy bojownicy? Kto ich nauczył się nią posługiwać?". Jürgen Stroop pisał w swoich raportach: "Za przedłużającą się walkę w getcie odpowiadają Polacy, którzy dostarczają broń i pomagają w walce". Tej broni i amunicji, na początku 1943 r. w magazynach AK było bardzo mało. Stanowiły ją głównie resztki zapasów ukrytych po kampanii wrześniowej, częściowo już niezdatne do użytku. Zaopatrzenie drogą zrzutów w tym czasie też było niewielkie. Niezależnie od tych trudności, gdy Żydowska Organizacja Bojowa zdecydowała się na podjęcie walki, dostarczono wszystko, czym dysponowało patriotyczne podziemie. Pomagano w szkoleniu, w produkcji materiałów wybuchowych, przekazano także broń i amunicję w takich ilościach, na jakie stać było polskie organizacje podziemne. Stanowiło to i tak znaczne ryzyko, bo wcześniejsze doświadczenia nie wskazywały na chęć ludności w getcie do podjęcia walki i trudno było przewidzieć, czy ŻOB uda się wpłynąć na radykalną zmianę tej postawy. Wahających się Żydów polscy partyzanci zapewniali, iż w razie wybuchu powstania udzielą pomocy. Tak też było. Podczas walk, specjalnym podziemnym tunelem dostarczano broń, amunicję, ewakuowano ludność. Dokonano kilku akcji, robiąc wyłom w murach, co dało szansę ucieczki znacznej liczbie Żydów. O tych sprawach Żydzi i u nas i w innych krajach świata, dziwnie solidarnie milczą".

Tak więc Polacy nie zostawili Żydów w czasach pogardy i ponurej nocy okupacji samotnych. Złożyli wielką daninę krwi i cierpień w ich obronie. Teraz zaś, jak podkreślał kpt. Wiesław Romanowski "Bończa", nie oczekujemy od nich uznania lub wdzięczności, wymagamy natomiast szacunku dla postawy polskiego społeczeństwa, dla tych wszystkich, którzy oddali życie, niosąc bezinteresowną pomoc bliźnim.

Grażyna Dziedzińska, Nasz Dziennik, 07.05.2001

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1