Gross pozwany o zniesławienie Maciej Walaszczyk |
Pierwszy ze spornych fragmentów publikacji brzmi: "Było tam bardzo dużo osób, których obecnie nazwisk nie przypominam sobie, mówi Laudański, który wraz ze swymi dwoma synami wyjątkowo się tego dnia zasłużył. Jak przypomnę sobie - to podam, dodaje przymilnie". Drugi z nich to: "przygnaliśmy Żydów pod stodołę, powie Czesław Laudański". Gross powołuje się w tym momencie na źródło, jakim były fragmenty akt sprawy karnej prowadzonej w 1949 r. przez prokuraturę w Łomży i tamtejsze struktury Urzędu Bezpieczeństwa. Okazuje się jednak, że Czesław Laudański nigdy podobnych słów nie powiedział. Nie ma ich ani w aktach, na które powołuje się w przypisie do książki Gross, ani też na żadnych innych kartach tych dokumentów. Zdaniem badaczy oraz prawnika, który będzie prowadził tę sprawę, Czesław Laudański w ogóle nie brał udziału w zajściach w 1941 roku ze względu na fatalny stan zdrowia. Był chory i wycieńczony po uwolnieniu z więzienia, w którym był trzymany bez sądu od wkroczenia wojsk sowieckich we wrześniu 1939 r. Trafił tam poprzez donos jednego z mieszkańców miasta, który współpracował z sowietami. W przeprowadzonym po wojnie śledztwie Czesław Laudański wyjaśniał, że nie tylko nie brał udziału w tragicznych wydarzeniach, ale także pomagał prześladowanym Żydom. Do winy nie przyznał się również przed PRL-owskim sądem, przez który został ostatecznie uniewinniony. Inaczej te kwestie opisał Jan Gross. W "Sąsiadach" stwierdził, że Laudański przyznał się do udziału w mordzie w Jedwabnem, w którym to miał aktywnie uczestniczyć. Zarzut ten podtrzymywał również w prasowej polemice przeprowadzonej na łamach "Rzeczpospolitej" w kwietniu br. Wówczas Gross po raz kolejny odpierał zarzut dotyczący nieprawdziwości przytaczanych przez siebie odwołań do dokumentów. Zdaniem powoda, autor "Sąsiadów" używał również wielu zabiegów warsztatowych, by utwierdzić czytelnika w przekonaniu, że ma do czynienia z naukowo zweryfikowaną prawdą. Książka Jana Grossa "Sąsiedzi" od momentu wydania wywoływała oburzenie. Chodziło głównie o względy merytoryczne, dotyczące ustaleń autora. O licznych błędach, przekłamaniach, nadinterpretacjach, jakie popełnił Gross pisali historycy na łamach prasy. Jednym z najbardziej kompromitujących błędów było podanie w "Sąsiadach" liczby ofiar, które zginęły w jedwabieńskiej stodole. Gross napisał, że było to 1600 Żydów, ekshumacja wykazała, że zginęło tam około 200 osób. Tym razem sprawa znalazła się w sądzie. Syn Czesława Laudańskiego, Kazimierz, nie będzie musiał udowadniać w warszawskim sądzie nieprawdziwości faktów, jakich starał się dowieść w "Sąsiadach" Gross. Tym razem to właśnie ten ostatni będzie musiał udowodnić, że to, co napisał jest prawdą. To zaś będzie bardzo trudne. Odpowiednie przypisy w książce, które kierują czytelnika do akt sprawy nie mają związku z tym, co zostało zacytowane przez Grossa. Obecnie wspomniane akta znajdują się w zasobach Instytutu Pamięci Narodowej. Sprawy przeciw Grossowi chcą wnieść także inne osoby, które poczuły się urażone treściami zawartymi w "Sąsiadach". Jednak często na przeszkodzie stoi brak środków na opłaty sądowe i wynajęcie prawnika. Maciej Walaszczyk
Trzy dni pozniej, 19.06.2001 roku, ukazal sie w "Naszym Dzienniku" nastepujacy list: Gross przed sadem
Krzysztof Skotnicki, Stowarzyszenie Polsko-Belgijskie
W listach czytelnikow "Naszego Dziennika" z dnia 25.06.2001 opinia ta zostala powtorzona: Sprawa całej Polski Pan redaktor Maciej Walaszczyk w artykule "Gross pozwany o zniesławienie" ("Nasz Dziennik", 16-17.06. br.) napisał w końcowym akapicie, że sprawy przeciwko Grossowi chcą wnieść także inne osoby, które poczuły się urażone treściami zawartymi w "Sąsiadach". Jednakże często na przeszkodzie stoi brak środków na opłaty sądowe i wynajęcie prawnika. Otóż myślę, że pan Gross w swojej książce dopuścił się zniesławienia całego Narodu Polskiego i w związku z tym proponuję utworzenie specjalnego funduszu społecznego na pokrycie wszelkich kosztów związanych z opłatami sądowymi i wynagrodzeniem dla prawników, którzy występowaliby w tej i innych podobnych sprawach. Nadzór nad takim funduszem mógłby - moim zdaniem - pełnić Komitet Obrony Dobrego Imienia Polski, ponieważ, jak to zostało sformułowane w oświadczeniu ww. Komitetu z 17.05.2001 r.: "sprawa Jedwabnego jest sprawą całej Polski". Z wyrazami szacunku Marek Saszczak, Warszawa |