Aleksander z Jedwabnego i "Życiowe" obłędy
Jan Kowalski, Nasz Dziennik, 11-12 sierpnia 2001

 

"Nasz Dziennik - Przegląd mediów" 11-12 sierpnia 2001

"Życie" (6.08.2001) AND, Rezygnacja burmistrza

Krzysztof Godlewski nie będzie już burmistrzem Jedwabnego. Wczoraj, na własną prośbę, został odwołany z funkcji. (...) Rezygnację ze stanowiska zapowiadał jeszcze przed lipcowymi uroczystościami. Mówił wówczas, że jest zmęczony atmosferą wokół miasteczka, nie tylko wytwarzaną przez media, ale także za sprawą części radnych i mieszkańców. Samorządowcy od początku sprzeciwiali się organizowaniu w ich mieście uroczystości rocznicowych, nie zgadzali się również na to, by wziął w nich udział Godlewski.
Większość mieszkańców nie brała udziału w modlitwie za zamordowanych Żydów (...). Ich zdaniem, zbrodnię popełnili Niemcy, a nie Polacy.
Nie przekonały ich również słowa prezydenta, który w swoim przemówieniu powiedział, że "nie wolno mówić o odpowiedzialności zbiorowej obciążającej winą mieszkańców jakiejkolwiek miejscowości czy całego narodu. Każdy człowiek odpowiada za własne czyny". (...)
Część mieszkańców Jedwabnego, choć nie była to duża grupa, w pełni poparła działania burmistrza i 10 lipca wzięła udział w modlitwie za zmarłych.
- Jesteśmy tu po to, by dać świadectwo, że nie wszyscy jedwabianie myślą tak jak Leszek Bubel - mówili dziennikarzom.

* * *

Kilka razy, po przeczytaniu tego tekstu, sprawdzałem, czy rzeczywiście jest to dziennik "Życie", czy czasem nie zawieruszyły się w nim jakieś luźne kartki z "Gazety Wyborczej". Jednak to "Życie". Sięgam po "Wyborczą": tekst o rezygnacji Godlewskiego o dziwo do przyjęcia, bez jakichś głupawych sformułowań i podtekstów (typu "mieszkańcy nie brali udziału w modlitwie", "nie przekonały ich słowa prezydenta"). Czyżby - pomyślałem - jakaś kooperacja, wzajemne kursy dla redaktorów, "porozumienie" ponad "podziałami"? Nie wiem.
Burmistrz Jedwabnego zrezygnował ze stanowiska, ale radni i mieszkańcy nie byli nim zachwyceni. Czy to ma dziwić? Większość go nie chce, on sam doszedł do wniosku, że też nie chce, więc wszystko w porządku, zgodnie z regułami "świętej demokracji". Ale dla "Życia" coś jest nie tak. Bowiem "większość mieszkańców nie brała udziału w modlitwie za zamordowanych Żydów". Nie interesują redakcji słowa miejscowego proboszcza, który mówił, że wiele razy w kościele modlono się za zamordowanych. Ci wszyscy, którzy chodzą do kościoła modlili się za nich i to wielokrotnie. Dlaczego zatem jakiś redaktor "Życia" bezczelnie kłamie, że się nie modlili? Oczywiście, ktoś kto nie umie lub nie chce się modlić w Kościele katolickim po polsku, miał możliwość uczynić to po żydowsku 10 lipca. I jakaś grupka jedwabian tam była.
Czy to grzech, że katolicy polscy nie modlili się pod przewodnictwem rabinów po żydowsku? Z tego co wiem, Kościół takiego obowiązku nie nałożył i nie obwarował karami. Wydaje się, że zdaniem redaktora "Ż" nie to było powodem nieuczestniczenia jedwabian. Jak pisze: "(...) ich zdaniem zbrodnię popełnili Niemcy, a nie Polacy". A jak jest zdaniem redaktora? Pewnie jest tak jak "być powinno", czyli według projektu ośmieszenia i poniżenia Polski, jako współwykonawczyni holocaustu. Tego oporna społeczność Jedwabnego wraz ze swymi pasterzami przyjąć do wiadomości nie chce. Nawet nie przekonują ich słowa samego prezydenta, pisze redaktor "Ż". Trochę mnie to zmartwiło, bo przyznam szczerze, że i mnie wiele słów prezydenta nie przekonuje - może jestem wrogiem demokracji kultowej? Moja strata. Bo przecież, gdyby nie mój ślepy upór i gdybym dał się przekonać prezydentowi, to z pewnością mieszkałbym już we własnym domu i chodziłbym po swych własny schodach, a tak?
Skoro jednak redaktora "Ż" przekonują słowa prezydenta, to dlaczego zarzuca jedwabianom nieposłuszeństwo? Wszak prezydent, który wedle własnej woli jest prezydentem wszystkich Polaków, reprezentował tych Polaków, których tam nie było - więc gdzie leży problem redaktora? W końcu, czy chcieli tego, czy nie - jedwabianie mieli reprezentanta. Kwaśniewski zresztą to uzurpatorsko potwierdził w swym przemówieniu: "(...) Wszyscy bądźmy dziś mieszkańcami Jedwabnego". Poza tym, skoro Kwaśniewski powiedział, że "nie wolno mówić o odpowiedzialności zbiorowej obciążającej winą mieszkańców", to po cóż mieliby jedwabianie tam przychodzić? Wygląda na to, że "Życiowy" redaktor nie słucha prezydenta, choć - jak sugeruje - przekonują go jego słowa. Jak to jest możliwe?
A swoją drogą, skoro Kwaśniewski uznał, że nie ma odpowiedzialności zbiorowej i "każdy odpowiada za własne czyny", to po co tam sam pojechał? Wszak odpowiada jedynie za własne czyny. Ogłosić światu swoje przemyślenia? (podkr. moje - WK.) Mógł to zrobić na jakiejkolwiek konferencji prasowej. Kwaśniewski jednak wolał się pomodlić (?), oczywiście w asyście swego mistrza ceremonii - Marka Siwca. A jak pięknie się modlił, opisuje Kaja Bogomilska w "Naszej Polsce" (31.08.2001) w tekście pt. "Wzywał pomsty na głowy Polaków":
W trakcie oszczerczej uroczystości w Jedwabnem pełniący obowiązki prezydenta Polski, Aleksander Kwaśniewski (...) wziął też udział w żydowskiej modlitwie wzywającej pomsty na głowę winnych, czyli własnego narodu.
Fakt ten był pokazany w czasie transmisji w I programie telewizji publicznej 10 lipca br. Gdy odpowiedzialni redaktorzy zorientowali się co do treści modlitwy, transmisję kontynuowano bez tłumaczenia.
Redaktor "Ż" cieszy się, że przynajmniej mała grupka wzięła udział "w modlitwie za zmarłych" (raczej powinno być: "za i przeciw zmarłym") i w podsumowaniu notuje ich wypowiedź, że są tam po to, by dać świadectwo i że nie myślą tak jak Bubel. Można postawić pytanie: świadectwo czego? Argument "z Bubla" nie działa, ponieważ przede wszystkim ludzie ci nie myślą tak jak pasterze diecezji łomżyńskiej, Episkopat Polski i każdy uczciwy i przede wszystkim rozumny człowiek.

Jan Kowalski

Powrot

Hosted by www.Geocities.ws

1