Jezu wybaw
Tytuł oryginału: Pamiątki po generale Sierowie
Michał Maciej Piotrowski, "Rzeczpospolita, 02.10.2001"

 

Wydrapanego przez więźnia na cegle napisu "Jezu wybaw" nikt nie zauważył od ponad pół wieku.
W Warszawie i okolicach odkrywane są tajne więzienia NKWD
drzwi
Do dziś w piwnicach można znaleźć solidne drzwi, prowadzące kiedyś do cel

Właściciele budynku w podwarszawskich Włochach, którzy w końcu ubiegłego roku porządkowali swoją piwnicę, nie przypuszczali, że ich odkrycie wzbogaci naszą wiedzę na temat najnowszej historii Polski.

W połowie listopada 2000 r. do siedziby Instytutu Pamięci Narodowej przy placu Krasińskich w Warszawie zgłosiła się Marlena P., mieszkanka Pabianic. Z jej relacji wynikało, że jest współwłaścicielką kamienicy przy ul. Świerszcza 2 we Włochach, którą kilka lat temu odzyskała jej rodzina. Podczas zakładania oświetlenia w piwnicy pani Marlena stwierdziła, że poszczególne pomieszczenia są wyposażone w mocne drzwi, osadzone na potężnych zawiasach. We wszystkich drzwiach ktoś powycinał kwadratowe otwory na poziomie oczu, wyglądające jak więzienne judasze. Na ścianach Marlena P. zauważyła napisy, prawdopodobnie pozostawione przez więźniów. O swoim odkryciu poinformowała specjalistów z Instytutu Pamięci Narodowej.

Tajemniczy areszt

- Nie traciliśmy czasu - wspomina Robert Janicki, prokurator Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, która jest częścią IPN. - Pierwszych oględzin dokonaliśmy 20 listopada, następnych kilka tygodni później. W świetle silnych, przenośnych lamp udało nam się wykryć na ścianach dziesiątki inskrypcji, których, ze względu na panujące w piwnicy ciemności, zapewne nikt przed nami nie oglądał. Sądząc po datach, większość napisów powstała w latach 1945 i 1946. Na tej podstawie doszliśmy do przekonania, że to właśnie w tym budynku znajdował się jeden z aresztów NKWD, nad których lokalizacją polscy historycy zastanawiali się od kilkudziesięciu lat.

budynek

Budynek przy ul. Strzeleckiej - wspomina Witalis Skorupka - to był kombinat.

Wiadomo było tylko tyle: we Włochach pod Warszawą, tuż po przemarszu wojsk radzieckich zdążających na Berlin, Rosjanie zorganizowali tymczasowy areszt, w którym przetrzymywali polskich patriotów i żołnierzy AK. Pisał o tym we wspomnieniach Adam Bień (jeden z członków podziemnego rządu, więziony później w Moskwie). Wspominają o tym biografowie Bolesława Piaseckiego - twórcy organizacji katolickiej PAX współpracującej po wojnie z komunistycznymi władzami. Również generał Emil Fieldorf - legendarny dowódca Kierownictwa Dywersji AK (Kedywu) podczas pierwszego aresztowania przez NKWD w 1945 roku przebywał przez pewien czas w podwarszawskich Włochach. Nierozpoznany, właśnie z tego aresztu został wysłany do obozu w Rembertowie, a stamtąd zesłany na Syberię. Wrócił po paru latach, aby doczekać się w PRL wyroku śmierci.

Nie znano żadnych szczegółów: jak długo istniał ten areszt, w którym miejscu, ilu więźniów przez niego przeszło. Z niektórych relacji wynikało, że znajdował się w przedwojennym budynku przy ul. Cienistej 16. W styczniu 1993 roku kombatanci AK wmurowali w ścianę tego domu tablicę pamiątkową. Z umieszczonego na niej napisu wynika, że z tego miejsca zostali wywiezieni ostatni przywódcy podziemnego państwa, którzy później byli sądzeni w Moskwie w procesie szesnastu. Podczas wstępnych rozmów z wysłannikami radzieckiego dowództwa polscy politycy rzeczywiście przebywali w tym budynku, ale nie w celach znajdujących się w piwnicy, tylko w pokojach na pierwszym i drugim piętrze. Dopiero na pokładzie samolotu lecącego do Moskwy zorientowali się, że zostali aresztowani. Skazanie przywódców Polski podziemnej na kary długoletniego więzienia - przy braku zdecydowanych protestów Zachodu - było kolejnym dowodem na to, że Stalin zamierza rządzić w podbitej Polsce żelazną ręką, bez oglądania się na podpisane wcześniej traktaty.

Jednym z głównych wykonawców polityki Stalina na terenie Polski był generał NKWD Iwan Sierow. Ze sprawami polskimi zetknął się już w 1940 roku we Lwowie, gdzie doprowadził do aresztowania płk. Leopolda Okulickiego, także później skazanego w procesie szesnastu. W 1944 r. Sierow nawiązał pozorną współpracę z oddziałami AK na Wileńszczyźnie - kilka tygodni później oddziały te zostały rozbrojone, a ich członkowie uwięzieni. Wiadomo, że w końcu 1944 r. Sierow urzędował w Lublinie, gdzie radziecki sąd wojenny wydał dziesiątki wyroków śmierci na żołnierzy AK. Z relacji Józefa Światły, wysokiego funkcjonariusza bezpieki, przekazanych po jego ucieczce na Zachód, wynika, że w tym samym czasie Sierow pojawiał się również w okolicach Warszawy, m.in. we Włochach. Miał tam przekazywać swoim podwładnym listy z nazwiskami więźniów, którzy go specjalnie interesowali. We wspomnieniach Jana Hoppe, wiceprezesa Stronnictwa Pracy, znajduje się uwaga, że "przesłuchania we Włochach były bardzo ostre". Ale również autor tych wspomnień nie znał dokładnej lokalizacji aresztu, w którym był przetrzymywany.

Polscy historycy od dawna wiedzieli o tajnym obozie NKWD w Rembertowie pod Warszawą. Stąd więźniowie byli wywożeni w towarowych wagonach prosto na Ural, co pokazał Andrzej Wajda we wstrząsającej scenie z filmu "Pierścionek z orłem w koronie". We wspomnieniach tych, którzy powrócili, przewijały się zastanawiające szczegóły. Na przykład informacja, że więźniowie, zanim zostali przewiezieni do Rembertowa, byli przetrzymywani gdzieś pod Warszawą w piwnicach budynku, do których docierały głosy dzieci bawiących się w pobliskim parku. Ktoś inny zapamiętał, że w budynku tym mieściła się apteka, a w celach słychać było odgłos przejeżdżających niedaleko pociągów.

Tu siedział Piasecki

- Taka była mniej więcej wiedza historyków na ten temat, gdy przystępowaliśmy do oględzin w piwnicy przy ul. Świerszcza 2 - mówi dr Sławomir Kalbarczyk z Instytutu Pamięci Narodowej. Znajdują się tam 22 oddzielne pomieszczenia oraz niska i ciasna komórka pod schodami, która mogła służyć jako karcer. To właśnie w niej zachował się wydrapany na cegle napis "Jezu wybaw". W świetle lamp udało się wykryć w niektórych pomieszczeniach dziesiątki podobnych napisów. Na przykład "Jan Zgierski wrzesień 45 pod zarzutem 7 artykuł" lub "Na wyrok z kata - Kozłowski z Lublina". Ale największą rewelacją był dla nas napis "Tu siedziałem - Bolesław Piasecki". Obok znaleźliśmy drugie nazwisko: "Ludwik Kazimierski".

Dlaczego wykrycie na ścianie celi nazwiska Bolesława Piaseckiego jest tak ważne?

- Bolesław Piasecki, przywódca przedwojennej faszyzującej Falangi, został aresztowany przez Rosjan w listopadzie 1944 r. w Józefowie pod Warszawą - wyjaśnia prof. Witold Kulesza, szef pionu śledczego IPN. - Latem tego roku Piasecki jako żołnierz AK walczył na Wileńszczyźnie w operacji "Ostra Brama", ale udało mu się wówczas uniknąć rozbrojenia i uwięzienia. Po aresztowaniu został skazany na karę śmierci. Nie mając nic do stracenia, napisał w celi obszerny memoriał, zaadresowany do Sierowa. Piasecki przedstawiał w nim siebie jako polityka cieszącego się zaufaniem znacznej części społeczeństwa, dzięki czemu miałby szansę stworzyć organizację polskich katolików współpracujących z komunistycznymi władzami. Spowodowałoby to ujawnienie się wielu działaczy podziemia i osłabienie roli Kościoła w Polsce.

- Siedmiomiesięczny okres uwięzienia Bolesława Piaseckiego to jeden z najbardziej tajemniczych fragmentów w jego życiorysie - ocenia prof. Kulesza. - Dotychczas uważano, że jego rozmowy z gen. Sierowem odbywały się na Zamku w Lublinie, gdzie Piasecki był przez pewien czas przetrzymywany. Dziś równie prawdopodobna wydaje się hipoteza, że Piasecki rozmawiał z Sierowem właśnie w domu przy Świerszcza 2. Ze względu na rolę, jaką Bolesław Piasecki i jego PAX odegrał w powojennej historii Polski, trudno przecenić wagę tego odkrycia.

W kilka tygodni po odkryciu we Włochach nazwisko generała Sierowa znowu pojawiło się w mediach. Tym razem za sprawą Witalisa Skorupki, prezesa Związku Więźniów Politycznych Skazanych na Karę Śmierci. Po przeczytaniu w prasie informacji na temat tajnego aresztu NKWD we Włochach postanowił on opowiedzieć o swoich przeżyciach z pierwszych miesięcy po wyzwoleniu.

- Jako żołnierz AK zostałem aresztowany w 1945 roku. W okresie śledztwa siedziałem w tymczasowym areszcie, zorganizowanym w piwnicach budynku przy ul. Strzeleckiej 8. Po krótkiej, półgodzinnej rozprawie przeprowadzonej w celi zostałem skazany na karę śmierci. Miałem wówczas 23 lata. Przez trzy miesiące czekałem na wykonanie wyroku, który ostatecznie został zamieniony na 10 lat więzienia. Odsiedziałem je prawie w całości. Ale moja cela śmierci znajdowała się nie we Włochach i nie w budynku przy ul. Strzeleckiej, lecz w więzieniu przy ul. Namysłowskiej. W osiemnastym dniu po wyroku strażnicy urządzili mi tam próbną egzekucję: ubrali w poniemiecki drelich, nałożyli drewniane trepy, związali ręce i wyprowadzili na korytarz. Usłyszałem dźwięk odbezpieczanej broni - i po kilkunastu długich sekundach ktoś wydał rozkaz powrotu do celi. Do dziś się zastanawiam, w jakim właściwie celu znęcano się w ten sposób nad więźniami.

Jezu wybaw
Piasecki
Napisy na ścianach cel

Kombinat NKWD

Kolejna wizja lokalna, tym razem w towarzystwie dziennikarzy. Duży, trzypiętrowy budynek przy ul. Strzeleckiej należał przed wojną do gminy żydowskiej. Mieszkali w nim studenci wyższej szkoły wyznaniowej - jesziwy. W piwnicach istny labirynt korytarzy i przejść. Jest tu kilkadziesiąt oddzielnych pomieszczeń, które mogły być wykorzystywane jako cele. W jednej z nich, opatrzonej numerem 1, siedział podczas śledztwa Witalis Skorupka. Doskonale zachowały się solidne drewniane drzwi z powycinanymi otworami, identycznymi z tymi we Włochach.

Na ścianach cel setki napisów: nazwiska, patriotyczne hasła, daty, nazwy miejscowości. Niektóre z nich tak wyraźne, jakby powstały dopiero wczoraj. Brak kanalizacji i światła, nieotynkowane ściany, zamiast podłóg wilgotne klepisko. Znając skłonność NKWD do nieludzkiego upychania ludzi w celach, można przyjąć, że w obu tych aresztach mogło jednorazowo przebywać nawet kilkuset więźniów. Już po półgodzinie w tym miejscu ogarnia nas przejmujący ziąb. Co powiedzieć o więźniach, którzy w takich warunkach przebywali minimum przez kilka tygodni?

- Budynek przy ul. Strzeleckiej - wspomina Witalis Skorupka - to był istny kombinat. W piwnicach areszt, na parterze pokoje przesłuchań. Na piętrach stołówka i kwatery śledczych, strażników, oficerów NKWD i polskiej Informacji. Bardzo możliwe, że w jednym z tych pokoi urzędował generał Sierow, ilekroć przyjeżdżał do Warszawy. Wtedy zwiększała się liczba wartowników, częściej wjeżdżały samochody ciężarowe przywożące więźniów. Byliśmy bici metalowymi prętami, bito nas po twarzy, przypalano papierosami, wybijano zęby, polewano lodowatą wodą.

Wielu więźniów straciło życie podczas tortur. W piwnicach, nocą, wykonywano wyroki śmierci. Zazwyczaj strzałem z pistoletu w tył głowy. Ciała zabitych chowano na dziedzińcu przed budynkiem, tam, gdzie dziś stoją garaże. Podczas ich budowy w latach 70. robotnicy odkopali ludzkie kości. Ale komunistyczne władze chciały ukryć prawdę o przeszłości tego miejsca. Kości przysypano ziemią i zalano betonem. Leżą tam do dzisiaj.

Do ustalenia

Śledztwo zapoczątkowane odkryciem we Włochach przybiera coraz szerszy zasięg. Wiadomo już, że tuż po wkroczeniu na Pragę Rosjanie przetrzymywali więźniów w budynku Dyrekcji Kolei Państwowych przy ul. Targowej. Nieco później zorganizowali tymczasowe areszty przy ul. Lęborskiej oraz przy ul. Cyryla i Metodego. Na potrzeby NKWD działało również - dziś już nieistniejące - więzienie karno-śledcze przy ul. Namysłowskiej, tzw. Toledo.

Z dokumentów, które bada dr Kalbarczyk, wynika, że podobne tymczasowe areszty NKWD działały również w innych podwarszawskich miejscowościach. W Otwocku już w sierpniu 1944 r. NKWD wprowadziło się do budynku przy ul. Legionów, urzędowało również w leśniczówce "Torfy" pod Karczewem. W Wołominie przy ul. Piaskowej 17 urzędowało dowództwo wyższej rangi, działał nawet Trybunał Wojenny, który wydawał wyroki na podstawie radzieckiego kodeksu karnego. Karę śmierci wykonywano na miejscu. W Nieporęcie wszystkie większe budynki były zniszczone po przejściu frontu, więc więźniów przetrzymywano (również zimą) w prowizorycznych ziemiankach. W Legionowie na potrzeby NKWD został zajęty dom Schillinga na Bukowcu, w Skolimowie prywatna willa o nieustalonym jeszcze adresie.

Na podstawie dokumentów, zeznań świadków, zachowanych relacji prokuratorzy IPN próbują zestawiać listy więźniów przetrzymywanych w tych aresztach. Ale nie tylko: chodzi również o ustalenie, o ile to możliwe, nazwisk strażników, śledczych, oficerów NKWD i polskiej Informacji, która po pewnym czasie przejmowała od Rosjan zagospodarowane już areszty i więzienia. Jeśli uda się ustalić ich nazwiska, możliwe będzie pociągnięcie tych ludzi do odpowiedzialności karnej. W sprawach dotyczących zbrodni przeciwko narodowi polskiemu przedawnienie nie obowiązuje. -

Michał Maciej Piotrowski
Zdjęcia Michał Sadowski

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1