Nieznane fakty w sprawie mordu na Polakach w Brzostowicy
Po publikacjach "Naszego Dziennika", dotyczących
zbrodni w Brzostowicy Małej, skontaktował się z nami mężczyzna, będący
świadkiem zbrodni. Miał zaledwie pięć lat, gdy we wrześniu 1939 roku
komunistyczna banda, składająca się z Białorusinów i Żydów, wymordowała
polskich mieszkańców wioski. IPN, który wszczął już postępowanie w tej
sprawie, zwróci się do Rosji o udostępnienie tzw. listy białoruskiej, na
której znajdują się nazwiska osób zamordowanych na Kresach.
Przypomnijmy: do zbrodni w Brzostowicy Małej, niewielkiej
miejscowości znajdującej się obecnie na terenie Białorusi, doszło we
wrześniu 1939 roku. Tuż po wkroczeniu wojsk sowieckich na terenie gminy
Indura uaktywniły się bandy komunistyczne składające się z Białorusinów i
bolszewizowanych Żydów. Jedna z nich, dowodzona przez żydowskiego
handlarza Ajzika, wtargnęła do Brzostowicy Małej. Komunistyczni bandyci w
okrutny sposób wymordowali wówczas całą polską ludność wioski.
Instytut Pamięci Narodowej w Białymstoku rozpoczął postępowanie w tej
sprawie. Jak się dwiedzieliśmy, Polska zwróci się do Rosji o udostępnienie
tzw. listy białoruskiej, na której znajduje się 7.305 nazwisk osób
zamordowanych przez NKWD w więzieniach na terenach Kresów Wschodnich II
RP, zajętych 17 września 1939 roku przez Związek Sowiecki. Do tej pory
utrzymywano, że taka lista została zniszczona przez Chruszczowa. Zdaniem
prof. Witolda Kuleszy, zastępcy prezesa IPN, taka lista jednak istnieje. -
Zbrodnie hitlerowskie doczekały się wyjaśnienia, komunistyczne nawet nie
zostały nazwane zbrodniami. Dlatego choć wielu ich sprawców nie żyje,
należy je ścigać - mówił prof. Kulesza podczas spotkania z
przedstawicielami organizacji kombatanckich. Tymczasem po pierwszych
publikacjach "Naszego Dziennika", w których opisywaliśmy zbrodnię
popełnioną na Polakach w Brzostowicy Małej (obecnie Białoruś),
skontaktował się z nami mężczyzna, mieszkający wówczas w pobliżu. Prosił
nas o niepodawanie nazwiska, bowiem mimo że od czasu mordu minęło już
wiele lat, nasz rozmówca czegoś się obawia. Zamierza jednak skontaktować
się z prowadzącym postępowanie prokuratorem Mariuszem Olszewskim i złożyć
mu obszerne zeznanie na piśmie. - W czasie, gdy miejscowi komuniści
mordowali Polaków, miałem pięć lat, byłem dzieckiem, jednak na tyle dużym,
by rozumieć, że dzieje się coś strasznego. Ten widok będzie mnie
prześladował do końca życia - mówił nasz informator. Z jego opowieści,
którą dzięki pomocy Polaków mieszkających obecnie na Białorusi staraliśmy
się zweryfikować, wyłania się makabryczny obraz nieludzkiej zbrodni na
niewinnych polskich mieszkańcach wioski, której wielu sprawców nadal
pozostaje bezkarnych. - Komuniści wkroczyli do Brzostowicy, gdy nie
stacjonowały tam już miejscowe oddziały polskich wojsk, a jeszcze nie
weszły "ruskie". Uzbrojeni w "obrzyny" i siekiery nosili na ramionach
charakterystyczne czerwone opaski z gwiazdą - opowiada mężczyzna. Do tej
pory historycy, którzy wspominali o tej zbrodni, sugerowali, że doszło do
niej między 17 a 19 września. Jak się okazuje, białoruscy komuniści czuli
się na tyle silni, że nie czekali na wkroczenie wojsk radzieckich. -
Chodzili w kilkuosobowych grupach po Brzostowicy, byli wśród nich Żydzi,
jednak przeważali Białorusini. Pamiętam, że przyszli nocą i wyciągali
ludzi z domów. Krzyk był straszliwy. Przewodził im Ajzik, syn Deli i
Borucha, członka PPR - wspomina starszy mężczyzna i widać, że jest bardzo
poruszony, a same wspomnienia sprawiają mu ból. Jak mówi, nieprawdą są
informacje podawane przez historyków, jakoby Polaków wrzucano do dołu z
wapnem. - Mordowano ich na progach domów siekierami, a zwłoki wrzucano do
dołów na ziemniaki, rozmieszczonych w pobliżu majątku hrabiostwa
Wołkowickich. Rozgrabiono również ich modrzewiowy dworek, komuniści
rozszabrowali też majątek hrabiego Sołtana w pobliskiej Brzostowicy
Murowanej - opowiada nasz informator. Jak mówi, wielu z komunistów
pochodziło ze wsi Padbahoniki, gdzie znajdował się matecznik
Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi. Stamtąd też pochodził
Arkadiusz Łaszewicz, po wojnie wieloletni I sekretarz KW PZPR w
Białymstoku. Kiedy do Brzostowicy wkroczyli Niemcy, znaleźli w
archiwach miejscowego oddziału partii komunistycznej listę Polaków
przeznaczonych do wywózki. Niemcy też rozkopali mogiły. - Niemieccy
żołnierze filmowali całą ekshumację zwłok. Jeżeli IPN chce dotrzeć do
materiałów filmowych, powinien zwrócić się do strony niemieckiej o
udostępnienie kronik filmowych. Znajomy, który był na przymusowych
robotach w Westfalii, opowiadał, że wielokrotnie wyświetlano tam tę taśmę,
jako przykład bestialstwa sowietów - opowiada nasz rozmówca. Cywilni
pracownicy administracyjni niemieckiego okupanta przeprowadzili śledztwo.
Część z komunistycznych zbrodniarzy udało im się ująć. - Wyrokiem
niemieckiego sądu część z bandytów pod koniec 1944 roku została
zlikwidowana. Rozstrzelano ich pod Piotrowcami. Wielu jednak udało się,
dzięki pomocy partii komunistycznej, uciec. Po wojnie władze sowieckie
wystawiły odpowiedzialnym za zbrodnie na Polakach pomnik - mówił starszy
mężczyzna. Jak w wielu innych przypadkach, komunistycznym mordercom
bezpiecznego schronienia udzieliła PZPR, poprzedniczka dzisiejszego SLD. -
Po wojnie uczyłem się w Białymstoku z synem woźnego, który pracował w
urzędzie bezpieczeństwa przy ul. Mickiewicza 5. Wiele nazwisk ludzi, o
których opowiadał, słyszałem już wcześniej, właśnie w Brzostowicy - mówił
nasz rozmówca. Zapewnił nas, że wszystkie informacje przekaże właśnie
białostockiemu IPN. Pracownikom tamtejszej Komisji do Ścigania Zbrodni na
Narodzie Polskim udało się, jak do tej pory, dotrzeć do dwóch świadków,
którzy posiadają informacje o wydarzeniach z Brzostowicy.
Wojciech Wybranowski
Powrot
|