Antypatie Grossa
Jacek Wegner, Tygodnik SOLIDARNOŚĆ 33/2001

 


Czytam regularnie liczne wypowiedzi polemiczne Jana Tomasza Grossa, drukowane zwłaszcza w Rzeczpospolitej, jakby ten najpoważniejszy polski dziennik z jakąś niezrozumiałą dla przeciętnego czytelnika uporczywością służył swymi łamami temu publicyście.
Czytanie tekstów Grossa nie jest łatwe, autor często konstruuje bowiem wypowiedzi, lekceważąc rygory składniowo-logiczne, jak na przykład: "Bez rozpoznania wspólnej przeszłości skarbnica tysiąca lat będzie stracona, zapewne także szansa dla każdej ze wspólnot dojścia do ładu z własną tożsamością". Toteż z mozołem trzeba przedzierać się przez meandry syntaktyczno-myślowe autora.
Wysiłek ten byłby wszelako nagrodzony, gdyby treść tego, co pisze w artykułach Jan Tomasz Gross, była choć zawiła, lecz uczciwa. Tymczasem autor zachowuje się tak, jak jezuita z połowy XVIII wieku - musi spełnić swą misję i koniec! Żadna rzeczywistość nie wpłynie na jego poglądy, nie skłoni do zastanowienia się nad tym, co głosi, nie wywoła potrzeby rewizji przekonań. Tak ma być: katoliccy mieszkańcy wymordowali swych inaczej wierzących sąsiadów, a winę za to ponosi cały naród i cały Kościół, z których pochodzili siepacze. Nad każdym dowodem materialnym, że szczuli i zabijali przede wszystkim Niemcy, Gross przechodzi do porządku. Nawet gdyby ktoś, broniąc prawdy, trzymał dowody rzeczowe w jednej ręce, a drugą w imię tej prawdy chciał na oczach Grossa popełnić harakiri, nie wzruszyłby tego jezuity l rebours, który sam gotów...
Właśnie! Do czego w obronie swych hipotez gotów jest Gross? Gdybyśmy wiedzieli, że działa tak uparcie w imię jakichś pięknych idei, musielibyśmy jego postępowanie uszanować i zarazem głęboko mu współczuć, jak współczuje się każdemu szlachetnemu fanatykowi. Kłopot jednak w tym, że nikt publicznie nie wyjawia, dla jakich wartości Gross wypowiada z niezwykłą energią, pasją i samozaparciem to, co wyraża.
Jedna z ostatnich, nader zresztą krótkich, bo skróconych przez redakcję refleksji Grossa, wydrukowana 20 lipca w Rzeczpospolitej pod winietą "Rzeczowy przegląd prasy", zdaje się dawać nam przesłankę do odpowiedzi, dlaczego Gross nie przyjmuje żadnych argumentów przeciwnych swej tezie, odrzuca każdą rzeczywistość i głosi wciąż te same przeświad-
czenia, nieweryfikowane nawet pod naporem rekonstruowanych i odkrywanych przez badaczy nowych faktów.
Otóż Gross w przywołanej enuncjacji z The Wall Street Journal mówi otwarcie, bo zwraca się do niekatolickich głównie czytelników, czego nie lubi, a co uznaje za dobro: "sześćdziesiąt lat po zamordowaniu w biały dzień przez katolickich mieszkańców"; później: "nacjonalistycznie nastawieni hurrapatrioci (...) pana Kieresa, chrześcijanina, nazywają żydowskim lokajem"; nieco dalej: "kryształowo czystym głosem jest głos prezydenta Kwaśniewskiego"; i wreszcie: "Holocaust był nagle zapomniany w powojennej Polsce (...) został odepchnięty, jakby był problemem innych. W rezultacie kraj nigdy nie ubolewał nad utratą trzech milionów obywateli".
Straszne są t u epitety: katolicy, chrześcijanie, gdyż jeśli te pojęcia wpisze się w zbrodnię, to zaczynają one znaczyć najgorszą potworność. W tej potworności nieskalanym dobrem jest głos ateistycznego prezydenta, który bez żadnego skrępowania za potworną zbrodnię popełnioną przez kilku polskich kołtunów, degeneratów, renegatów i zdrajców ojczyzny, będących na usługach okupanta, obwinia cały naród. [wciąż czekam na podanie konkretnych nazwisk tych "kilku polskich kołtunów, degeneratów, renegatów i zdrajców ojczyzny". Bez nich mówienie o jakimkolwiek polskim udziale w mordzie jest po prostu przedwczesne! - wtr. WK] To tak samo jakby wszystkich katolików, chrześcijan, łącznie z uczonymi, męczennikami i świętymi, czynić odpowiedzialnymi za zbrodnie hiszpańskiej inkwizycji albo pogromy Żydów w carskiej, prawosławnej Rosji.
Znamienna jest t u również ewokacja nieprawdy, że w powojennej Polsce zapomniano o martyrologii Żydów. Nie zapomniano ani w wojennej, kiedy wielu Polaków oddawało życie w obronie Żydów, ani w powojennej, zniewolonej przez rzeczników interesów obcego mocarstwa, ani w wolnej, kiedy uczono i uczy się o tym dzieci, kiedy pisano, pisze się, publikuje się książki, kręcono i kręci podejmujące w dalszym planie wątek Holocaustu, chociażby "Ostatni etap", "Korczak", nie mówiąc o dokumentalnych z ostatniego dziesięciolecia? Wie, ale nie powie... Bo woli mówić co innego.
Kto tak postępuje? Przecież nie żaden weredyk ani człowiek przyzwoity brzydzący się kłamstwem, żaden patriota czy nawet, mówiąc językiem publicysty, hurrapatriota. Kto więc?
Że Gross postponuje chrześcijaństwo i katolicyzm, nie należy się dziwić - po prostu tak został wychowany, iż naszej religii, która legła u podstaw cywilizacji najpiękniejszej i najpotężniejszej ze wszystkich nam znanych, nie znosi. Lecz wyrósł też w polskiej kulturze, pisze i mówi na co dzień, najczęściej po polsku, mieszka w Polsce, ma polski paszport. Uchodzi w oczach opinii publicznej za Polaka.
Jak więc nazwać Polaka [Polaka? Trudno widzieć w Grossie Polaka, skoro on sam uważa się za Żyda - wtr. WK], który całemu światu mówi nieprawdy poniżające własny naród, a słuchająca część świata radośnie klaszcze, sowicie płacąc za te uciechy, ponieważ ma interes, żeby nie lubić tego narodu, którego Gross również nie lubi?
Tylko że Gross z niedocieczonych wyroków losu został temu narodowi przypisany [Absurd! Gross jako Żyd "przypisany" jest narodowi żydowskiemu - wtr. WK]. Jest w naszym języku kilka określeń na podobnie jak Gross zachowujące się indywidua, a nasza historia ostatnich trzystu lat obfituje w skutki ich działań. Każda z tych nazw ma inne uczuciowe nacechowania - do wyboru więc: apostata, renegat, zdrajca, jurgieltnik, rzecznik obcych interesów, ptak kalający własne gniazdo etc.

Jacek Wegner


Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1