II RELACJA ŚWIADKA POŚREDNIEGO
Ksiądz kan. Edward Orłowski, którego relację niżej zamieszczam, dziekan
i proboszcz jedwabieński, pracuje w Jedwabnem od lat 13. Przez wcześniejsze lat
14-cie pracował w niedalekim Drozdowie. Boża Opatrzność tak zrządziła, że przez
okres swego wikariatu, trzy lata był razem z księdzem Józefem Kęblińskim, który
z kolei, prawie przez cały okres wojny, był proboszczem w Jedwabnem i był tu,
na miejscu, także w tym czasie, gdy Żydów spalonio w stodole. A ponieważ znał
dobrze, jako jeden z nielicznych, język niemiecki, Niemcy korzystali z jego
pośrednictwa. Znał więc, jak pewno nikt inny, wiele spraw. Także tych, które
znane były tylko Niemcom.
Ponadto
ks. kan. E. Orłowski, o czym wspomniałem już we słowie wstępnym, ma dostęp do
wielu dokumentów.
Pomimo
więc, że ks. E. Orłowski nie był w okresie wojny w Jedwabnem i nie jest
świadkiem bezpośrednim, jego świadectwo ma, co najmniej, taką samą moc
dowodową, jak świadectwo świadków bezpośrednich.
Ksiądz Edward Orłowski
chcąc Czytelnikom tej książki dać pełną odpowiedź na pytanie kto jest winien
zbrodni zamordowania Żydów w Jedwabnem w dniu 10 lipca 1941 roku, odpowiadając
na stawiane mu pytania, rysuje tło historyczne, sytuację polityczno-społeczną w
latach wojny, a także tuż przed i tuż po niej. Podaje też szereg okoliczności,
które towarzyszyły tej tragedii. Bez tego tła, bez poznania środowiska, czyli
tego, co "gospodarujący" tu przez kilka lat wojny Niemcy nazywają Sitz im
Leben, nie było by pełnej odpowiedzi.
O te właśnie sprawy
bogatsza i szersza jest, zarejestrowana przeze mnie wypowiedź księdza
Orłowskiego w zestawieniu ze świadectwami jego parafian.
Pragnę uprzedzić jeszcze
Czytelników, że z ks. kan. Orłowskim, na temat mordu Żydów w Jedwabnem w dniu
10 lipca 41 r. rozmawiałem dwukrotnie. Pierwszy raz przed rozmowami z
bezpośrednimi świadkami tych wydarzeń, a drugi raz już po ich wypowiedziach.
W książce, w tej części,
wypowiedzi te zamieszczone są jednym ciągiem, co uważny czytelnik bez trudu
zauważy.
W dość dużym procencie
wypowiedzi ks. E. Orłowskiego sprzed mojej rozmowy z parafianami jedwabieńskimi
pokrywają się, co do treści, z rozmową przeprowadzoną po spotkaniu z ludźmi z
Jedwabnego. Powiedziałbym nawet, że są do siebie bardzo podobne. W pewnych
fragmentach wręcz niemal identyczne.
Dlaczego je więc pozostawiłem?
Po
pierwsze: jest to dokument. Zgodnie więc z przyjętą przeze mnie zasadą, nie
ingerowałem redakcyjnie.
A po
drugie, że tak w pierwszej jak i w drugiej części wypowiedzi są pewne
szczegóły, które się wzajemnie uzupełniają, tworząc razem obraz całości
bardziej dokładny i czytelny a przy tym wzajemnie się weryfikują.
Mam
nadzieję, że po tym wyjaśnieniu, Czytelnika nie będą dziwić pewne powtórzenia i
powroty, także w pytaniach, do tego samego fragmentu sprawy.
Biorąc
pod uwagę całość nagranej przeze mnie wypowiedzi ks. Orłowskiego, jest ona, co
zrozumiałe, w dużym stopniu powtórzeniem świadectwa danego przez świadków
bezpośrednich, zamieszczonego w części pierwszej książki. I nie mogło być
inaczej.
Dla
historycznej prawdy dodam jeszcze, że ks. E. Orłowski jest księdzem katolickim.
Jest diecezjalnym duszpasterzem rolników i moim, od wielu lat, kolegą.
ROZMOWA Z KSIĘDZEM
KANONIKIEM EDWARDEM ORŁOWSKIM
Ks. Eugeniusz Marciniak. Księże
kanoniku! Proszę powiedzieć Czytelnikom wszystko, co księdzu wiadomo na temat
tragedii w Jedwabnem w dniu 10 lipca 1941 roku.
Ks. kanonik Edward Orłowski. Do
Jedwabnego zostałem skierowany przez księdza biskupa w dniu 3 lipca 1988 roku.
Jestem tutaj proboszczem, dziekanem i tu, w tej parafii, od tego czasu pracuję.
Ale parafię tę, tzn. Jedwabne, znałem już dużo wcześniej, ze względu na to, że
3 lata, w Lipsku na Biebrzą, pracowałem z księdzem proboszczem Józefem
Kęblińskim, który tutaj, za czasów okupacji, był duszpasterzem. Przy nim, w
1940 r. NKWD aresztowało księdza proboszcza i dziekana - Mariana Ryszarda
Szumowskiego. Przez NKWD został też rozstrzelany, jako jeden z organizatorów
ruchu oporu, na co mam dokumenty. A trzeba wiedzieć, że tu, w tej okolicy, ruch
oporu zorganizował się już w październiku w 1939 roku i ten ruch oporu działał,
i był tu trochę szpiegowany przez Żydów, którzy należeli do NKWD i, być może,
również przez Polaków, tych, którzy należeli do NKWD.
Potem ksiądz Szumiński został przeniesiony do Kubrzan. Tam
również był szpiegowany. Z kolei przeniesiono
go do Kobielna. Tam został aresztowany przez NKWD i Armię Radziecką po
wcześniejszej potyczce, w której zginęło osiemnastu ludzi z ruchu oporu, w tym
dwie kobiety. NKWD-zistów w tej walce zginęło ponad czterdziestu.
Przed wojną, w
Jedwabnem, między Żydami a Polakami, były naprawdę dobre stosunki. Jak ludzie
wspominają, były tu stosunki nawet przyjazne. Dzieci uczyły się w jednej
szkole. W jednej ławce siedziały. Dzieliły się kanapkami. Razem uprawiały
sport. Było dobrze. Ale, gdy weszli Sowieci, dużo Żydów zgłosiło się do NKWD,
które, wiemy, jakie miało zadania. I te też zadania podjęli Żydzi! Wtedy
stosunki te między, Polakami a Żydami, oziębły. Tym bardziej, że nieco później
były stąd trzy ogromne deportacje i naszych ludzi, tzn. ludzi z Jedwabnego,
wywieziono w głąb Sowietów.
Ks. Eugeniusz Marciniak. Dokładniej
kogo, jakich ludzi, wg jakiego klucza wywożono?
Ks.
Edward Orłowski. Wywożono Polaków, których listę Żydzi
utworzyli.
Ks. Eugeniusz Marciniak. Proszę
powtórzyć Czytelnikom, kto za tym stał?
Ks.
Edward Orłowski. Stali za tym Żydzi. Żydzi, bo oni
przychodzili razem z NKWD-zistami do domów Polaków i aresztowali tych ludzi.
Wszyscy ci zresztą ludzie, tutaj, tak twierdzą. I taka też była prawda. Oni tj.
Żydzi, patrolowali nawet wozy, którymi deportowanych wywożono na stację do
Łomży. Co na którymś z wozów siedział NKWD-zista. Na każdej jednak furmance, z
karabinem, siedział Żyd. Wprawdzie karabin ten był na sznurku, ale był to
karabin.
Jak
wywozili z Polski naszych mężczyzn, to matki, żony, kobiety, szły drogą i
błagały tych Żydów, których, przecież jako swoich sąsiadów, doskonale znały,
żeby dali deportowanym szansę. Jadąc przez las wywożeni mieli możliwość
ucieczki Sowietom. Jednak nic takiego nie nastąpiło.
W rezultacie, w głąb
Rosji, bydlęcymi wagonami wyjechały całe transporty. Część wywożonych ludzi, z
uwagi na brak miejsca, nie mogła się dostać do wagonów. Zamknięto ich w
więzieniu i tu oczekiwali na następny transport.
W międzyczasie
Niemcy napadli na Sowietów i uwolnili tych mężczyzn, którzy byli zamknięci i
oczekiwali na wywózkę w więzieniu. Ci wrócili do Jedwabnego.
W
dniach 24-26 czerwca 1941 r. Niemcy weszli do Jedwabnego, a już 10 lipca
nastąpił pogrom.
Zauważcie
państwo, że upłynęło tylko niecałe dwa tygodnie.
Niemcy
wykorzystali pewną taką niechęć i, jak wyraził się i opowiedział mi to ks.
Józef Kębliński, przygotowali to bardzo dobrze. Zorganizowali ten mord w taki
sposób, że zlikwidowali tu większość Żydów. Jednak nie wszystkich.
Ks. Eugeniusz Marciniak. A zatem
zrobili to hitlerowcy, Niemcy czy też Polacy, bo przecież takie i takie
informacje krążą po Polsce i świecie?
Ks. Edward Orłowski. Zrobili to
hitlerowcy. Oni to zorganizowali. Zresztą ksiądz, tutejszy ówczesny proboszcz,
ks. J. Kębliński, poszedł na niemiecką komendę i zwrócił się do jakiegoś
wysokiej rangi Niemca, który dowodził tymi sprawami i powiedział mu: Jeśli
macie coś do mężczyzn, to, że oni współpracowali z komunistami i Sowietami, to
przecież kobiety i dzieci są niewinne. A Niemiec ów odpowiedział: Ty nie
zdajesz sobie sprawy z tego, kto tutaj rządzi? Jeżeli chce zachować głowę na
karku i żyć, to się stąd wynoś! Raus!!!
A już w tym czasie
porozwieszane były plakaty informujące, że za przechowanie Żyda całej rodzinie
grozi śmierć. I to aż do trzeciego pokolenia.
Ks. Eugeniusz Marciniak. O ile dobrze
zrozumiałem, to ksiądz Kębliński wstawił się za kobietami i dziećmi pochodzenia
żydowskiego?
Ks.
Edward Orłowski. Tak. Pochodzenia żydowskiego. Żydzi,
tak do końca, nie orientowali się, że idą na pewną śmierć. Oni myśleli, że będą
gdzieś tam zamknięci, albo do getta ich wywiozą. Albo też znowu do jakiejś
pracy tutaj lub w okolicy.
W
dniach poprzedzających tragedię, rano wypędzano ich z domów a na wieczór
puszczano z powrotem. Było to coś w rodzaju "przygotowania" do takiego
myślenia.
Do
tej stodoły konwojowano tych Żydów i zmuszano do tego Polaków. Bóg wie czy
także z tych, którzy wrócili z przymusowego wywozu do Rosji i domy zastali
puste, bo rodziny były już wywiezione na Syberię?
Nie
ma gdzie zamieszkać. Nie ma żony, nie ma dzieci. Pusto wszędzie. Nie można
wykluczyć, że ktoś taki, spośród Polaków, mógł się pomścić. Trudno coś pewnego
o tym powiedzieć, ale, z pewnością, nie było nic takiego, żeby ktoś komuś głowy
ucinał, czy coś w tym rodzaju.
Nieświadomi
swego losu Żydzi szli posłusznie. Na ich czele rabin a pozostali za nim. Aż do
stodoły. Dopiero tam, na miejscu, rozegrało się wszystko, gdy Żydzi zobaczyli,
że stodoła benzyną została oblana. Dopiero wtedy zorientowali się, co ich
czeka. Że coś takiego następuje.
Mieli
ze sobą rzeczy, mieli cenne rzeczy. Pobrali ze sobą złoto,
kosztowności. Wszystko, co mieli najcenniejszego w domu, zawinęli w tłumoczki.
Później, po wszystkim, są na to świadkowie twierdzący, że to złoto Niemcy
wykopali i zabrali.
To
tak w skrócie, mniej więcej, wyglądał sam dzień pogromu Żydów.
Sporo
jednak Żydów się przechowało. Na podstawie listów, które mam i które ludzie
przysyłają, oceniam, że około 1/3 tych Żydów, co była w Jedwabnem, ocalała.
W
Jedwabnem zameldowanych było ich 1600, ale tylu ich tu nie było. Tak duża ilość
potrzebna była do tego, aby jak najlepiej wypaść podczas wyborów i przejąć
władzę w swoje ręce. Żydzi tu zameldowani mieszkali w innych częściach Polski a
także i za granicą: w Nowym Jorku, w Stanach Zjednoczonych. Tu przyjeżdżali na
wybory.
Polacy
natomiast, aby zebrać zwycięską ilość głosów, w granice miasteczka włączali
sąsiadujące z Jedwabnem wioski, określając je jako przedmieścia i, w
rezultacie, wygrywali.
Taka tu była między
Żydami a Polakami rywalizacja. Nie było to połączone z nienawiścią, złością czy
czymś po tej linii.
Ostatnio
przeprowadzone badania, polegające m.in. na prześwietleniach ziemi, pozwoliły
ustalić wymiary stodoły i wymiary mogiły. Wymiary mogiły wynosiły: 7,5 m na 2,5
m długa i 2,5 m szeroka. Ci, co pierwsi to badali i oceniali, mówili, że mogło
się w niej zmieścić 200-300 ciał. Natomiast na teraz, na dzień dzisiejszy,
biorąc pod uwagę to, że ciała ofiar były nadpalone, że wśród zamordowanych było
dużo dzieci, których ciała przecież są mniejsze, razem z p. Przewoźnikiem
oceniamy liczbę zamordowanych na około 400. Ale 400, to jednak nie 1600, jak
głośno się krzyczy za, nie liczącym się z faktami autorem książki, Sąsiedzi.
Ks.Eugeniusz Marciniak. Proszę raz
jeszcze opowiedzieć o atmosferze, o sąsiedzkich kontaktach między Polakami i
Żydami z tego okresu.
Ks. Edward Orłowski. Atmosfera,
stosunki między Żydami a Polakami była dobra. Dopiero jak Żydzi rozpoczęli
współpracę z Sowietami, komunistami, z NKWD, wszystko zaczęło się psuć.
Młodzi,
zafascynowani komunizmem, Żydzi, zorganizowali swoją żydowską milicję. Po
Polakach objęli
urzędy.
Pozakładali sobie czerwone opaski, pobrali broń i zaczęli naszym pokazywać, że
są ważni. Zaczęli Polakom dokuczać. Powtarzali wasze ulice, nasze
kamienice. Nieco później, z cynizmem, ostentacyjnie, szyderczo naśmiewając
się, a współorganizując z NKWD deportację na Sybir, do Kazachstanu, mawiali, że
wiozą Polaków na wycieczkę czy pielgrzymkę.
Równocześnie,
wspólnie z okupantem, Rosjanie i Żydzi, zbierali się w domu parafialnym.
Wspólnie się bawili, tańczyli. Słowem cieszyli się. Nie mogli tego nie widzieć
mieszkańcy Jedwabnego. Możemy się domyślać, co przeżywali.
To były trudne, tragiczne dni.
Myślę,
że z czasem, który jest, jak wiemy najlepszym lekarzem, ta rana się zabliźni.
Stopniowo też wszystkie sprawy z tą tragedią, do końca, będą wyjaśnione. Dziś
już wiadomo znacznie więcej, niż jeszcze kilka tygodni temu. Wiemy już, że na
miejscu zbrodni znaleziono łuski. I są to łuski niemieckie. A zatem i od tej
strony jest dowód, że to Niemcy tam byli i że oni do Żydów strzelali.
Nie
do pomyślenia zresztą było, aby ktokolwiek z Polaków miał broń. Za posiadanie
radia, telefonu, maszyny do pisania, groziło rozstrzelanie bez sądu. A co
dopiero mówić o broni?
Od
tych strzałów, być może, zapaliła się stodoła.
Ostatnio
w Łomży znaleziono dokumenty, wśród których jest też zeznanie pięciu
uratowanych przez polską rodzinę Żydów. W zeznaniu tym twierdzą oni, że wiedzą
na pewno, bo sami to widzieli, iż w stodole tej zginęło, co najmniej, też
trzech Polaków.
Ks. Eugeniusz Marciniak. Czyżby
więc Polacy Polaków mieli mordować?
Ks. Edward Orłowski. Nie. Absolutnie nie jest to prawda, że to Polacy mordowali. Zrobili to
Niemcy. Oni tu wtedy Jedwabne okupowali i o tym wszyscy tu dobrze wiedzą.
Pan Malczyński,
który tu wtedy był kościelnym i, w sam raz, poprawiał na kościele zrujnowaną
dachówkę, widział z góry jadące i od strony Łomży, i od strony Wizny a więc
Białegostoku, jadące ciężarowe samochody z Niemcami. Z jednej strony około
pięciu-sześciu, a z drugiej około sześciu. Ja nie wiem dokładnie ile. Są jednak
żyjące jeszcze osoby, które dokładnie to wiedzą.
Jak te samochody podjechały,
to Niemcy, być może żołnierze z Wermachtu, otoczyli Jedwabne. To Niemcy tu byli
i pilnowali tej sprawy. A Polacy, jak wszędzie, byli wykorzystywani tylko do
spraw porządkowych: dopilnować, dostarczyć na miejsce. Ale przypuszczam, że
przed całą tą akcją Polacy nie wiedzieli jeszcze, że Żydzi będą wymordowani.
Tego nie wiedzieli też, oczywiście, Żydzi.
Ks. Eugeniusz Marciniak. Słyszałem
dzisiaj kilka wypowiedzi parafian księdza, które mają jeden wydźwięk: na pewno
Polacy, o ile brali udział w tej zbrodni, byli do niej przez Niemców zmuszeni.
Czy ksiądz podziela to zdanie i czym może ksiądz to uzasadnić?
Ks.
Edward Orłowski. Oczywiście. Całkowicie podzielam to
zdanie, a uzasadniam tym, że mam liczne dokumenty, z których taka prawda
wynika.
Piszą o tym do mnie ludzie z różnych stron
Polski i świata. Żyjący tutaj świadkowie tych zajść o tym świadczą.
Równocześnie znam tę sprawę z relacji byłego tutejszego duszpasterza, ks.
kanonika Józefa Kęblińskiego. A co z tych źródeł wynika?
Rzeczywiście Niemcy
rozpowszechniali (np. przybijali na drzwiach urzędów, sklepów) ulotki, które
zawierały treść taką, że ktokolwiek ukryje, zachowa i nie wyda Żyda, będzie
skazany, aż do trzeciego pokolenia na śmierć. To jest podstawowe takie
stwierdzenie.
Natomiast druga sprawa, czego również ks. J.
Kębliński był tutaj tego świadkiem, to żandarmi wypędzali Polaków i zmuszali do
tego, żeby szli im z pomocą w konwojowaniu Żydów do stodoły. Wręczali Polakom,
wcześniej już przygotowane kije i, grożąc bronią, po prostu, zmuszali.
Tę postawę Niemców potwierdza wielu parafian
podczas rozmów duszpasterskiej wizyty czyli kolędy, którą tu odbywam przez 13
lat. A zatem już spory okres czasu. Często zdarzało się, że ktoś z parafian
samorzutnie nawiązywał do tych wydarzeń i do tej sytuacji. Zawsze w trakcie
rozmowy wynikało, że Niemcy zmuszali Polaków. Że nie była to inicjatywa
tutejszej społeczności.
Jeden z parafian, mieszkający obok szkoły w
Konopkach Chudych, także w tym roku na kolędzie mówił mi o tym, że jego ojciec
był tu, w Jedwabnem, w tym czasie, kiedy Żydów spędzano. I on również został
zapędzony do tego grona osób, które miały pędzić Żydów do tej miejscowej
stodoły. I powiedział mi właśnie, że kiedy jego ojciec pędził tych Żydów, jeden
z nich obejrzał się. Był to Żyd,
który ojca znał. Nawet ojciec przyjaźnił się z tym Żydem i mieli wspólne
interesy. Ojciec dał jakoś temu Żydowi znać, że da mu szansę ucieczki i w tym
celu się schyli. Po jakimś czasie rzeczywiście się schylił i niby to zaczął
związywać sznurowadło u buta, czy też poprawiać sznurówki. Żyd skorzystał z
szansy i zaczął uciekać. Kiedy uciekał i skręcił w boczną ulicę, pobiegli za
nim dwaj żandarmi, którzy szli prawie tuż obok, lecz z tyłu tego człowieka, tuż
za konwojem.
Ojciec tego pana, co
mi to opowiadał, miał właśnie, dany mu przez żandarmów, kij do pilnowania.
Rzucił ten kij i sam też, po prostu, uciekł z tego miejsca.
Ludzie byli zmuszani.
Niechętnie to robili. Musieli wykonać, bo tu, w tym rejonie, Niemcy nie liczyli
się z nikim. Rozstrzelaliby bez sądu na miejscu i koniec. Dlatego też tutaj
Żydzi zginęli.
Ówczesna miejscowa
władza, która wchodziła w kolaborację z Niemcami tzn. Karolak, nie był stąd i
nie był znany przez Polaków w Jedwabnem. Był wyznaczony przez Niemców i to
Niemcy zrobili go burmistrzem. Był to człowiek, który nie wiadomo skąd
przyszedł. Podał się jako przedstwiciel władzy przez Niemców naznaczony i on
był tutaj władzą wykonawczą. I on też, według wszelkich danych, organizował
tutaj Polaków i zmuszał ich do współpracy z Niemcami. To był przymus, nie tylko
moralny. To była presja. To był terror. To była wojna.
Powtórzę. Polacy z
tego terenu, przed wojną, byli zżyci z Żydami. Współpracowali ze sobą.
Świadczyli sobie wzajemnie usługi i pomoc.
Ks. Eugeniusz Marciniak. Proszę księdza. Słuchając wypowiedzi księdza
parafian, słyszałem takie zdania, że owszem, Żydzi wyrządzali Polakom krzywdę,
a, między innymi, współpracowali z Rosjanami, którzy przecież wtedy odebrali
Polakom wolność, wkraczając, razem z Niemcami, na ten teren. Że Żydzi
wydatnie przyczynili się do zsyłki Polaków w głąb Sowietów, na Sybir,
wyrządzając im przez to szereg krzywd. Zresztą oni, tzn. Żydzi sporządzali
listy, które potem wykorzystali Niemcy czy Rosjanie, ale, przede wszystkim, Rosjanie.
Padły również jednak takie słowa, że jeżeli Polacy, mając nawet powody do tego,
żeby w jakiś sposób "odpłacić się" tym, którzy krzywdę im wyrządzili, na
pewno nie posunęliby się do tego, żeby doprowadzić Żydów do śmierci. Czy
ksiądz, jako wieloletni duszpasterz, a zarazem ktoś, kto bardzo dobrze zna
mentalność tych ludzi, tutaj, w tej parafii, jak słyszeliśmy od 13 lat, a
poprzednio w niedalekim w Drozdowie, również lat 14, mógłby coś na ten temat
powiedzieć?
Ks. Edward Orłowski. Oczywiście, że na ten temat mogę i to sporo, powiedzieć.
Trzeba pamiętać, ze
Żydzi tak jednego, jak drugiego okupanta a więc Rosjan i Niemców, znów Rosjan,
przyjmowali kwiatami. Rosjanie, kiedy Niemcy opuścili Jedwabne, wrócili do
współpracy z Żydami, którzy przyjęli ich, jak wspomniałem, oczywiście,
kwiatami. Mówię o roku 1939.
Wcześniej Żydzi
kwiatami przyjmowali Niemców. Z tym, że Rosjan przyjmowali kwiatami i
czerwonymi sztandarami, które powywieszała na swoich mieszkaniach część Żydów.
Szczególnie żydowska młodzież zachwycona była i entuzjastycznie nastawiona do
komunizmu. Od razu zorganizowała się też tzw. milicja żydowska, która składała
się wyłącznie z komunistów, co oczywiste, i współpracowała z NKWD, które tutaj
przybyło i właśnie tutaj utworzyło tzw. obłast.
Była to jednostkę administracyjna, która była
czymś więcej niż powiat, a mniej jak województwo. I to tutaj, w Jedwabnem, było
centrum NKWD. Myślę, że z tego powodu, iż był to teren najbardziej podatny. Z
tego powodu, że Żydzi już wcześniej kolaborowali z komunistami.
Historycznie rzecz ujmując, tu też, w tym
terenie, zorganizował się ruch oporu. Dodać trzeba, że pierwszy w Polsce.
Przypomnę, że Polska upadła we wrześniu, a już
w październiku był tu zorganizowany ruch oporu. Tu zbierali się ludzie
przygotowani. I tutaj, w Jedwabnem, w pierwszym okresie, służyli Ojczyźnie. Z
czasem, nie chcąc wpaść w ręce okupanta, przenieśli się na Kobielno, teren
niedostępny, w błota nad Biebrzą, których, gdy ktoś nie znał, nie mógł przejść.
Zdradzono ich jednak i wykryto.
Istniało powszechne przekonanie, że uczynili
to Żydzi. I właśnie tutaj, na tym terenie, w wyniku działań NKWD i Armii
Czerwonej, miał miejsce bój, w którym zginęło dużo partyzantów. Ale też i dużo
więcej NKWD-dzistów. W efekcie jednak zlikwidowany został ten ruch oporu i
przystąpiono do masowego wywożenia Polaków w głąb Sowietów.
Były trzy ogromne deportacje, właśnie z terenu
Jedwabnego. Największe i najliczniejsze z terenu Łomżyńskiego. Właśnie, przy
organizowaniu tych deportacji i wywózek do Łomży, czynny udział brali Żydzi.
Sporządzali listy, wciągając na nie tych, którzy byli najlepszymi patriotami.
Wskazywali ludzi wykształconych, inteligentnych, potencjalnych liderów, ludzi
ruchu oporu. Do Żydów należała decyzja kogo należy z tego terenu wyekspediować
do Związku Radzieckiego. Szydzili sobie przy tym z Polaków grubiańsko.
Podśmiewali się, że wysyłają Polaków na urlop, albo na wycieczkę do Związku
Radzieckiego, a nawet na pielgrzymkę. Dobrze przy tym wiedzieli, że
przynajmniej część z nich wysyłają na pewną śmierć.
I właśnie, w przygotowywaniu transportu z
Jedwabnego do Łomży, do pociągu mającego wieźć w głąb Rosji, Żydzi brali czynny
udział. Na każdej furmance był wiozący Polaków, uzbrojony w karabin, Żyd.
Niektóre polskie kobiety, które przecież tych Żydów znały, szły do nich z
prośbą. Sądziły, że jako sąsiedzi, to zrozumieją. Chodziły do nich. Prosiły ze
łzami w oczach. Błagały tam, gdzie mogły, prosząc o uwolnienie. O nie
zabieranie ich mężów i synów. Prosiły, aby Żydzi, a była taka możliwość podczas
transportu furmankami do pociągu, umożliwili ucieczkę ich ojców, mężów czy
synów. Jednak nic takiego nie nastąpiło. Żydzi dowieźli wszystkich do końca, do
stacji.
Później, kiedy nastąpił odwrót, ci, mający być
deportowani Polacy, po części wrócili, bo nie zdążono ich wywieźć. Część z nich
bowiem oczekiwała w więzieniu na
transport.
Mimo, że wagony były bydlęce pociągi nie mogły pomieścić wszystkich wysłanych
ludzi. Sowieci organizacyjnie często też nie zdawali egzaminu, a już totalny
chaos nastąpił w wyniku bombardowań. Kiedy więc Niemcy wkroczyli, uwolnili
tych, którzy musieli czekać w więzieniu. A ci wrócili do siebie i trudno im się
dziwić, że może ten i ów, nie zastając w domu bliskich, bo byli już deportowani
w głąb Sowietów, chciał się odegrać na takim czy innym Żydzie, który
współpracował z NKWD i transportował go do Łomży. Jestem jednak przekonany, że
nikt z nich nigdy nie posunąłby się do tego, aby tych Żydów karać śmiercią. Aby
ich żywcem palić. Absolutnie nie!! Jeśli by się jakoś któryś z nich odegrał, to
może jakimiś słowami, czy może pobiłby kogo, ale nigdy nie posunąłby się do
tego, aby kogoś zabić.
Ks. Eugeniusz Marciniak. Dziękuję! Wyczerpująco ksiądz tu
wytłumaczył. A proszę księdza dziekana, czym by ksiądz uzasadnił tę postawę
Żydów, a jest ona, przyzna ksiądz, zdumiewająca? Z tego, co słyszałem od ludzi
i co przeniosłem z taśmy na papier już wcześniej, wynika, że tu, w Jedwabnem,
Polacy traktowali Żydów bardzo przychylnie. Potwierdził to także ksiądz. Proszę
mi jeszcze coś więcej na ten temat powiedzieć i wyjaśnić, dlaczego, księdza
zdaniem, Żydzi zachowali się jednak w stosunku do Polaków, z którymi
sąsiadowali, których przecież dobrze znali, często z nimi współpracowali, w
taki wrogi sposób?
Ks.
Edward Orłowski. Ja myślę, że były tego dwie
przyczyny.
Pierwsza to ta, że ideą komunizmu zachwyciło się wielu
młodych ludzi. Oni sami mówili o sobie, że w komunizmie próbowali się
realizować. Ale, jak jeden Żyd, tu ze mną, w rozmowie, powiedział, było to
katastrofalne.
A po drugie. W Jedwabnem było bardzo dużo Żydów. Część tych
Żydów chciała, żeby miasteczko było ich i w tym celu robili sobie jakąś
"przestrzeń życiową". Ta "przestrzeń" mogłaby powstać właśnie po wysłaniu
Polaków na Syberię. Wtedy miasto stałoby się całkowicie żydowskie.
Sądzę tak dlatego, że przed wojną było trochę takiej
rywalizacji, którą, praktycznie, tylko władza popierała. Wyrazem tego niech
będzie to, że Żydzi się tu meldowali i stąd wyjeżdżali. Żyli i pracowali gdzie
indziej. Gdy jednak miało być głosowanie, to tu wracali i głosowali jako
Jedwabniacy. Bo tu byli zameldowani. Byli równouprawnieni do głosowania.
Natomiast w "odwecie" Polacy administracyjnie przyłączyli sąsiednie wioski
jako wioski przedmiejskie. Ci ludzie, którzy byli przyłączeni do Jedwabnego, a
wioski nie miały ani jednego Żyda, "robili" ilość. Polacy wówczas
wygrywali głosowania większością głosów. Faktycznie Polaków i tak tu było
znacznie więcej niż Żydów. A to przyłączanie wiosek było tylko czymś w rodzaju
odwetu za zameldowanie tu Żydów.
Ks. Eugeniusz Marciniak. Słyszałem o konkretnych przykładach, że
Polacy pomagali Żydom w wielu sytuacjach. Czy ksiądz dziekan mógłby, na
podstawie swoich doświadczeń, długoletniej obserwacji i pobytu na tym terenie,
jeszcze coś na ten temat powiedzieć?
Ks. Edward
Orłowski. Tak. Potwierdzam pomoc świadczoną Żydom
przez Polaków. Np. państwo Wyrzykowscy uratowali przed zagładą siedmioro Żydów.
Wśród tych Żydów był też Szmul Wasersztajn, który po wojnie nazywał się
Stanisław Całka. Polacy pod oborami, pod budynkami, w których trzymali
zwierzęta, wykopali bunkier. Strzegli się, oczywiście, przed Niemcami, bo jakby
wpadli w ich ręce, to nie tylko Żydzi by zginęli, ale również i Polacy razem z
nimi. Nie tylko ich karmili, ale i również to, co po zjedzeniu zostaje,
wynosili.
A
później, po wojnie, pan Stanisław Całka czyli Szmul Wasersztajn wstąpił do UB i
napisał ten paszkwil, na którym, pisząc swoją książkę, oparł się p. Gross.
Książka, powtórzę, powstała na podstawie tego właśnie paszkwilu Całki.
Oni,
to znaczy, ta polska rodzina, życie swoje narażali i to wielokrotnie. Narażali
się, by Żydów ratować. A za to wszystko takie oszczerstwo nas wszystkich
spotkało. Jako zapłata poszła w świat informacja, że Jedwabianie Żydów
mordowali.
Ogólnie
mówiąc znacznie więcej Żydów zostało uratowanych. Wciąż przychodzą do mnie
pisma, w których ludzie piszą, że myśmy uratowali dwóch Żydów, my trzech Żydów.
Myśmy Żydówkę uratowali, my żydowskie dzieci. Lekarz o nazwisku Kowalewski,
uratował np. męża i syna jednej z Żydówek.
Ja
myślę, że kiedyś, jeśli mi tylko czas na to pozwoli, pospisuję te wszystkie
informacje, które do mnie docierają i tę całą historię. Moim skromnym zdaniem,
około
1/3, mniej więcej. Żydów, mieszkańców
Jedwabnego, uratowali Polacy.
Ks. Eugeniusz Marciniak. Przyznam szczerze, że dla mnie
niezrozumiała jest ta postawa, to zachowanie się.
Ks.
Edward Orłowski. W moim przekonaniu oni myśleli, że
nigdy Polski nie będzie i ten kraj, przy pomocy komunistów sobie, w jakiś
sposób, przywłaszczą.
Miałem
tutaj wizytę m.in. dziennikarzy dziennika Der Spiegel. Jeden z nich
postawił mi taką tezę a zarazem pytanie: Kto tych Żydów faktycznie
wymordował? Ja mówię, że skazaliście naród żydowski i polski na zagładę,
a teraz staracie się znaleźć przyczynę śmierci poza nazizmem hitlerowskim.
Na to on postawił mi pytanie: Czy ten napis, który jest na pomniku, to
trzeba zmienić czy też nie?. A napis opiewał, że 1600 Żydów w tym
miejscu wymordowała żandarmeria i gestapo. A zatem czy zmienić? Ja
powiedziałem, że można zmienić, ale tylko w odniesieniu do liczby 1600. Że,
żadna z polskich stodół, w swej przestrzeni, nie pomieściłaby takiej ilości
Żydów. To po pierwsze. A ta druga część napisu, tzn. że wymordowała ich
żandarmeria i gestapo, że zrobili to Niemcy, jest zgodna z rzeczywistością.
Wtedy dziennikarz mówi, że Gross napisał, że to zrobili Polacy. Ja
mówię, że to, co Gross napisał, to niech on bierze na swoje sumienie. Ja
znam prawdę, a prawda jest taka, że zrobili to Niemcy.
Wiedziałem
o tym z całą pewnością. I to od dawna, od tego księdza proboszcza, który tu
pracował. Duszpasterza, który tu przez całą wojnę przebywał. Był to,
wspomniany
już, ks. Józef Kębliński. Także on sam, osobiście, skazanych na śmierć Żydów
próbował ratować. Chodził w tej sprawie do Niemców, którzy tu ten pogrom
organizowali. To uratowanie nie było jednak możliwe. Powiedziano księdzu: Czy
ty nie wiesz, kto tu rządzi? Wynocha, jeśli chcesz zachować życie. I
wyrzucono go z posterunku żandarmerii.
Więc pewne jest, że
Niemcy to zrobili i pewne jest też i to, że nie zginęło aż 1600 osób.
Gdy odbywały się
teraz badania, między innymi prześwietlenia gruntu, określono wielkość stodoły.
Określono też wielkość mogiły, w której spoczywają nie dopalone ciała Żydów i
trzech Polaków. Tych, którzy razem z Żydami, wrzuceni zostali do stodoły. Ta
mogiła ma rozmiary mniej więcej 7,5m na 2,5m na 2,5m. Trzeba też uwzględnić
fakt, że były tam dzieci, których ciałka zajmują mniej miejsca.
W wspólnym
porozumieniu władz i Wspólnoty Żydowskiej ustalono, że w grobie tym pochowano
ok. 400 Żydów. I to może być najbardziej wiarogodna ilość. Więcej ciał nie
mogło się, po prostu, pomieścić.
Reszta Żydów albo
uciekła z NKWD albo też wcześniej już wyjechała do Sowietów. Nie wiadomo do
dziś, czy tam dotarli, czy też nie.
Ksiądz Kębliński
powiedział mi, że co Żydów może czekać, gdy wejdą Niemcy, powiedział wcześniej
kilku zaufanym Żydom. Takim, o których wiedział, że go nie wydadzą. Wiadomo, że
za to groziła kara śmierci. Informacje te, z kolei, posiadał ks. Kębliński od
zaufanego żandarma, który, w największej tajemnicy, księdzu to powiedział.
W związku z tym część
uprzedzonych Żydów zdążyła wcześniej wyjechać. Zatem ilość spalonych należy
pomniejszych o listę tych, którzy wyjechali.
Ks. Eugeniusz Marciniak. A czy są
jeszcze inne dowody na to, że zrobili to Niemcy?
Ks.
Edward Orłowski. To, że zrobili to Niemcy, jest pewne.
Wyszło to nawet teraz, przy badaniu tej ziemi. Otóż znaleziono tam łuski
pochodzące z broni niemieckiej, produkowanej w 1938 r. i 1939 roku. A więc
bezpośrednio przed wojną, czyli w niedługim czasie przed zbrodnią spalenia
Żydów w stodole.
Ludzie
z miasteczka słyszeli też strzały i zaraz po tych strzałach zapaliła się
stodoła. Dzisiaj nie wiadomo, czy strzelano do Żydów, którzy próbowali się
wydostać z tej stodoły, czy też strzelano, aby stodołę podpalić. W każdym razie
pewne jest, że strzały były.
Poza
tym nie prowadzono tu dużych rozkopów. Rozkopano tylko trochę, a już tyle łusek
znaleziono. Myślę, że jakby tam więcej jeszcze pokopano, to tych łusek więcej
by znaleziono.
Ks. Eugeniusz Marciniak. A jak ksiądz
skomentuje wątek Goebbelsa?
Ks.
Edward Orłowski. Tę właśnie sprawę podniósł
dziennikarz z Der Spiegla twierdząc, że znaleźli się historycy, którzy,
po zbadaniu sprawy, twierdzą, że mordu na Żydach nie dokonali Niemcy lecz
Polacy. Zapytał
mnie, jak ja to
skomentuję. A ja mu na to, że obaj wiemy kim był Goebbels. Jakimi metodami
pracował. To właśnie on uczył Niemców, aby robili to rękoma innych. I
tak właśnie postąpiono w wypadku Jedwabnego. Zrobili to Niemcy, wyręczając się,
po części, Polakami, których do udziału w mordzie zmuszono.
Ks. Eugeniusz
Marciniak. A wątek Himmlera?
Ks. Edward Orłowski. Himmler przyjechał do Białegostoku na dwa dni przed mordem Żydów w
Jedwabnem. Aktualnie w Białymstoku trwają badania czy Himmler był w Jedwabnem
czy też nie.
Od księdza Kęblińskiego, na którego się już
powoływałem, wiem, że był tu, w Jedwabnem, ktoś bardzo wysokiej rangi i ten
ktoś całą tą akcją kierował. Ks. Kębliński sądził, że był to Goebbels. Jak było
naprawdę, wkrótce, mam nadzieję, badania wykażą.
Ks. Eugeniusz Marciniak. A co ksiądz
powie o Radziłowię?
Ks. Edward
Orłowski. Sprawy Radziłowa nie znam dokładnie. Wydaje
mi się, że te same mechanizmy, które wcześniej zadziałały w Radziłowie,
zadziałały w Jedwabnem.
Całkiem już
ostatnio, na naszym seminarium naukowym w Łomży o tej sprawie wspólnie
rozmawialiśmy. Między innymi prof. Gnatowski jednoznacznie stwierdził, że
postępowanie Niemców było przeprowadzane według jednego, wypracowanego
scenariusza. Jego głównym przesłaniem było to, że Polacy są winni tej wojny.
Tam gdzie stały pomniki Lenina i gdzie głosowano za komunizmem, kazano te
pomniki lub ich części niszczyć Żydom.
Reasumując, myślę, że tak, jak w Radziłowie,
jak i w Białymstoku i Jedwabnem, zbrodni na Żydach dokonali Niemcy.
Ks. Eugeniusz Marciniak. Wspomniał mi
ksiądz dziekan o sąsiednim Drozdowie i o pamiątkowej tablicy ku czci R.
Dmowskiego. Czy możemy do tego wrócić?
Ks. Edward Orłowski. Kilka tygodni temu złożyli mi tu wizytę redaktorzy z żydowskiej gazety
Mitrasz i wówczas postawiono mi zarzut, że jestem antysemitą, ponieważ
pobudowałem tablicę Romanowi Dmowskie-mu, a że Dmowski był antysemitą, więc i
ja nim jestem. Ja odpowiedziałem na to mniej więcej tak: Roman Dmowski, to
wspaniały Polak, który może być wzorem dla polityków. Wzorem wychowania
obywatelskiego. Napisał z resztą Rady dobrego Polaka a także inne dzieła.
A antysemitą Dmowski stał się dzięki Żydom.
Sprawa wyglądała
następująco: Dmowski stanął na czele Rządu Wyzwolenia Narodowego, który powstał
w Paryżu. Pojechał m.in. do Stanów Zjednoczonych. Tam spotkał się m.in. z
prezydentem. Wygłaszał mowy w Waszyngtonie, w Chicago, w Nowym Yorku i innych
jeszcze miastach. Tysiące Polaków zgłosiło się na ochotnika do Armii Hallera
czyli Błękitnej Armii, która była organizowana w Paryżu.
Wówczas Żydzi
doprowadzili do spotkania z Romanem Dmowskim i zażądali od niego, aby pewną
część Polski dał Żydom na własność. Oni będą się tu sami rządzić i tu będą
mieli swoje państwo. Dmowski, oczywiście, odmówił. Powiedział, że jeszcze
nie mamy wywalczonego kraju, wolności, ojczyzny, a wy chcecie naszą Ojczyznę
podzielić na części. I, po prostu, nie zgodził się. Żydzi, w odwecie,
zablokowali wszystkie pływające po amerykańską flagą statki, które miały
przewieść ochotników do Armii Hallera do Europy. Roman Dmowski musiał szukać
innych dróg wyjścia. Ponieważ był też członkiem parlamentu rosyjskiego czyli
Dumy, a także miał kolegów w Londynie, tam interweniował. Prosił o przysługę i
angielskie statki przewiozły taką część armii jaką mogły do Europy. Armia ta
mogłaby być dziesięciokrotnie większa.
R. Dmowski nabrał
wtedy negatywnego stosunku do Żydów. I nie ma mu się co dziwić, bo każdy z nas
po takich "numerach" Żydów, którzy, w lwiej części, byli właścicielami
statków, postąpiłby podobnie, jeżeli w ten sposób próbowano by rozwiązać
problem odzyskania niepodległości, wspólnej Ojczyzny.
Ks. Eugeniusz Marciniak. A czy może
ksiądz coś powiedzieć o słowach uznania, w postaci listów, telegramów od
społeczeństwa, które ksiądz za swoją postawę otrzymuje?
Ks.
Edward Orłowski. Otrzymuję setki listów z różnych stron
świata. Z wielu krajów, np. Stanów Zjednoczonych, z Brazylii, z Argentyny.
Głównie jednak stamtąd, gdzie żyją Polacy. Najwięcej, oczywiście, z Polski.
Ludzie solidaryzują się ze mną. Dziękują mi za postawę, a jednocześnie
zapraszają do siebie i zaznaczają, że z wielkim uszanowaniem i z wielką czcią
mogą mnie przyjąć jako tego Polaka, który stanął w obronie słusznej sprawy.
Stanął w obronie prawdy.
Listy z uznaniem
otrzymuje także od Żydów. Wśród innych otrzymałem nawet list od Żydów z
propozycją współpracy. Nasze stanowiska są, po prostu, zbliżone.
Tak Żydzi jak i
Polacy, byli przez Niemców niszczeni jako podludzie. I właśnie to niszczenie
było zaplanowane. To właśnie Żydzi do mnie piszą, że Jedwabne też w ten plan
było włączone i chociaż ma elementy udziału Polaków w zbrodni przeciwko Żydom,
to była to akcja zaplanowana i przeprowadzona przez Niemców.
Udział Polaków
pojawiał się zawsze, jeżeli gdziekolwiek miały miejsce zbrodnie dotyczące
eksterminacji narodu żydowskiego. Z reguły, w takich przypadkach, pod przymusem
spędzano Polaków, aby pilnowali i transportowali Żydów na miejsca zbrodni.
Faktycznie Polacy tych zbrodni nie popełnili. Działali pod przymusem, a trzeba
pamiętać, że była to okupacja. Kto tę okupację przeżył, kto jej doświadczył,
może to zrozumieć. Kto sam na sobie tych lat nie doświadczył, ten ma mętne
pojęcie o terrorze i tych spraw do końca nie rozumie..
Ks. Eugeniusz Marciniak. Proszę mi
jeszcze poświęcić kilka chwil i powiedzieć o ostatnich publicznych modlitwach
księdza, w tutejszym parafialnym kościele, w intencji pomordowanych.
Ks. Edward
Orłowski. Chcę powiedzieć, że od początku, jak tutaj
jestem proboszczem, modlę się za wszystkich, których ciała spoczywają w tej
ziemi, na terenie parafii. Modliłem się i modlę za Polaków, za Rosjan, za
Niemców, za Żydów, za wszystkich.
Mamy ogromny cmentarz
niemiecki na swoim cmentarzu. Ciała, a właściwie już tylko kości z tego
cmentarza, będą wkrótce ekshumowane. W tej sprawie był tu już przedstawiciel
rządu z Berlina.
Modlimy się, jak już
wspomniałem, za Żydów, których ciała tu, na ich cmentarzu czyli kirkucie, który
jeszcze się zachował, spoczywają. Zarośnięty, co prawda, ale istnieje. Także
dzięki mojej interwencji. Przetrwał, chociaż, nawiasem mówiąc, w swoim czasie
Rada Miasta chciała w tym miejscu a dokładnie, między naszym katolickim
cmentarzem a kirkutem, urządzić targowisko. Stanowczo zaprotestowałem.
Powiedziałem wtedy, że każdy cmentarz jest ziemią świętą, bo w niej spoczywają,
oczekując dnia zmartwychwstania, ludzkie ciała. Nie jest ważne, czy będą to
Żydzi czy katolicy? Nie mamy prawa, żeby go zbeszczeszczać.
Załóżmy np. że jeśli
tam, nawet już nie na samym kirkucie, lecz tuż obok, powstało by miejskie
targowisko, to jego najbliższe okolice, a zwłaszcza teren zakrzaczony, siłą rzeczy,
stał by się śmietniskiem, by nie powiedzieć miejscem ustronnym, w którym,
wszyscy wiemy, jakie potrzeby ludzie załatwiają.
Zaprotestowałem
przeciw temu. Wychodząc naprzeciw potrzebom miasta, dałem w zamian, na ten cel,
ziemię parafialną.
Na tej właśnie ziemi
urządzono targowisko i dzięki temu żydowski cmentarz został zachowany i
nienaruszony. A czym dla Żydów jest szacunek dla spoczywających w grobie, mogą
zrozumieć tylko ci, którzy ich religię i obyczaje znają bliżej. Podejrzewam, że
może, tak do końca, to tylko sami Żydzi.
Opatrzność Boża
zrządziła, że w tych dniach od pani M. Pietrzyk otrzymałem jej książkę pt. W
cieniu krzyża. Jest w niej przedstawiona postać Edyty Stein czyli siostry
Teresy-Benedykty od Krzyża, która, przypomnę, będąc Żydówką, filozofem i
teologiem, szukając Prawdy, znalazła ją w Kościele katolickim. Przyjęła chrzest
i wstąpiła do zakonu, przyjmując na siebie cierpienie jako ekspijację za grzechy
narodu żydowskiego. Zginęła zamordowana, jak wielu Żydów, Polaków i ludzi z
innych narodów, z rąk hitlerowców. Ojciec Święty, Jan Paweł II, ogłosił ją
świętą i współpatronką Europy.
W książce tej powiedziane jest to bardzo
mocno, że Edyta Stein oddaje swoje życie w intencji pogodzenia trzech narodów:
polskiego, żydowskiego i niemieckiego.
Pani
M. Pietrzyk zaproponowała mi, abym wykorzystał treści jej książki, co też
uczyniłem.
Rozpocząłem
w kościele Nowennę do Ducha Świętego w intencji pojednania trzech narodów.
Nowennę trwającą, jak sama nazwa wskazuje, przez dziewięć kolejnych niedziel.
Jest, w ramach tej Nowenny, m.in. odmawiana modlitwa, zwana po żydowsku kadesz.
Modlitwę tę odmawiano także po śmierci s. Teresy Benedykty czyli Edyty Stein.
Razem z moimi parafianami odmówiłem
tę modlitwę kadesz za pomordowanych w Jedwabnem. Równocześnie modlimy
się przed figurą M. Bożej Katyńskiej, która stoi przed jednym z ołtarzy w
naszym kościele.
W Katyniu bowiem i w
wielu różnych innych miejscach na terenie Sowietów, w tym także na Syberii,
zostały ciała naszych ojców, matek, braci i sióstr, Także tutejszych parafian,
aresztowanych i wywiezionych przez NKWD przy czynnym udziale Żydów.
Naśladując i prosząc
o pośrednictwo Edytę Stein, razem, z całą moją wspólnotą, odmawiamy ułożoną
przez pochodzenia żydowskiego, katolicką świętą, modlitwę do Matki Bożej w
intencji wszystkich zmarłych obywateli polskich, tak narodowości polskiej jak i
żydowskiej. Powtórzę, za pośrednictwem nawróconej na katolicyzm Żydówki, Edyty
Stein, którą Ojciec Święty ustanowił współpatronką pojednania narodów.
Ks. Eugeniusz Marciniak. Poproszę jeszcze o przybliżenie Czytelnikom
niektórych innych propozycji, które do księdza dziekana nadchodzą.
Ks.
Edward Orłowski. Od Towarzystwa Przyjaźni
Polsko-Izraelskiej oraz z Fundacji im. Janusza Korczaka otrzymałem oficjalną
propozycję współpracy i modlitwy.
Wcześniej w tej sprawie był telefon, przez który
powiedziano mniej więcej takie słowa: politycy walczą o pieniądze; dla nas
większą wartość mają dobre informacje. Mamy dobre informacje, że ksiądz dziekan
nie ma nic przeciwko uczciwym Żydom. Rozumiemy księdza
dziekana. Zapraszamy do wspólnej modlitwy. My też za księdza dziekana się
modlimy.
W
ślad za tym telefonem przyszło szereg oficjalnych pism a wśród nich także
wyjaśnienie: w jaki sposób ludzie, z wymienionych instytucji, rozumieją
przykazanie nie zabijaj oraz niech będą błogosławieni przybysze.
Z
treści tych pism jasno też wynika, że ludzie z tych instytucji nie mają
wątpliwości co do tego, że to Niemcy zaplanowali wyniszczenie narodu polskiego
i narodu żydowskiego. I że te dwa narody poniosły podczas ostatniej wojny
ogromne szkody.
W
tych propozycjach modlitwy jest wiele uznania dla Kościoła
rzymsko-katolickiego, który, poprzez swoje różnorakie działania, uratował
najwięcej Żydów. Dlatego, między innymi, instytucje te pragną, aby, już po
wizycie p. prezydenta Izraela w Polsce, zorganizować Izbę Pamięci, a być może
też i Wdzięczności dla Kościoła katolickiego za ratowanie Żydów.
Ja
osobiście i cała wspólnota parafialna zostaliśmy zaproszeni na modlitwę i do
udziału w Marszu Żywych w dniu 20 kwietnia, tj. nazajutrz po rocznicy
(19. IV) zniszczenia getta w Warszawie. Marsz Żywych będzie miał miejsce
w Oświęcimiu i Warszawie. Proszono nas jednak, abyśmy modlili się tylko w
piątek (20. IV) i tylko przed południem. A to dlatego, aby nie obrazić Żydów
Hasydów, dla których piątkowe popołudnie, to już czas święty czyli szabas.
Ks. Eugeniusz Marciniak. Jakie jeszcze propozycje otrzymał ksiądz
dziekan?
Ks. Edward
Orłowski. Od pana profesora Jakubowskiego otrzymałem
propozycję zorganizowania w Jedwabnem Izby Pamięci, a także sugestie, aby
wszystkie zeznania żyjących jeszcze osób, świadków tych wydarzeń, wydarzeń
związanych z tragedią w Jedwabnem, z okolicą, w całym nadbiebrzańskim rejonie,
spisywać i uratować w ten sposób od zapomnienia, ale i równocześnie od
deformacji i zakłamań.
Ks. Eugeniusz Marciniak. Okazywał mi jeszcze ksiądz dziekan dokument
wystawiony przez Białoruski Konsulat w Białymstoku. Proszę Czytelnikom
przybliżyć tę sprawę.
Ks.
Edward Orłowski. Otóż p. prof. Gross, w książce Sąsiedzi,
podaje m.in., że mój poprzednik, tutejszy ksiądz proboszcz i dziekan, Ryszard
Marian Szumowski, w dniu 10 lipca 41 roku, kiedy to prowadzono Żydów na
spalenie, stał w bramie i wielkim głosem wołał: Polacy nie niszczcie Żydów.
Nie róbcie tego. Niemcy za was to zrobią.
Z
dokumentu, który otrzymałem z Białoruskiego Konsulatu w Białymstoku
jednoznacznie wynika, iż ks. R. M. Szumowski, za współudział w organizowaniu
ruchu oporu został aresztowany wywieziony i rozstrzelany w 1940 r. Było to więc
grubo przed wybuchem, w dniu 22 czerwca 1941, roku wojny niemiecko-rosyjskiej.
Jak więc mógł w dniu 10 lipca 41 roku stać w bramie, skoro już nie żył?
Dokument
ten jest oficjalną odpowiedzią od białoruskiego rządu na moje pismo,
zawierające prośbę o wyjaśnienie tego, co stało się z księdzem Szumowskim
(kopię pisma ks. E. Orłowskiego i odpowiedzi Konsulatu zamieszczamy obok).
Kopia listu ks. E. Orłowskiego do Konsulatu
Białoruskiego w Białymstoku w sprawie śmierci księdza Szumowskiego.
Kopia odpowiedzi
Konsulatu Białoruskiego w Białymstoku na list ks. E. Orłowskiego.
Ks. Eugeniusz Marciniak. Spośród wielu innych dokumentów, będących w
posiadaniu księdza dziekana, warto jeszcze przybliżyć czytelnikom kopię
przesłuchania Szmula Wasersztajna.
Ks. Edward Orłowski.
Warto, tym bardziej, że właśnie na tym to dokumencie oparł swoją książkę prof.
Gross.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że Szmul
Wasersztajn, Stanisław Całka, był jednym z siedmioroga Żydów, którzy uratowani
zostali od pewnej śmierci przez polską rodzinę i całą, praktycznie, niemiecką
okupację, aż do ponownego wejścia Sowietów, spędzili w kryjówce pod chlewikiem.
Ten to Szmul
Wasersztajn, po wejściu Armii Czerwonej, został pracownikiem UB. Przed
Wojewódzką Żydowską Komisją Historyczną (WŻKH) w Białymstoku złożył zeznanie
(kopię tego zeznania zamieszczamy na następnej stronie). W zeznaniu tym podaje
informacje o czynach makabrycznych! O faktach, które nigdy nie miały miejsca!
Podaje też, że w pochodzie Żydów do stodoły brało udział czternastu Polaków.
Prof. Gross, który, jak wspomniałem, oparł się na tym dokumencie, podaje m.in,
że Żydów konwojowała cała polska społeczność z Jedwabnego.
Po
wojnie, za czasów PRL-u, sąd sądził za to 22 Polaków. A wzięło się to stąd, że
oskarżono całkowicie niewinnych ludzi, którzy zupełnie przypadkowo znaleźli się
w tym dniu na placu, na którym gromadzono, zbierano Żydów do późniejszej, jak
się okazało, zagłady. Niektórzy z tych Polaków przyszli np. po lekarstwo do
pobliskiej apteki. Niektórzy przechodząc przypadkowo, rozmawiali z Żydami, co
jest rzeczą naturalną, gdy się weźmie pod uwagę fakt, że tu, w tym małym
miasteczku, wszyscy, od lat, dobrze się znali.
Poza tym należy
sobie uprzytomnić, że do pracy na placu przy wyrywaniu trawy gromadzono Żydów
już kolejny dzień i nic im się przez te dni złego nie stało.
Kopia zeznania
złożonego przed WŻKH przez Szmula Wasersztajna.
Powszechnie więc
sądzono, że i w tym dniu będzie podobnie. Ani zgromadzeni Żydzi, ani pilnujący
ich, z polecenia Niemców, Polacy, tak do końca, moim zdaniem, nie mieli
świadomości, że tego dnia będzie miała miejsce taka straszna tragedia, że
przestaną żyć, że zostaną zamordowani.
Oczywiście, można było zakładać, że z ręki
Niemców nic dobrego zgromadzonych na placu nie czeka. Nie zakładano jednak,
proszę pamiętać, że był to dopiero początek okupacji, że dzień ten zakończy się
śmiercią. Sądzę też, że gdyby Żydzi o tym wiedzieli, od początku inne byłoby
też ich zachowanie.
Otóż, tych wszystkich ludzi, którzy w
pamiętnym dniu mieli jakkolwiek kontakt ze zgromadzonymi na placu Żydami,
oskarżono po wojnie, w tak zwanym niezawisłym, polskim sądzie. Ludzie ci
dostali wyroki po 8-9 lat. Niektórzy z nich w więzieniu utracili życie. Z tych
22 oskarżonych sąd uwolnił dziesięciu. Tych, którzy mieli dowody na to, że
zostali przez gestapo zmuszeni do pilnowania i konwojowania. Nie wszyscy jednak
mogli to udowodnić. Dwunastu z oskarżonych skazano, w tym jednego, na karę
śmierci, którą, po kilku latach, w wyniku apelacji, zamieniono na długoletnie
więzienie. Innych skazano na wyroki nawet do 15 lat. Te wyroki też potem
pozmniejszano, lecz kilkoro ludzi, jak wspomniałem, skończyło życie w
więzieniu.
Ks. Eugeniusz Marciniak. A wszystko to
w oparciu o dokument, dziś wiemy już, jaką wartość on przedstawia, Szmula
Wasersztajna, któremu Polacy życie uratowali. Księże kanoniku.
Świadkowie tej tragedii mówili mi o jakimś pomniku ku czci Lenina. Proszę o
szerszą na ten temat wypowiedź do magnetofonu.
Ks. Edward Orłowski. Pomnik ten postawili
Żydzi, tuż po wejściu Rosjan, z wdzięczności za przychylność ze strony
sowieckiej.
Kiedy
miał nastąpić ten marsz do stodoły, Niemcy spośród młodych Żydów wybrali kilku
najsilniejszych, do niesienia tego pomnika, a ściślej jego części w postaci
głowy. Chociaż, prawdę mówiąc, nie było ich wielu, bo prawie wszyscy młodzi,
którzy wcześniej już należeli do NKWD, uciekli z Sowietami.
Pomnik
był potężny. Ważył, co najmniej, kilka ton. Niemcy polecili więc odłupać samą
głowę towarzysza Ilicza i nakazali nieść ją tym kilku młodym Żydom i skandować
słowa: My jesteśmy winni tej wojnie, my jesteśmy winni tej wojnie.
Młodzi
Żydzi, idąc w czołówce pochodu, zanieśli tę głowę z pomnika, zgodnie z nakazem
Niemców, aż, na znajdujący się niedaleko stodoły, żydowski cmentarz kirkut
(patrz plan na następnej stronie). Tam, prawdopodobnie, głowę tę, wraz z nimi,
zakopano. Prawdopodobnie, wcześniej niosących fragment pomnika, rozstrzelano.
Są bowiem żyjący świadkowie, którzy pamiętają strzały. Nikt jednak spośród
tych, co żyją, nie może poświadczyć, że był świadkiem egzekucji.
Dla
ścisłości historycznej chcę jeszcze tu dodać, że na czele tego strasznego
pochodu niesiono głowę Lenina. Później szedł rabin rzezak, a następnie,
z całym dobytkiem,
który dał się zapakować w różne tłumoczki, tzn. tyle, ile Niemcy pozwolili
wziąć jako podręczny bagaż, pozostali Żydzi. Zostali oni następnie zamknięci w
stodole i tam podpaleni.
Ks. Eugeniusz Marciniak. Ta stodoła mogła, co najwyżej,
pomieścić kilkuset Żydów. Jej rozmiary zostały mi już wcześniej podane. Dla
całkowitego wyjaśnienia sprawy, co do ilości, zamordowanych pragnę zapytać
księdza kanonika, ile osób równocześnie może pomieścić obszerny kościół w
Jedwabnem?
Ks. Edward Orłowski. Kościół w Jedwabnem jest rzeczywiście bardzo duży. Zewsząd słyszę zdania,
że jest zbyt obszerny, jak na potrzeby tej parafii. Ja jednak twierdzę, że tak
nie jest.
Cała
parafia liczy około 4500 osób, a kościół jednorazowo może pomieścić prawie ich
połowę czyli około 2000 osób. Myślę, że takich stodół w jakiej spalono Żydów, w
tutejszym kościele, mogłoby się zmieścić z dziesięć. Nonsensem jest więc
twierdzenie, że 1600 Żydów spalono w stodole. Jest to absolutnie nie możliwe!
Nawet takiej ilości Żydów w Jedwabnem nie było.
Ks. Eugeniusz Marciniak. Aby Czytelnik nie zgubił się w
gąszczu tych detali, w których się poruszamy, proszę księdza kanonika o
zarysowanie całego tła historycznego, kilkuzdaniowej rekapitulacji. Zbliżamy
się bowiem do końca tego wywiadu. Ułatwi to bardzo zrozumienie tego, co zostało
tu już powiedziane.
Ks. Edward
Orłowski. Jest l wrzesień 1939. Niemcy napadają na
Polskę. Przychodzą też do Jedwabnego. Później, na podstawie Paktu
Ribbentropp-Mołotow, tę część Polski zajmują Sowieci. Przedtem jednak
przebywających tu Niemców uroczyście witają Żydzi. Gdy Niemcy odeszli, a
przyszli Sowieci, ich także, lecz bardziej wylewnie, chlebem, solą, kwiatami i
czerwonymi sztandarami, witają Żydzi.
Plebania staje się
siedzibą władz sowieckich. Niemcy, jako siedzibę dla swojego urzędu wybierają,
centralnie położoną, bo w samym środku rynku, dotychczasową aptekę. W
podziemiach tej apteki urządzają areszt. Do tego też aresztu, przez cały okres
okupacji, przywożą zatrzymywanych Polaków. Tu ich przetrzymują, stąd
doprowadzają na przesłuchania i stąd, bardzo często, zwykle wczesnym rankiem, o
brzasku dnia, kiedy społeczeństwo Jedwabnego jeszcze śpi, wywożą do okolicznych
lasów i tam jak np. w lesie koło Przestrzela, rozstrzeliwują. Na dowód tego, do
dziś jeszcze, w okolicy, znajdują się mogiły tych, których niemieccy żandarmi rozstrzelali.
Ks. Eugeniusz
Marciniak. Jak ksiądz dziekan sądzi, z jakich
powodów gestapo tu, w tej okolicy, rozstrzeliwało ludzi?
Ks.
Edward Orłowski. Powody były różne. Najczęściej byli
to ludzie z podziemia, z partyzantki. Proszę jednak pamiętać, że Niemcy za byle
co karali śmiercią. Nie wolno było np. słuchać radia, posiadać telefonu, zabić świniaka. Za
nie powiedzenie Niemcowi dzień dobry, dostawało się, w najlepszym przypadku, w
buzię.
Ks. Eugeniusz Marciniak. Wynika z tego,
że Niemcy głównie Polaków prześladowali?
Ks. Edward Orłowski. Proszę pamiętać, że Żydów
już tu nie było. Żydzi zginęli szybko. Bądź też się ukrywali. Trzeba dodać, nie
znam takiego faktu, aby złapany przez Niemców, ukrywający się Żyd, wydał
Polaka, który go ukrywał. Oczywiście, groziła za to kara śmierci.
Ks. Eugeniusz Marciniak. Parafianie
księdza kanonika mówili mi o deportacjach Polaków w głąb Związku Sowieckiego.
Jak tę sprawę ksiądz dziekan postrzega?
Ks. Edward Orłowski. Bardzo dużo naszych ludzi, Polaków, wywożono w głąb Sowietów, do
Kazachstanu, na Syberię. Stąd, z Jedwabnego i okolic, były trzy deportacje.
Ostatnia w przeddzień uderzenia Niemców na Sowiety. Niewielu Polaków z nich
wróciło do rodzinnych domów. Część rodzin została tam na zawsze, a ich potomkowie
do dziś nie mając możliwości powrotu, tam jeszcze przebywają. Wielu spośród z
nich zmarło w pierwszych latach po wywózce, głównie z głodu, chorób, złych
warunków życia, do których ich organizmy nie były przygotowane. Z reguły byli
to ludzie najwartościowsi, w lwiej części oskarżeni o patriotyzm. Wielu spośród
z nich utraciło też życie tutaj, w okolicznych obozach, w okolicach Mińska, na
terenie dzisiejszej Białorusi, gdzie, m.in. rozstrzelano ks. Szumowskiego.
Ks.
Eugeniusz Marciniak A propos księdza
Szumowskiego? Co jeszcze księdzu dziekanowi wiadomo na jego temat?
Ks. Edward Orłowski. Ksiądz Szumowski aresztowany został przez NKWD za patriotyzm. Za to,
że wspólnie z tymi patriotami, którzy tu, do Jedwabnego i w okolice przybyli,
organizował ruch oporu i był jednym z jego współorganizatorów, podobnie jak
ksiądz S. Cudnik sąsiedniej parafii Burzyn, którego również NKWD aresztowało, a
później rozstrzelało.
Wszystko to działo
się w okresie krótkiej okupacji sowieckiej, czyli jeszcze przed uderzeniem
Niemców na Sowiety.
Ks. Eugeniusz Marciniak. W tym też
okresie czasu Sowieci wywozili Polaków w głąb Rosji, o czym już mówiliśmy.
Ks. Edward Orłowski. Tak. Trzy ogromne
deportacje. Ostatnia z nich, ta trzecia, była największa, a do kolejnej się
przygotowywano i najprawdopodobniej, w tej następnej, prawie wszystkich
mieszkańców Jedwabnego by wywieziono.
Proszę
pamiętać, co mówiłem o zamiarach Żydów stworzenia dla siebie z Jedwabnego
swoistej enklawy. Proszę też nie zapominać, że Żydzi - komuniści bardzo ściśle
współpracowali z komunistami sowieckimi, a nie do pomyślenia było, aby jakiś
NKWD-zista nie był komunistą.
Wybuchła
jednak wojna niemiecko-rosyjska. Pamiętam jak dziś ten dzień. Było to w
niedzielę rano, 22 czerw-
ca. Mieszkaliśmy nad
granicą. Obok nas, w Sowięcinie Szlacheckim była rogatka. Pamiętam ranne
armatnie wystrzały, a potem rozrywające się kule. Pamiętam, jak ojciec zerwał
się z pościeli i do mnie, wtedy jedenastoletniego chłopca, mówi: Słuchaj,
Niemcy przyszli, wojna! Trzeba brać krowy i konie i uciekać do lasu. I tak
właśnie zrobiliśmy...
Z chwilą wejścia Niemców deportacje się
skończyły.
Ks. Eugeniusz Marciniak. Czy te, o
których mówiliśmy, były za sprawą Żydów?
Ks. Edward
Orłowski. Z Jedwabnego, z całą pewnością, z czynnym
udziałem Żydów. Sowieci deportowali jednak także Polaków w głąb Rosji z trenów,
gdzie Żydów nie było. Tak było np. w mojej rodzinnej wsi. Czyli był to
zaprogramowany plan wyniszczenia narodu polskiego.
Ks. Eugeniusz Marciniak. Dziękuję
serdecznie za udzielenie tych informacji.
Zamiast
zakończenia
1.
Współżycie Żydów i Polaków w Jedwabnem przed wojną układa się poprawnie, a
nawet dobrze.
2. Z chwilą wejścia Sowietów
uaktywnia się, raczej ukryte dotąd, antypolskie nastawienie Żydów: kolaboracja
z NKWD w wywózce, inne wspólne akcje.
3. Ta postawa Żydów rodzi napięcia.
4. Sytuację tę wykorzystują Niemcy,
stosując zasadę "dziel i rządź" w swoim planie eksterminacji Żydów, do
której, na tym terenie, wciągają część polskich wyrostków.
5. Sami Polacy nigdy by nie
zdecydowali się na mordowanie Żydów. Co najwyżej, może na jakiś odwet, ale
nigdy na śmierć.
6. Niemcy
zdecydowanie demonstrują, że oni tu o wszystkim decydują, oni rządzą.
7. Polacy,
mimo terroru, groźby utraty życia, pomagają Żydom. Dzięki temu pewna
ilość Żydów przeżyta wojnę.
8. Nie można wykluczyć, że tuż przed
spaleniem, w obronie Żydów była interwencja Polaków. Razem z Żydami spalono też
trzech Polaków.
9. W mordzie w Jedwabnem zginęło
nie 1600, ale ok. 400-500 Żydów.
10. Po wojnie, po powrocie Sowietów,
Żydzi nadal współpracują z NKWD. Jeden z nich pracował dla UB i zostawił bardzo
krzywdzący Polaków raport.
11. Na tym to raporcie swoją książkę pt.
"Sąsiedzi" oparł prof. Gross, wyrządzając krzywdę tak Żydom, jak i
Polakom.
12. Dają temu wyraz solidaryzujący się w
licznych listach i telegramach z księdzem Orłowskim, Polacy a także Żydzi.
13. Chrystus nakazuje swoim wyznawcom
przebaczać, nawet, "siedemdziesiąt siedem" razy. Konieczny do tego
warunek, to uznanie swojej winy i postanowienie nie grzeszenia już
więcej.
Autor zdaje sobie sprawę z
tego, że postawione świadkom zbrodni w Jedwabnem pytania, nawet jeśli w jakimś
wątku sprawy stawiane były kilkakrotnie i, w rezultacie kilakrotnie padały też
odpowiedzią nie do końca wyczerpują zagadnienie. Sprawa Jedwabnego wymaga
pogłębionych studiów a autor ma nadzieję, że takie będą miały miejsce.
Wyjaśnienie do końca, tej tragedii, może utorować drogę do zrozumienia i
przebaczenia, do koegzystencji narodów, które, tylko we wzajemnej zgodzie, z
poszanowaniem dla wzajemnych tradycji i przekonań, mogą realizować swój e cele.
Wydawnictwo Duszpasterstwa Rolników, Informacja KAI
ISBN 83-88743-86-4
ul. Modra 23; 87-807 Wloclawek 11
tel. (054) 413-27-88; (054) 235-52-61; tel/fax (054) 235-59-65
email: [email protected]
http://www.wdr.diecezja.wloclawek.pl/
Polecane książki na temat Jedwabnego
Powrot
|