Goldhagen dla początkujących prof. Norman G. Finkelstein |
Rzeczpospolita, 2001.06.20
Według "Sąsiadów" w Jedwabnem nie-Żydzi eksterminują Żydów z niezgłębionych powodów, a rozsądne wejrzenie w istotę sprawy okazuje się niemożliwe "Freud dla początkujących" jest jedną z niewielkich książeczek wydanych w Ameryce w serii, która wprowadza czytelników w świat wpływowych myślicieli i idei. "Sąsiedzi" Jana Tomasza Grossa są w pewien sposób karykaturą książek z tej serii. Nie tak dawno Przedsiębiorstwo Holokaust (Holocaust Industry) owacyjnie powitało potężną, lecz bezwartościową książkę Daniela Goldhagena "Hitler's willing executioners" ("Gorliwi kaci Hitlera"). Tomik Grossa jest czymś w rodzaju "Goldhagena dla początkujących". Pogrom czy ludobójstwo By wytłumaczyć motywację polskich sprawców, Gross przywołuje w jednym z akapitów zarówno Christophera Browninga, jak i Daniela Goldhagena. Czy nie zdaje sobie sprawy, że Browning i Goldhagen doszli do diametralnie przeciwnych wniosków? (Przeciwnie niż Goldhagen, Browning nie wierzy, że to wyłącznie antysemityzm tłumaczy mordercze czyny zwykłych Niemców.) By udokumentować nienawistny antysemityzm przeciętnych Polaków w czasie wojny, Gross przytacza wspomnienia polskiego Żyda, chłopca prześladowanego przez "gromadę kobiet, które przecież równie dobrze mogły zostawić go w spokoju". Jednak faktyczne zeznanie cytowane w całości w zamieszczonej obok nocie podkreśla, że polskie kobiety nie były "powodowane czystym resentymentem czy nienawiścią", lecz raczej spanikowały, gdy żydowski chłopiec "nagle znalazł się na ich kolanach". W swej książce Gross nazywa wydarzenia w Jedwabnem "pogromem", "krwawym pogromem" i "morderczym pogromem". W artykule opublikowanym po ukazaniu się książki obstaje jednakże przy nazywaniu "tego, co stało się w Jedwabnem, ludobójstwem. Tego nie można nazwać pogromem". By podnieść wartość swych odkryć, Gross używa języka pompatycznego. Stając się przez to śmieszną, jego przesadna retoryka deprecjonuje pamięć o ofiarach. Karty "Sąsiadów" pełne są również sformułowań absurdalnych. Gross utrzymuje, że zeznanie ocalałego z holokaustu stawia cierpienia Żydów w zbyt pozytywnym świetle. "To są wszystko dowody niekompletne, niebezstronne; to są wszystko historie ze szczęśliwym zakończeniem. Wszystkie zostały stworzone przez tych kilka osób, które miały wystarczające szczęście, by przeżyć". To śmieszne. Czy świadectwa Eliego Wiesela i Primo Leviego są przepełnione radością? Pseudonaukowa retoryka Stwierdzeniom banalnym towarzyszą w książce Grossa stwierdzenia dziwaczne. "Nazizm - pisze Gross - jest reżimem, który wykorzystuje instynkt zła tkwiący w człowieku". Przywołując przykład Polaków, którzy najpierw kolaborowali z Sowietami, a później z nazistami, Gross dochodzi do głębokiej refleksji, iż niektórzy ludzie są politycznymi oportunistami. Idąc dalej, tłumaczy ów fenomen "logiką bodźców, z jakimi styka się człowiek w totalitarnych reżimach XX wieku". Lecz polityczny oportunizm nie jest przecież przypisany tylko owym reżimom. Gross nie musiał szukać daleko - wystarczyłoby, gdyby rozejrzał się wśród swych kolegów z Uniwersytetu Nowojorskiego, takich jak choćby profesor Tony Judt, który zmieniał swą orientację z modnej lewicowości na modny antykomunizm, tak jak zmieniały się trendy w amerykańskim życiu kulturalnym. Judt jest zresztą autorem entuzjastycznej recenzji zamieszczonej na okładce amerykańskiego wydania "Sąsiadów" ("prawdziwie pionierska... praca doskonałego historyka"). Podobnie jak w przypadku "Gorliwych katów Hitlera", anglojęzyczny tekst Grossa jest pełen pretensjonalnego, pseudonaukowego języka: "historiograficzny topos", "hiperboliczna metafora", "ten metodologiczny imperatyw wypływa z samego immanentnego charakteru ogółu dowodów", "każda rzecz w historii społeczeństw pozostaje we wzajemnym stosunku ze wszystkimi pozostałymi" itd. Mając na uwadze tego typu głębokie stwierdzenia, pewien pisarz zażartował ongiś: "To brzmi jak burza, ale tak naprawdę jest ledwie chrapnięciem". Dwa dogmaty Jako część holokaustu Jedwabne jest "w swej istocie, tajemnicą" - pisze Gross. Inaczej niż w przypadku innych okrucieństw, tutaj możemy jedynie postępować, "JAK GDYBY było to możliwe do zrozumienia" (podkreślenie Grossa). W rzeczy samej Gross niejednokrotnie podkreśla, że zajęło mu to pełne cztery lata, by pojąć "prawdziwość" tego, co się stało. W Jedwabnem zamordowanych zostało przez swych chrześcijańskich sąsiadów do 1600 Żydów. (Według ustaleń dokonanych po "ekshumacji", ofiar bylo ponoć od 150 - do 250, co i tak wydaje sie byc liczba zdecydowanie zawyżona - przypisek mój - WK.) W Rwandzie Hutu wyrżnęli ponad pół miliona swych sąsiadów - Tutsich. To, co stało się w Rwandzie, da się jednakowoż ogarnąć rozumem; to, co stało się w Rwandzie, nie jest holokaustem. Główną tezą zawartą w książce "Gorliwi kaci Hitlera" jest
twierdzenie, iż irracjonalna nienawiść narodu niemieckiego do Żydów
- czasem "utajona", czasem "jawna" - była podstawową przyczyną
holokaustu dokonanego przez nazistów. Wszystko, co zrobił Hitler,
było - według Goldhagena - "wyzwoleniem powściągniętych dotąd
antysemickich emocji". Gross w podobny sposób przedstawia wydarzenia
w Jedwabnem. Choć Żydzi z Jedwabnego pozostawali "w dobrych
stosunkach z Polakami", "zawsze zdawali sobie sprawę z ukrytej
wrogości... ze strony ludności, wśród której żyli" - wrogości
żywionej "średniowiecznym uprzedzeniem powodowanym rytualnym
mordem". Nagle, w lipcu 1941 roku, owa skrywana wrogość okazała się
zabójcza. Przy udziale Niemców, "ograniczonym w zasadzie do robienia
zdjęć", "polska połowa miasteczka wymordowała jego żydowską połowę"
z "Bogu tylko wiadomych" powodów. Tak jak w przypadku Goldhagena,
ustalenia Grossa wywołują ogromną masę pytań. Dlaczego na przykład
ów ludobójczy impuls przyszedł w lipcu 1941 roku, a nie wcześniej?
Gross sam zauważa, że "niczego tego rodzaju nie odnotowano" we
współczesnej historii Polski. Pieniądze i pamięć Chociaż książka "Gorliwi kaci Hitlera" wzbudziła na chwilę emocje w Niemczech, nie pozostawiła po sobie trwałego śladu. Niemcy zmagali się ze swoim "żydowskim problemem" na długo przed książką Goldhagena i nie wniosła ona do sprawy niczego nowego. Jednakże Polacy, jak się wydaje, nie zmierzyli się jeszcze z tym problemem, a książka Grossa przyniosła nieco nieznanych wcześniej materiałów. Szok i sensacja, jaką wywołała w Polsce, sugeruje, iż Polacy zaprzeczali dotąd wstydliwym epizodom swej przeszłości. W tym aspekcie "Sąsiedzi", choć jest to studium niekompletne i nacechowane zabarwieniem ideologicznym, mogą posłużyć w Polsce jako stymulator użytecznej i niezbędnej debaty. Potencjał ten może jednak zostać zmarnowany ze względu na kwestię rekompensaty za holokaust. Zamiast zdecydowanie oddzielić sprawę antysemityzmu od sprawy rekompensaty, Gross wiąże je ze sobą. Z jego błogosławieństwem "Sąsiedzi" stali się kolejną bronią Przedsiębiorstwa Holokaust w wymuszaniu od Polski pieniędzy. Tragedią jest, że wynikiem tego samoroztrząsania zakamarków polskiej duszy będzie prawdopodobnie odrodzenie najohydniejszych antysemickich stereotypów. W artykule "Poduszka pani Marx", opublikowanym w "Tygodniku Powszechnym", Gross twierdzi, jakoby Polacy łączyli jego książkę ze sprawą rekompensat za holokaust, gdyż "w naturalny sposób wiążą oni Żydów z pieniędzmi".* Ale jeden z rozdziałów "Sąsiadów" jest poświęcony pytaniu, "kto przejął majątek?". Podniesienie tego tematu przez Grossa jest zastanawiające, jako że pisze, iż sprawa ta nie zwróciła uwagi tych Żydów, którzy przeżyli. Popada tu Gross w kolejną sprzeczność. W "Sąsiadach" zobaczyliśmy bowiem Jedwabne jako wydarzenie nie do ogarnięcia umysłem; miejsce, w którym Polacy wymordowali Żydów z "Bogu tylko wiadomych" powodów. W tym rozdziale Gross odkrywa jednakże nagle, że to "żądza i niespodziewana możliwość obrabowania Żydów... była rzeczywistym motywem". Dlaczego zatem Jedwabne jest taką tajemnicą? Z chęci wzbogacenia się dokonywano wszak zbrodni na o wiele większą skalę. (Kolonizacja i pozbawianie własności w Nowym Świecie i w Afryce pociągnęło za sobą śmierć niezliczonych milionów ludzi.) Jakkolwiek by na to patrzeć, dochodzimy do konkluzji, że sprawiedliwość wymaga zwrotu zagrabionej własności. W artykule "Poduszka pani Marx" Gross przedstawia tę kwestię bez niedomówień. Gross przywołuje historię pewnej Niemki, którą pięćdziesiąt lat
po wojnie gnębią wyrzuty sumienia, gdyż ciągle ma poduszkę
zamordowanego Żyda. Po pierwsze, Przedsiębiorstwo Holokaust nie chce z powrotem
jedynie "poduszki pani Marx", chce jej całego domu, a nawet więcej.
Chociaż "skala roszczeń jest potencjalnie ogromna - uspokaja Gross -
nikt nigdy nie zażąda większości tego, co pozostaje w naszych
rękach". Wymuszenie i cierpienie Co więcej, wyjście naprzeciw tym kolosalnym żądaniom nigdy
nie doprowadzi do prawdziwego pojednania. Podczas gdy Gross z uznaniem wita "radosną nową rzeczywistość"
Polski, w której amerykańscy prawnicy "pomagają" doprowadzić do
ugody w sprawach własności ofiar holokaustu według przepisów prawa,
nawet konserwatywna, probiznesowa gazeta "Wall Street Journal" (11
kwietnia 2001 r.) określa tychże samych prawników jako "nowych
beneficjentów holokaustu" ("the new holocaust profiteers"). (Dla
ścisłości: "Wall Street Journal" zaczął atakować tych prawników,
dopiero gdy obrali sobie za cel wielkie amerykańskie koncerny, jak
na przykład IBM.) Gross kontrastuje "radosną nową rzeczywistość"
Polski z "bezprawiem" komunistycznej przeszłości, kiedy to "siła
stanowiła prawo". Tłum. JANT * W "Tygodniku Powszechnym" (z 11 lutego 2001 r.) Gross oskarża swych polskich krytyków o antysemityzm. W "Gazecie Wyborczej" demaskuje polskiego profesora za wskrzeszanie "antysemickiego komunału... jakoby Żydzi 'szli jak owce na rzeź' podczas wojny" ("Mord 'zrozumiały'", 25 - 26 listopada 2000 r.). W rzeczywistości kronikarze holokaustu, w tym Emanuel Ringelblum, często używali tego właśnie wyrażenia. Autor jest amerykańskim politologiem żydowskiego pochodzenia. Napisał m.in. światowy bestseller "The Holocaust Industry". |