Ostatnio powszechnie i bez powodu szermuje się
pojęciem antysemityzmu. Należałoby zastanowić się nad intencjami osób,
które nadużywają tego słowa. Czy wmawianie Polakom antysemityzmu nie
spowoduje autentycznego zniechęcenia do Żydów?
Tak było na Kresach
Przed wojną wśród młodego pokolenia, do którego
należałam, nie było przejawów antysemityzmu, przynajmniej na
Wileńszczyźnie. W gimnazjach, m.in. w Gimnazjum im. E. Orzeszkowej w
Wilnie, uczyły się i przyjaźniły ze sobą zarówno uczennice Polki, jak i
Żydówki. Do dziś te kontakty przetrwały, np. Sima Kaganowicz zamieszkała w
Tel Awiwie, przyjeżdża na spotkania "Orzechówek" do Polski. Tak wspomina
czasy wileńskie: "Kresy w szerszym znaczeniu tego słowa stanowiły duży
ośrodek żydowski... Stanowiły dla Żydów przez wiele lat takie centrum,
jakim był Babilon..." ("Wilno i Wileńszczyzna jako krajobraz i środowisko
wielu kultur", Białystok 1992). To samo utrzymuje Rachela Margolis,
przebywająca obecnie tak w Izraelu, jak i w Wilnie - przez sentyment.
Tymczasem Izrael Gutman - prof. historii na Uniwersytecie Hebrajskim,
rodem z Polski, autor wielu prac naukowych, uważa, że "był antysemityzm,
kiedy żyli w Polsce Żydzi i jest antysemityzm również dzisiaj" (rozmowa D.
Rosiaka z I. Gutmanem, "Życie" 4.07.1999). Prawda jest inna. Społeczność
żydowska nie była lojalna względem państwa polskiego. Żydzi stanowili
trzon Komunistycznej Partii Polski - prowadzącej akcję wywrotową, a więc
wrogą naszemu Narodowi. A gdy wkroczyła na ziemie polskie Armia Czerwona,
Żydzi witali ją radośnie z czerwonymi flagami i czerwonymi opaskami na
rękawach. Do końca życia nie zapomnę takiej sceny: ulicą na
przedmieściu Wilna idzie polski żołnierz w luźnym szynelu, bez pasa,
zgnębiony po klęsce wrześniowej. Podbiega do niego młody Żyd i uderza go w
twarz. Kiedy zaczęły się wywózki Polaków przez Sowietów w głąb ich
przepastnego imperium, zadanie było ułatwione przez Żydów, którzy zawczasu
przygotowali wykazy polskiej inteligencji. Przykładem moja rodzina
Horodniczych z miasteczka Kościeniewicze. Według I. Gutmana, serdeczne
powitanie przez Żydów wojsk sowieckich wynikało z wiary, że "pod okupacją
tą istniała większa szansa przeżycia niż pod Niemcami..." (rozmowa D.
Rosiaka z I. Gutmanem, "Życie" 4.07.1999). Ależ we wrześniu 1939 r.
większość Żydów nie zdawała sobie sprawy z rozmiarów zaplanowanego
holokaustu. Antypolonizm był w nich zakodowany od dziesiątków, jeśli nie
od setek lat. Pogarda dla "goja", przechytrzanie go to cecha nieodłączna
mentalności żydowskiej. Świadczyło o tym powiedzenie "wasze ulice - nasze
kamienice". Jak stwierdza brytyjski historyk Norman Davies: "...była
irracjonalna nienawiść części Żydów do Polaków". Należy dodać: znacznej
części! Teraz, nie bacząc na sześć tysięcy drzewek zasadzonych w
Izraelu dla Polaków, którzy ratowali życie Żydów, nie licząc, ilu z tych
ratujących postradało własne, Żydzi mają czelność twierdzić, że miały
miejsce "jawne akty agresji ze strony AK. Rząd na emigracji, a przede
wszystkim Delegatura w Polsce robiła niewiele dla ratowania Żydów"
(rozmowa D. Rosiaka z I. Gutmanem, "Życie" 4.07.1999). A pomoc dla
powstańców w getcie warszawskim, a ukrywanie dzieci żydowskich przez
zgromadzenia zakonne, np. Sióstr Szarytek w Wilnie, itd. Wszystkiego mało
i mało!
Kto ma przepraszać
To nieważne, że różne
narody: Francuzi, Brytyjczycy, a przede wszystkim sami Żydzi, głównie
amerykańscy, podczas wojny nie starali się ratować swoich braci. Obecnie
oskarża się Polaków na cały świat, posługując się nawet szantażem, o
zbrodnię mordowania Żydów w Jedwabnem, bez czekania na wyniki śledztwa.
Tymczasem w kwietniu 1944 r. we wsi Koniuchy na dawnej Wileńszczyźnie
został dokonany zbiorowy mord na tamtejszej ludności przez oddział
partyzantów sowieckich, złożony w znacznej mierze z Żydów zbiegłych z
gett. Pisze o tym Chaim Lazar z Izraela w książce pt. "Destruction and
Resistance" (New York, 1985) dla przydania chwały "dzielności" swych
pobratymców... "Pewnego wieczoru 120 najlepszych partyzantów ze wszystkich
obozów, uzbrojonych w najlepszą broń [ze zrzutów z Moskwy - dop. H.P.]
wyruszyło w stronę wsi Koniuchy. Między nimi było około 50 Żydów, którymi
dowodził Jaakow Prenner. O północy dotarli w okolice wioski i zajęli
pozycje wyjściowe. Mieli rozkaz, aby nikomu nie darować życia. Nawet bydło
i nierogacizna miały być wybite... Przygotowanymi zawczasu pochodniami
partyzanci palili domy, stajnie, magazyny... Półnadzy chłopi wyskakiwali
przez okna i usiłowali uciec. Ale zewsząd czekały ich śmiertelne pociski.
Wielu z nich wskoczyło do rzeki, aby przepłynąć na drugą stronę, ale tam
też spotkał ich taki sam los... 60 gospodarstw chłopskich, w których
mieszkało około 300 osób, zniszczono. Nie uratował się nikt" (J.
Urbankiewicz "Jedwabne i Koniuchy", "Wiano" nr 5/138, Łódź). Jaka była
przyczyna tej masakry? Otóż w Koniuchach chłopi nachodzeni przez bandy
sowiecko-żydowskie, obrabowywani przez nie z żywności, zorganizowali
samoobronę. W końcu byli już pozbawieni podstawowych środków do życia.
Obecnie sprawą mordu w Koniuchach zajmuje się Instytut Pamięci
Narodowej. Ciekawe, kogo będą przepraszały nasze władze?
Litewski wstyd
I jeszcze jeden aspekt problemu
rzekomej współwiny Polaków w dziele zagłady Żydów w czasie II wojny
światowej, bzdurnie lansowanej przez niektóre kręgi żydowskie. Bo jeśli
chodzi o Niemców, to dla współczesnych Izraelczyków są to powojenni
przyjaciele. Odbywają się spotkania wśród młodzieży, podejmowane są
wspólne przedsięwzięcia itp. Także "w Europie zachodniej praktycznie nie
ma antysemityzmu... Tylko w Polsce jest inaczej" (Rozmowa z I. Gutmanem,
"Życie", 4. 07.1999). Teraz i dziesiątki lat wstecz. A dlaczego
niedalekiej przeszłości nie wypomina się np. Litwinom? Przecież
wymordowali ochotniczo praktycznie całą społeczność żydowską w swoim kraju
- ok. 240 tys. osób. Nie trąbi się na cały świat o bestialskiej zagładzie
kobiet i starców, strącanych żywcem do dołów w lesie ponarskim? Dla dzieci
litewscy szaulisi żałowali kul, roztrzaskiwali więc ich główki po prostu o
drzewa. W tej "rzeźni ludzkiej" - jak określił Ponary Józef Mackiewicz
- zostało zamordowanych około 70 tysięcy Żydów. A w Kownie Litwini
samorzutnie, zanim Niemcy wydali jakiekolwiek zarządzenia, urządzili istny
pogrom. Dlaczego o tym cicho, sza? Wprawdzie Efraim Zuroff - dyrektor
Centrum Szymona Wiesenthala z Jerozolimy - określa skandalem fakt, że w
ostatnim czasie spośród dziesięciu faszystów litewskich, wydalonych ze
Stanów Zjednoczonych, sądzić usiłowano tylko jednego. Aleksandras
Lilejkis, winien śmierci 35 tysięcy Żydów, spacerował sobie swobodnie
ulicami Wilna, aż po paru latach... zmarł. E. Zuroff stwierdza: "Ani jeden
z przestępców nie spędził choć jednego dnia w więzieniu. A są to ludzie
oskarżeni o masowe zbrodnie. To jest oburzające" (Rozmowa Dawida
Warszawskiego z E. Zuroffem "Gazeta Wyborcza" 15.07.1999).
Charakterystyczne jest, że oprawcy wywodzili się ze wszystkich grup
społecznych, nie byli więc marginesem przestępczym, zdarzającym się w
każdym kraju. Poza tym w tym czasie, kiedy to się działo, nie było wśród
Litwinów głosów potępiających ów koszmar. Nawiasem mówiąc, w tej
największej kaźni ziem północno-wschodnich II Rzeczypospolitej - w
Ponarach - zamordowano tysiące Polaków - przeważnie akowców, przywożonych
z więzienia po wielomiesięcznym, okrutnym śledztwie, prowadzonym przez
litewskie służby bezpieczeństwa, współpracujące z gestapo. To także wynik
antypolonizmu.
Helena Pasierbska
Autorka od lat zajmuje
się tematem martyrologii Polaków na Litwie w czasie II wojny światowej.
Wydała książkę "Wileńskie Ponary", której drugie wydanie ukazało się w
maju 2001 r.
Powrot
|