Czy mam się zastrzelić?
Teresa Kuczyńska, Tygodnik Solidarność 31/2001

 


Zwyczajowo już mówi się przy okazji polsko-niemieckich spotkań na szczeblu rządowym, że pełne pojednanie dokona się dopiero wówczas, gdy odejdzie pokolenie, które pamięta wojnę z własnych przeżyć. Kiedy więc podczas jakiejś konferencji, zorganizowanej przez niemiecką Fundację im. Konrada Adenauera, usłyszałam z ust jej przedstawiciela o tym warunku pełnego i ostatecznego pojednania, nie mogłam powstrzymać się od cwiszenrufu - czy mam się już zastrzelić?
Nadzieja na załatwienie pewnych problemów rangi politycznej przez "zmianę pokoleniową", jak niektórzy eufemistycznie to nazywają, obejmuje rozwiązywanie coraz większej liczby spraw. Ma to być na przykład dla niektórych przedstawicieli rządu remedium także na poprawę stosunków polsko-żydowskich. A ostatnio premier Jerzy Buzek na spotkaniu ze studentami w Krakowie dostrzegł w "zmianie pokoleniowej" nadzieję na lepszą sytuację na prawicy. Kaczyńscy i Walendziak okazują się już za starzy.
Złóżmy to jednak na barki przedwyborczego kokietowania młodego elektoratu i wróćmy do historii. Oczekiwanie na wymarcie świadków historii prowadzi do smutnej konstatacji, że ich pamięć jest współczesnym nie tylko niepotrzebna, ale i niewygodna, a nawet wstydliwa. Przeszkadza w formowaniu świadomości historycznej Polaków zgodnie z zapotrzebowaniem chwili. W efekcie już dziś ta świadomość jest wykrzywiona. Wiedza o drugiej wojnie światowej, wynoszona ze szkoły, a nawet studiów wyższych, jest coraz węższa i oddalona od faktów. Zdarzenia czasu wojny zdominowały całkowicie - w wyniku nagłośnienia w mediach - dwie sprawy: zagłada Żydów i wysiedlenia Niemców z obszarów przyznanych Polsce po wojnie przez zwycięskie mocarstwa w Jałcie. Przyćmiona została utrata przez Polskę większych terenów na Wschodzie niż zyskane i przesiedlenie stamtąd ludności polskiej. (podkr. moje - WK.)
Nagłośnienie przez Niemców i kręgi publicystów w Polsce, szczególnie im sprzyjających, wysiedleń niemieckich, przesłoniło w świadomości Polaków na przykład fakt, że inicjatorami wysiedleń ludności na terenie Polski byli Niemcy. To oni już na początku wojny z samej Wielkopolski, przechrzczonej z chwilą przyłączenia jej do III Rzeszy na Warthegau, wysiedlili kilkaset tysięcy Polaków, i to w nieporównanie okrutniejszych warunkach niż stało się to udziałem Niemców wysiedlanych po wojnie z Polski. Domy i dobytek wysiedlonych Polaków zajęli osiedleńcy niemieccy.
Tej wiedzy jednak ze szkoły młodzi Polacy raczej nie wyniosą, mogą się o tym dowiedzieć od dziadków, ale ci powinni jak najszybciej wymrzeć, zgodnie z oczekiwaniami polityków obydwu narodów.
W świadomości młodych Polaków działalność państwa podziemnego w czasie wojny, Armii Krajowej, heroizm Powstania Warszawskiego przesłonięte zostały zarzutami o powszechnym szmalcownictwie Polaków, a ostatnio kalumniami, płynącymi ze środowisk żydowskich, o ich współudziale czy wręcz autorstwie holokaustu. W Wielkiej Encyklopedii PWN, wydanej w tym roku, spalenie Żydów w Jedwabnem przy współudziale Polaków awansowało do "najdrastyczniejszego przejawu wrogości do Żydów z lat wojny". Już nie Auschwitz, Treblinka, lecz Jedwabne. Ostrze oskarżeń kieruje się przeciw Polakom, uwalniając, zapewne celowo, Niemców od winy.
W tej sytuacji nie ma już miejsca na pamięć o Powstaniu Warszawskim, o zagładzie l20 tysięcy mieszkańców Warszawy i powstańców AK-owskich, wywózce kilkudziesięciu tysięcy warszawiaków do Auschwitz-Birkenau, Dachau, Bergen-Belsen. Fakty przemilczane w czasach PRL, by nie wzbudzały oskarżeń, że stało się to przy pomocy Sowietów, czekających na Pradze, aż Niemcy rozprawią się z Polakami. Po upadku komunizmu pamięć o rzezi Warszawy stała się niewygodna ze względu na imperatyw pojednania z Niemcami, wykluczającego - zdaniem elit władzy - pamięć o zbrodni. W efekcie prawda o rzezi Warszawy nigdy tak w pełni publicznie nie zaistniała. Mówi się głównie o heroizmie powstańców, jak najsłuszniej zresztą. Najlepiej jednak z dodatkiem, że posłanych na śmierć przez nonszalanckich dowódców. Nikłe od początku tabliczki na kamienicach Ochoty i Woli, upamiętniające fakt, że w tej czy tamtej Niemcy zamordowali po kilkadziesiąt mieszkańców, rozpadają się, bo pamięć o tym jest niemodna, niepotrzebna, wręcz przeszkadzająca wobec dążenia do Unii Europejskiej, w której ster trzymają Niemcy. Umschlagplatz polskiej ludności Warszawy, ów Zieleniak na Ochocie, z którego Niemcy transportowali ją do obozów koncentracyjnych, nie istnieje w świadomości historycznej warszawiaków, zabudowany całkowicie halami targowymi. Pozostaje tylko pamięć o Umschlagplatzu żydowskim. Nie dziwmy się więc, że ta pamięć przesuwa Polaków coraz silniej z ofiar na oprawców. (podkr. moje - WK.)
Na to przenicowanie historii drugiej wojny Niemcy spoglądają z aprobatą i coraz mniej gotowi są pamiętać o swojej w niej roli. Coraz rzadziej postrzegają siebie jako oprawców, a coraz butniej jako ofiary. Temat krzywd ze strony polskiej buzuje w niemieckiej publicystyce. Gerhard Bartodziej, historyk i działacz mniejszości niemieckiej na Śląsku, jako reprezentant m.in. niemieckiej Fundacji im. Adenauera i Fundacji im. Friedricha Eberta, kpi publicznie z martyrologii wojennej Polaków, doznanej jakoby od Niemców, i obarcza winą za wywołanie wojny i śmierć milionów Polaków ich samych. Publikowane są na Śląsku pochwały rządów hitlerowskich.
Świadkowie drugiej wojny są więc w takiej sytuacji coraz większym balastem zarówno dla strony polskiej, jak niemieckiej. Ale wkrótce problem sam się rozwiąże w cyklu biologicznym i świadomość historyczną Polaków będzie już można kształtować zgodnie z zapotrzebowaniem polityków i najbardziej wpływowych mediów. Z historii powstań pozostanie tylko jedno - to w getcie. A jeżeli coś złego w ogóle wyrządzono Polakom w tej wojnie, to za sprawą Rosjan i Ukraińców, no może coś tam jeszcze przyłożyli jacyś naziści niewiadomej narodowości. Przede wszystkim jednak to Polacy byli największymi zbrodniarzami. Dlatego Adam Krzemiński, podpora publicystyki w Polityce, kieruje w jej ostatnim numerze list otwarty do Andrzeja Wajdy z apelem gorącym, by nakręcił film na miarę "Listy Schindlera" Spielberga o zbrodni w Jedwabnem "wykonanej przez sąsiadów na sąsiadach". Krzemiński pisze Wajdzie nawet szczegółowy scenariusz, co powinno się w filmie znaleźć i z jaką fabułą (nie znajdujemy jednak tam wyjaśnienia, dlaczego w tej spalonej stodole pogrzebano z nieszczęśliwymi Żydami figurę Lenina).
Krzemińskiemu o tyle łatwo przychodzi wciąganie Wajdy w "biznes Holokaustu", że sam od młodości bierze udział w biznesie pod nazwą "Pojednanie". Te biznesy wygrywają z pamięcią świadków.

Teresa Kuczyńska


Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1